Kolchida cz. 2

adamaswtrasie.blogspot.com 3 tygodni temu
Dojechać z Kutaisi do okolic Jaskini Prometeusza na której zakończyłem poprzednią część (właściwie wpis miał być pojedynczy, ale był ciut długi, a jak doszły jeszcze zdjęcia, to już w ogóle; w tej części też będzie o zwierzętach Zakaukazia) nie jest wcale zbyt łatwo (stan na kilka lat temu) – marszrutka nie dojeżdżała bezpośrednio, i trzeba było przesiadać się w Ckaltubo, dawnym sowieckim uzdrowisku, dziś w dużej mierze opuszczonym, przez to jeszcze bardziej ponurym (Zakaukazie słynie ze smacznych i leczniczych wód, najsłynniejsza z nich to borżomi; wielkim fanem zakaukaskich kurortów był sam Stalin). Można oczywiście nająć taksówkę albo – co też jest warte odwiedzenia – wynająć samochód, najlepiej z napędem na cztery koła. Nie dość, iż jesteśmy przecież w górach, to jeszcze na terenach postsowieckich. Drogi mają gorsze niż w Łodzi. Albo przynajmniej bardzo podobne.
Jaskinia Prometeusza w swej mniej barwnej odsłonie
Ckaltubo-Zdrój
Nie wszędzie też da się ową marszrutką dotelepać. Nad kanion rzeki Okace (szerzej znanej jako Okatse, kwestia transkrypcji z oryginalnego gruzińskiego alfabetu) trzeba iść piechotą (ok, w okolice można dotrzeć taksówką, a te na Zakaukaziu to wspaniała przygoda, o czym dawno temu wspominałem) – najpierw przez pozostałości olbrzymiego parku w stylu angielskim, jednego z nowocześniejszych w drugiej połowie XIX wieku nie tylko na Zakaukaziu, ale i w całym Imperium Rosyjskim (w końcu skądś car musiał brać elity – często wykorzystywał dawną wierchuszkę podbitych terytoriów; niewykorzystanych mieszkańców niższego stanu zagospodarowali dopiero komuniści: wśród starych bolszewików próżno szukać etnicznych Rosjan – a wśród liderów Rewolucji adekwatnie nie było ich wcale). Dziś pośród dawnych ścieżek należących niegdyś do spowinowaconego z Bonapartymi rodu Dadani pasą się krowy i świnie. Sic transit gloria mundi.
Park w stylu angielskim, acz na Zakaukaziu
Utylitarna strona parku
Taka mała rada - warto, oglądając bydło rogate, zwracać uwagę na liczbę wymion. jeżeli jest ich mniej niż cztery, to może nie być krowa, a na przykład naładowany testosteronem młody byczek, chcący gonić wszystko co się rusza.
Jurny byczek w fazie ataku
Potem - jeżeli spotkanie z miejscowym Fernando przebiegnie łagodnie - minąć trzeba zagajnik kasztanowcowy – z kasztanowców, nie z kasztanów. Te pierwsze to zmora maturzystów, owoce tych drugich można zjeść m.in na placu Pigalle w Paryżu.
Kasztanowce
Kasztany
Sam kanion jest bardzo malowniczy – to coś jak nasza dolina Prądnika, tylko o wiele, wiele większa. Wapienne skały, świadkowie geologicznej historii tego terenu najładniej chyba wyglądają – podobnie jak nasz Ojców – jesienią, kiedy żółto-czerwone liście wspaniale kontrastują z bielą kamieni.
Panorama kanionu
Jesień w Kanionie Okace
Kanion Okace
Poza kwestią skali w Ojcowie nie ma też kładki wystającej ponad przepaść kanionu. zwykle pilnuje jej strażnik, ale nie jest to uspokajająca wiadomość. Oprócz pobierania opłaty dba on też o to, by na punkt widokowy nie weszło na raz zbyt dużo osób. To bowiem tańszy sposób niż naprawa nieco skorodowanej konstrukcji. Swoją drogą sama droga wzdłuż Okace już skłania podróżnika do przemyśleń, powiedzmy, eschatologicznych. Ale nadal się trzyma, zawieszona na pionowych skałach kanionu.
Punkt widokowy
Rzeka Okace
Oj, przydługawe te wpisy o Imeretii – czy może jednak o mitycznej Kolchidzie (bardziej realnej jednak niż Atlantyda) - wyszły trochę. A to o nieistniejących kolejkach górskich, a to o przepięknych klasztorach...
Skarby Kolchidy
Pałac kolchidzkich imeretyńskich władców
Dawny przystanek kolejki linowej w Cziaturze
Klasztor Gelati
Freski Złotego Wieku
Katedra Bargati

Odwiedźcie Zakaukazie, póki Sowieci tam nie wrócą.
Rosyjska strefa wpływów
Idź do oryginalnego materiału