Lampa, która prawie zrujnowała rodzinę

polregion.pl 3 godzin temu

**Lampa o mało nie zniszczyła rodziny**

Zosia, Kuba, kto z was stłukł moją lampę? To pamiątka po Władku! Jadwiga Stanisławowska uderzyła dłonią w dębowy stół w salonie starego domu Kowalskich, a kurz poderwał się ze zniszczonej serwety haftowanej stokrotkami. Dom, wybudowany w latach trzydziestych, pachniał starym drewnem, naftaliną, świeżo ugotowanym żurem i lekką wilgocią z piwnicy. Zabytkowa lampa z mosiężną podstawą w kształcie winorośli i zielonym abażurem, którą Jadwiga przechowywała jako ostatnią pamiątkę po zmarłym mężu, leżała na wyblakłej podłodze, abażur był pognieciony, a noga pęknięta, odsłaniając przewody. Jej siwe włosy były ściągnięte w wysoki kok, kwiecisty szlafrok kołysał się przy każdym ruchu, a okulary w rogowej oprawie zaparowały z gniewu. Drżące dłonie wbijały się w krawędź stołu.

Zosia, piętnastoletnia wnuczka, zerwała się z zapadniętej kanapy. Jej ciemne włosy były potargane, a czarna bluzka z kotami podwinęła się, odsłaniając pasek dżinsów. Wskazała palcem młodszego brata, a jej głos brzmiał ostro.

Babciu, to nie ja! krzyknęła, jej adidasy skrzypiały na podłodze. To Kuba! On zawsze wszystko przewraca, wczoraj tu kopał piłkę!

Kuba, dwunastoletni chłopak w pomiętej niebieskiej bluzie z kapturem, odłożył tablet, na którym grał w wyścigi. Jego rude włosy sterczały na wszystkie strony, a oczy rozszerzyły się z oburzenia.

Ja? Zosia, kłamiesz! podskoczył na miejscu. Babciu, na serio, nie dotykałem lampy! To Zosia wczoraj kręciła tu swoje tik toki, skakała jak koza!

Marek, syn Jadwigi, wszedł do salonu. Jego robocza kurtka, przesiąknięta zapachem oleju i metalu, zwisała z ramion. Był brygadzistą w fabryce, a zmęczenie odbijało się w cieniach pod jego oczami i błyszczącej od potu szczecinie na twarzy.

Mamo, przestań krzyczeć, cały dom się trzęsie powiedział, rzucając kurtkę na skrzypiący wieszak. To tylko lampa, stary grat! Po co robić z tego awanturę?

Alicja, synowa Jadwigi i matka dzieci, układała talerze na stole. Jej blond włosy wymykały się z niedbałego kucyka, a fartuch w plamach od żuru i mąki kołysał się przy każdym ruchu. Jej twarz była zmęczona gotowaniem i sprzątaniem.

Marek, nie zaczynaj powiedziała, jej głos był napięty. To nie grat, to mamina lampa, pamiątka po Władku. Zosia, Kuba, przyznajcie się, kto to zrobił, i po sprawie.

Lampa leżąca na podłodze nie była już tylko zniszczonym przedmiotem, ale symbolem rodzinnego rozdarcia, w którym każdy widział swoje żale, zmęczenie i brak zrozumienia.

Wieczorem kłótnia wybuchła z nową siłą. Salon, oświetlony przyciemnioną żyrandolową lampą ze zszarzałą farbą, huczał od podniesionych głosów. Jadwiga siedziała w starym fotelu ze spłowiałą tapicerką, cerując wełnianą skarpetę. Igła migała w jej dłoniach, a kłębek wełny toczył się po podłokietniku. Marek pił herbatę z popękanej szklanki z napisem *Najlepszy fachowiec*, a gazeta z krzyżówkami leżała pomięta na stole. Alicja zmywała naczynia w kuchni, ale jej głos przebijał się przez uchylone drzwi, pachnące żurem i koprem. Zosia przewracała strony podręcznika do biologii, jej słuchawki zwisały na szyi, a Kuba budował chwiejną wieżę z klocków, które natychmiast rozsypywały się z głuchym stukiem.

Zosia, widziałam, jak wczoraj tańczyłaś w salonie! powiedziała Jadwiga, jej okulary zsunęły się na nos. Lampa nie spadła sama!

Zosia cisnęła podręcznik na kanapę, jej policzki zrobiły się czerwone, a głos zadrżał.

Babciu, tańczyłam, ale nie dotykałam lampy! krzyknęła, jej warkocz poderwał się. To Kuba, biegał tu rano z piłką!

Kuba podskoczył, klocki rozsypały się po podłodze.

Ja? Zosia, ty specjalnie! wskazał palcem siostrę. Byłem w swoim pokoju, grałem w gry! Babciu, ona kłamie!

Marek odstawił szklankę, herbata wylała się na obrus.

Mamo, to stara lampa, czego się tak denerwujesz? powiedział, pocierając skronie. W domu bałagan, ja pracuję po dwanaście godzin w fabryce, a wy się kłócicie jak na targowisku!

Alicja weszła z kuchni, wycierając ręce w fartuch.

Marek, to nie grat, to pamiątka po Władku! Jej głos zadrżał. I nie obwiniaj dzieci, one nie są winne! Jadwigo, rozwiążmy to bez krzyków.

Jadwiga wstała, szlafrok zaszeleścił, a igła wypadła jej z dłoni, kłując w palec.

Pamiątka? Alicjo, ta lampa to wszystko, co mi po nim zostało! Jej oczy zabłysły. Czytaliśmy pod nią listy, planowaliśmy ślub! A wy traktujecie mnie jak zbędną staruchę we własnym domu!

Zosia poderwała się, jej plecak spadł z kanapy, a oczy wypełniły się łzami.

Babciu, nie chciałam niczego zniszczyć! krzyknęła. Ale ty zawsze na nas krzyczysz, jakbyśmy byli wrogami! Nie wytrzymuję już, wychodzę! Wybiegła z domu, zatrzaskując ciężkie drewniane drzwi. Jej adidasy stukły po schodach ganku, a plecak kołysał się na ramieniu.

Kuba otworzył usta ze zdumienia, tablet wypadł mu z rąk, pękając.

Zosia! krzyknął, podbiegając do okna. Babciu, to nie ja, ale ja ją znajdę, przysięgam!

Alicja rzuciła się do drzwi, jej fartuch zaczepił się o krzesło.

Zosia, wróć tu natychmiast! zawołała, ale ulica milczała, tylko pies za płotem zaszczekał.

Marek zerwał się, jego twarz zbladła.

Cholera powiedział, chwytając kurtkę. Mamo, to moja wina. Nie powinienem był nazywać lampy złomem. IdęZgasiwszy światło, odłożyli lutownicę na stół i spojrzeli w milczeniu na odnowioną lampę, której ciepły blask osnuł ściany domu splotem wspomnień, zgody i obietnicy, iż już nigdy nie pozwolą, by drobiazgi przyćmiły to, co najważniejsze rodzinę.

Idź do oryginalnego materiału