Koszt tajemnic: jak pewien mężczyzna prawie stracił żonę

newsempire24.com 2 tygodni temu

Cena jednej skrytki: jak Witek prawie nie stracił żony

Rita wyszła na podwórko rozwiesić wyprane pranie. Dzień był słoneczny, a letnie słońce tak grzało, iż wszystko schnęło w mgnieniu oka. Spojrzała przez płot na sąsiednie podwórko, gdzie Witek, ich sąsiad, nerwowo biegał od kąta do kąta, czegoś szukając. Widać było, jak zagląda pod werandę, grzebie w szopie, sprawdza pod ławką.

— Witek, co ty tam zgubiłeś? Wczorajsze słońce? — zażartowała z uśmiechem Rita.

Ale mężczyzna choćby się nie odwrócił, tylko machnął ręką i zniknął w domu. Rita wzruszyła ramionami i już miała wrócić, gdy nagle drzwi gwałtownie się otworzyły, a do środka wpadła zapłakana Tamara — żona Witka.

— Tamaro, co się stało?! — zaniepokojona podbiegła Rita.

— Jak on mógł? — powtarzała sąsiadka, nie mogąc powstrzymać łez. — Jak w ogóle mógł tak pomyśleć?!

Rita, zdezorientowana, poklepała przyjaciółkę po ramieniu, ale nic nie rozumiała. Wydawało się, iż u tej pary zawsze panowała sielanka — ani kłótni, ani pretensji, tylko kwitnące rabatki i zapach świeżego ciasta dobiegający z okna.

Tamara z Witkiem mieszkali w domku na przedmieściach Lublina. Dom wyglądał jak z pocztówki — latem tonął w kwiatach, zimą miał starannie odśnieżone ścieżki. Córka była już zamężna, a syn Kuba kończył technikum. Witek pracował jako inżynier, Tamara była krawcową w lokalnej fabryce. Sąsiedzi — Rita i Andrzej — od lat się z nimi przyjaźnili, razem świętowali i pomagali sobie nawzajem.

Witek miał jednak jeden nawyk — uwielbiał robić skrytki. Chował pieniądze w różnych miejscach: w szopie, pod rabatką, a choćby pod deską w altance. Nie dlatego, iż je ukrywał — po prostu tak było mu spokojniej. Potem jednak zapominał, gdzie schował, i zaczynał poszukiwania.

Tamara o tym wiedziała. Kiedyś, dawno temu, się denerwowała, ale później machnęła ręką — nie da się go przecież przestawić. Nigdy nie brała jego pieniędzy, choćby jeżeli je znalazła. Dwadzieścia sześć lat małżeństwa nauczyło ją wyrozumiałości.

Tego ranka Rita znowu zobaczyła Witka, jak biega po podwórku i szuka swojej kolejnej „skarbonki”. Zaśmiała się i zażartowała:

— Znów zgubiłeś forsę, głuptasie?

Ale nie minęło pół godziny, gdy do jej domu wpadła Tamara, z zaczerwienionymi oczami i łzami na policzkach. Rita posadziła sąsiadkę, nalała herbaty, postawiła ciastka.

— Wyobraź sobie — wyszeptała Tamara, ledwo powstrzymując łkanie — oskarżył mnie, iż ukradłam mu pieniądze! Powiedział: „Znalazłaś, wzięłaś i milczysz!” To Witek! Ten sam, który zawsze mówił: „Jesteś dla mnie świętością”. A teraz ja jestem złodziejką?! Przecież nigdy nie tknęłam jego skrytek, choć sto razy na nie trafiłam!

Rita aż jęknęła. Po Witku się tego nie spodziewała. Tamara była cichą, troskliwą, najlepszą kobietą. Jej obrazić — to jak splunąć na ołtarz.

— Tamaro, nie przejmuj się. On sam sobie przypomni, znajdzie tę swoją „skrytkę” i będzie błagał na kolanach o przebaczenie.

— A ja nie chcę! Za tydzień mam urlop — jadę do mamy na wieś. I nie wracam! Niech sobie żyje sam — ze swoimi pieniędzmi!

Tymczasem Witek biegał po osiedlu, szukając nie tylko pieniędzy, ale i żony. Wpadł do sklepu, gdzie pracowała Grażyna, przyjaciółka Tamary.

— Grażynka, Tamara tu nie była?

— Nie, nie widziałam. Co, zgubiłeś swoją kobietę? Wróci. Ona nie jest z tych, co uciekają.

Witek ruszył do domu, ale po drodze natknął się na syna. Kuba szedł z Olą — swoją dziewczyną. W rękach trzymała przepiękny bukit czerwonych róż.

— Ola, urodziny, co? — spytał Witek, przypominając sobie, iż syn niedawno prosił o pieniądze na prezent.

— Tak, dziewiętnastka! A wieczorem idziemy z przyjaciółmi do kawiarni — oznajmiła uradowana dziewczyna.

Witek się uśmiechnął, ale w środku coś go ukłuło. Przecież nie dał synowi pieniędzy — był tego pewien. Skąd więc te kwiaty?

Zadzwonił do Kuby:

— Synu, skąd wziąłeś kasę na prezent?

— Tato, wczoraj przypadkiem znalazłem na werandzie — pod pudełkiem. Szukałem plecaka, a tam koperta. Zorientowałem się, iż to twoja skrytka. Chciałem ci później powiedzieć…

Witek zamilkł. Ze wstyWitek odetchnął z ulgą i szybkim krokiem ruszył do domu, by przeprosić Tamarę i obiecać, iż już nigdy nie schowa ani grosza bez jej wiedzy.

Idź do oryginalnego materiału