Korzeń to swego rodzaju kiepski żart z przedstawienia ściętego pnia – symbolu przemijania. Nawiązuje do pnia, ale nie spełnia swojego przeznaczenia. Nie mając kontaktu z ziemią, nie ma wglądu w to, co znajduje się pod powierzchnią. Tym samym przeczy magicznej symbolice drzew jako łączników między ziemią a niebem – między tym, co materialne, a tym, co duchowe. Artystka nawiązuje do historii swojej rodziny, własnych wyborów i związanej z tymi kwestiami romantycznej tęsknoty za czynnością malowania tradycyjną techniką olejną. Rodzice Bereniki Pyzy, absolwenci różnych kierunków artystycznych, po jej narodzinach wrócili do rodzinnego miasta ze względów mieszkaniowych. Gdy się okazało, iż malowanie obrazów na zamówienie nie przynosi regularnych dochodów, podejmowali różne prace niezgodne z ich wykształceniem. W końcu jedno z nich emigrowało w celach zarobkowych, a rodzina rozłączyła się na stałe. Mimo tych trudności rodzice zaszczepili w artystce miłość do sztuki. Wybór kierunku studiów stał się dla niej oczywisty. Jako nastoletnia dziewczyna Berenika zabroniła sobie jednak studiować malarstwo, chociaż malując, spędzała ogromną ilość czasu i wspomina ten okres życia jako najszczęśliwszy. Wybrała inny kierunek artystyczny – związany z projektowaniem ubioru i teatrem, wydający się bardziej rozsądnym. To zaś tradycyjne malarstwo – niezmiennie, co jakiś czas – wywołuje u artystki dziwny koktajl uczuć: od uwielbienia po ukłucie żalu. „Wypijam ten napój, ale tęsknotę za czymś, co minęło, żal za własne – być może niewłaściwe – decyzje, jak i ogólną skłonność do gloryfikacji cierpienia uznaję za niechlubne cechy narodu, w którym się wychowałam i wykształciłam. Nie mogę lub nie chcę całkowicie się od nich odciąć mimo podejmowanych prób” – przyznaje artystka.