Kocham gastronomię

mojgdow.pl 2 miesięcy temu

Zapraszamy na rozmowę z Dominikiem Malarczykiem, który od ubiegłego roku prezesem gdowskiej Spółdzielni Socjalnej „Tradycje Regionalne”.

– Co jest istotą spółdzielni socjalnej?

– Celem jest przywracanie na rynek pracy osób, których dotychczasowe kwalifikacje zawodowe mogą być niewystarczające, aby samodzielnie podjęły pracę w nowych warunkach. Umożliwiamy też bezrobotnym powrót do aktywności zawodowej. W naszej spółdzielni może się zmieniać skład osobowy i wielkość funduszu udziałowego, a prowadzona działalność gospodarcza ma zapewnić jej funkcjonowanie.

– Prowadzicie działalność na rynku, na którym istnieje silna konkurencja. Jak sobie z tym radzicie? Co wyróżnia ofertę: „Tradycji Regionalnych”?

– Mamy mnóstwo pracy związanej z realizacją zamówień w jednostkach oświatowych z terenu gminy Gdów, ale także żłobków, przedszkoli z gmin ościennych, jak również odbiorców indywidualnych. Skupiamy się na tym, aby nasz odbiorca był syty i zadowolony. Co nas wyróżnia? Myślę, iż stały rozwój, oddana, doświadczona kadra, co pozwala na dostosowanie oferty do indywidualnych potrzeb konsumentów. Staramy się, aby nasze menu było niepowtarzalne i zawsze smaczne, co spowoduje, iż klient do na wróci.

– Co jest największą siłą gdowskiej spółdzielni?

– Myślę, iż potencjał pracowników, którzy widzą cel jej istnienia, ale także ich doświadczenie i umiejętności. Rozumieją istotę funkcjonowania spółdzielni, a przede wszystkim potrzebę realizacji celów statutowych. Zatem nasza siła to wzajemne zrozumienie i wsparcie, ale też umiejętność pokonywania przeszkód. Z racji celów nałożonych przez statut musimy mieć na względzie, iż nasza spółdzielnia to nie tylko przedsiębiorstwo, ale także miejsce, gdzie niejednokrotnie osoby zatrudnione wracają na rynek po długiej przerwie w aktywności zawodowej, potrzebują pomocy, zrozumienia, a gdy to otrzymają, po jakimś czasie stają się wsparciem i mocną stroną naszej instytucji.

– Jakie nowe działania, inicjatywy podejmujecie?

– w tej chwili zrealizowaliśmy wyzwanie, pomysł udziałowca spółdzielni – Gminy Gdów – w kwestii uruchomienia dodatkowego punktu, w którym są produkowane pierogi, kopytka, naleśniki, gołąbki, racuszki – wyroby garmażeryjne. To całkiem świeży temat, ale osobiście uczestniczyłem w pierwszym klejeniu oraz dostarczeniu wyrobów do naszego głównego punktu. Zrobiliśmy z firmowego ciasta pierogi, blanszowaliśmy oraz poddawaliśmy naszej surowej ocenie. Wyzwaniem kolejnym jest deklarowana kooperacja z organizacjami działającymi na terenie gminy w celu budowania relacji i pogłębiania integracji społecznej.

– Jak się Pan odnajduje w roli prezesa? Wiemy, iż ma Pan doświadczenie w gastronomicznych tematach…

– Prezes to takie dość prestiżowe określenie… Powiem tak: kocham gastronomię, pracowałem 12 lat w stołówce szkolnej, której szefowa uczyła mnie od podstaw zasad funkcjonowania w gastronomii. Zauważyłem u siebie taką prawidłowość, iż żywienie zbiorowe, przepisy prawa w tym zakresie nie przerażają mnie, ale inspirują do nowych pomysłów. Aby zgłębić wiedzę i doskonalić to trudne rzemiosło podejmowałem współpracę z cateringami i restauracjami, gdzie pot spływał po czole, a ból mięśni nie ustępował, ale to procentowało każdego roku nie tylko coraz większą pasją, ale chęcią sięgania po nowe pomysły. Zrozumiałem, jak odpowiedzialne jest to wyzwanie i trud, ale było mi też dane poznać wielu znakomitych restauratorów, szefów kuchni, kelnerów, sommelierów oraz pasjonatów. Uczyłem się kelnerowania od starszych, doświadczonych kelnerów – kierowników sal – tutaj ukłon w kierunku restauracji Dwór Sieraków, który stawiał na bardzo wysoki poziom obsługi. Dzięki temu podkreślał, jak istotną osobą jest kelner, który musi być zawsze w doskonałej kondycji, o nienagannym wyglądzie, jednocześnie będąc jak najlepszym sprzedawcą, aktorem oraz psychologiem. Mając z tyłu głowy problemy życia codziennego jak każdy z nas, musi założyć uśmiechniętą maskę, zapomnieć, wyjść na salę i towarzyszyć swoim gościom podczas uczty.

– Czy w domu często przejmuje Pan stery w kuchni?

– Robię to chętnie. Lubię smaczne jedzonko, ale też szanuję nawyki żywieniowe mojej żony i staram się dostosować pomysły, żeby ją mile zaskoczyć. Powoli też wczuwam się i ingeruję w jadłospis mojej rocznej córeczki.

Rozmawiała: Wioleta Chmiela

Idź do oryginalnego materiału