Koci Przewodnik

newsempire24.com 7 godzin temu

Kinga studiowała na uniwersytecie i dorabiała, jak większość studentów, głównie na nocne zmiany. Mama nie mogła jej pomagać, a na same stypendium w dużym mieście nie dało się przeżyć.

Po letniej sesji wzięła urlop i na trzy tygodnie pojechała do mamy. Wracała wypoczęta, wyspana, obładowana warzywami z ogródka i słoikami z konfiturami, które mama troskliwie spakowała do torby.

Kinga wysiadła z autobusu na placu przed dworcem. Po długiej podróży torba wydawała się dwa razy cięższa. Dotarła do przystanku busa i z ulgą postawiła swój bagaż na ławce.

Wracała do miasta z lekkim sercem. U mamy było dobrze, ale od dwóch lat żyła sama, przyzwyczaiła się do niezależności. Tęskniła za gwarem miasta, za przyjaciółmi. Kiedy zaczęła pracować, mogła pozwolić sobie na wynajem mieszkania i wyprowadzkę z akademika.

Mieszkanie było maleńkie, na obrzeżach miasta, ale najważniejsze, iż tanie. Okna wychodziły na nieużytki porośnięte wysoką trawą, za którymi zaczynał się las. Nocą za oknem nie było żadnego światełka, ale rankami słońce zalewało wnętrze jasnym blaskiem. Zimą od białego śniegu pokrywającego nieużytki robiło się jasno choćby w nocy.

Ktoś cicho zaskomlał. Kinga zajrzała pod ławkę i zobaczyła spiczastą, brązową mordkę. W dużych, wyłupiastych, ciemnych oczach malowała się tęsknota i strach. Dopiero teraz zauważyła smycz, którą pies był przywiązany do ławki. Przysiadła na korzonkach. Jamnik odsunął się od niej dalej pod ławkę, drżąc drobno całym ciałem.

“Nie bój się. Wyjdź.” Kinga delikatnie pociągnęła za smycz.

Niechętnie, popiskując, jamnik wypełzł spod ławki, gotowy w każdej chwili znów się pod nią schować.

Ale Kinga mocno trzymała smycz.

Pies oddychał szybko, co chwila wywieszając język. Sierpień był wyjątkowo upalny. Dlatego jamnik chował się w cieniu ławki przed palącym słońcem.

Kinga domyśliła się, iż pies chce pić. Niedaleko stał kiosk, w którym sprzedawano napoje i różne drobiazgi.

“Zaraz wrócę,” szepnęła do jamnika i podeszła do kiosku.

“Małą butelkę wody niegazowanej, poproszę,” zwróciła się do mało uprzejmej sprzedawczyni. “A nie ma pani czasem pustej puszki po konserwie?”

“Może lepiej dam pani jednorazowy kubek?” zaśmiała się kobieta.

“Nie, psu będzie niewygodnie pić z kubka. Tam, przy ławce, jest przywiązany jamnik. Nie wie pani, ile już tam siedzi?”

Kobieta zmrużyła oczy, spojrzała w stronę ławki i westchnęła.

“Okrutni są ludzie. Otwierałam kiosk o ósmej, widziałam, jak podjechała limuzyna, mężczyzna wysiadł z psem, przywiązał go do ławki i odjechał. Nie wrócił po niego. Chyba porzucił. Proszę, niech pani weźmie. Tylko nieumyta.” Podsunęła przez okienko pustą puszkę po szprotach.

Podziękowawszy, Kinga zapłaciła za butelkę wody, która kosztowała tu dwa razy tyle, co w zwykłym sklepie, i wróciła do ławki. Opłukała puszkę, nalała wodę i postawiła przed jamnikiem, który znów schował się pod ławkę.

“Pij, nie bój się.”

Uspokojony jej cichym głosem, jamnik z piskami podpełzł do puszki, obwąchał ją i zaczął łapczywie chłeptać. Gdy puszka była pusta, Kinga znów ją napełniła.

“Co mam z tobą zrobić? W nocy mogą cię rozszarpać bezpańskie psy. Albo wolisz, żeby zjedli cię bezdomni? Fuj.” Kingę przeszedł dreszcz na myśl o tym. “Pójdziesz ze mną? Nie masz wyboru.”

Zostawiła w kiosku kartkę z numerem telefonu na wypadek, gdyby właściciel jednak się zjawił. Odwiązała smycz i zaprowadziła opierającego się psa do nadjeżdżającego busa. Dla pewności zapłaciła za dwóch. Ani kierowca, ani pasażerowie nie protestowali, a pies spokojnie leżał na kolanach Kingi, nie skomląc.

W domu wtulił się w kąt przedpokoju, węsząc obce zapachy, nie okazując zainteresowania nowym miejscem. Kinga zrobiła mu legowisko z koca. Jamnik natychmiast się na nim położył, śledząc Kingę wielkimi, czarnymi oczami.

“Jak masz na imię?” Kinga na głos zaczęła wymieniać psie imiona. “Nie podoba ci się? Może Feliks?”

Pies zaszczekał.

“No dobrze, będę cię nazywać Feliksem.” Pies zaszczekał ponownie. “Naprawdę rozumiesz? Za co twój pan cię zostawił?”

Nocą Kinga słyszała stukanie pazurami po laminacie. Feliks wyszedł ze swojego kąta i obchodził pokój. Gdy tylko się poruszyła, wracał do przedpokoju. Ale po kilku dniach oswoił się z mieszkaniem, a gdy Kinga wracała do domu i otwierała drzwi, radośnie skomlał.

Całe podwórko było zastawione samochodami. Nie było wyjścia – musiała wyprowadzać Feliksa na nieużytki. Gdy tylko oddalili się od dróg i aut, Kinga odpinała smycz. Bała się, iż ucieknie, ale pies wracał na zawołanie. Dziwiło ją, jak udawało mu się biegać w wysokiej trawie na takich krótkich łapkach.

Nadszedł wrzesień, suchy i ciepły, a wraz z nim zajęcia na uczelni. Kinga znów zaczęła pracować w nocy. Feliks większość dnia i nocy spędzał sam. Z utęsknieniem czekał na nią, witalPewnego dnia, gdy Kinga wracała z pracy, zobaczyła Feliksa szczęśliwie merdającego ogonem przed drzwiami, a obok niego stał Jarosław z uśmiechem, trzymając dwa parówki w ciepłym bułce – i wtedy zrozumiała, iż jej życie znów stało się pełne.

Idź do oryginalnego materiału