W jednym z polskich miast mieszkała kobieta o imieniu Halina Nowak. Żyła, jak jej się wydawało, całkiem przyzwoicie. Co prawda, nie założyła rodziny i nie miała dzieci, ale posiadała własne mieszkanie, w którym zawsze panował porządek. Praca też była dobra – księgowa w fabryce mebli.
Halina spokojnie dożyła pięćdziesiątki, zadowolona ze swojego życia. Zwłaszcza na tle swoich sąsiadów. Z przyjemnością myślała, iż w jej przypadku wszystko ułożyło się dobrze. Przecież była dobrą osobą, nikomu nie robiła krzywdy.
A jej sąsiedzi? Nie do końca poukładani. Na tym samym piętrze mieszkała na przykład kobieta już po sześćdziesiątce, która – o wstydzie – farbowała włosy na niebiesko! I nosiła obcisłe sukienki i dżinsy. Wszyscy się z niej śmiali. Miejska wariatka, nic więcej.
„Co za bezguście!” – myślała Halina, patrząc na ekscentryczną staruszkę. Cieszyła się, iż sama wygląda przyzwoicie, zgodnie z wiekiem.
Trzecia sąsiadka to zupełna kompromitacja. Ledwo dwadzieścia jeden lat, a już z dzieckiem. Dziewczynka miała z pięć lat – co oznacza, iż ta młódka pewnie zaszła w ciążę jeszcze w szkole. Gdzie byli rodzice? Prawda, rodzice nie żyli – dziewczyna sama wychowywała córkę. A do tego zaprzyjaźniła się z tą niebieskowłosą staruszką. Gdy młoda wychodziła do pracy, starsza kobieta opiekowała się dziewczynką.
Halina nie była tym zaskoczona. „Takie osoby zawsze się do siebie garną” – myślała. „A mnie omijają, bo widzą porządną kobietę i wstydzą się spojrzeć w oczy. Tylko ‘dzień dobry’ w windzie i koniec rozmowy”.
Ostatni sąsiad – mężczyzna około trzydziestki. Gdy go pierwszy raz zobaczyła, przeżyła szok. Całe ręce i szyja pokryte tatuażami! Czy normalni ludzie tak chodzą? Oczywiście, iż nie! Już w młodości Halina potępiała takie osoby. Pewnie nie miał czym się wyróżnić, więc musiał szpecić swoje ciało. Żałosne próby zwrócenia na siebie uwagi!
Tak rozważała każdego dnia, mijając sąsiadów w windzie. Wracając do domu, cieszyła się, iż żyje tak, jak należy. Czasem rozmawiała o nich z jedyną przyjaciółką przez telefon. Nie mieli o czym innym gadać, więc „tatuś”, „młoda matka” i „szalona babcia” stali się głównymi tematami ich rozmów.
Pewnego wieczoru Halina wracała z pracy w fatalnym nastroju. Na firmie wyszła niezgodność w dokumentach – po raz pierwszy od lat. Na kogo zwalą winę? Oczywiście, na księgową. Głowa bolała ją od rana, a teraz nagle w uszach zaszumiało, a nogi stały się ciężkie jak z ołowiu.
Z trudem doszła do klatki i osunęła się na ławkę. Wtedy poczuła delikatny dotyk na dłoni. Podniosła wzrok i ze zdumieniem ujrzała tę samą „staruszkę” z niebieskimi włosami.
— Co się dzieje? Źle pani? — zapytała z troską.
— Głowa… boli… — wyszeptała Halina.
— Chodźmy do Darka, jest dzisiaj w domu. Jest pani blada jak ściana.
— Do jakiego Darka?
— Darek mieszka na tym samym piętrze. Jest kardiologiem. Nie wiedziała pani?
Gdy weszły na odpowiedne piętro, sąsiadka zadzwoniła do Darka. Halina szeroko otworzyła oczy, gdy w drzwiach stanął ten sam mężczyzna z tatuażami, który w jej oczach nigdy nie mógł być przyzwoitym człowiekiem.
Mężczyzna zmierzył jej ciśnienie, posadził na kanapie i podał tabletkę. Po chwili ból głowy i szum w uszach minęły.
— Koniecznie niech pani się zbada! choćby takim młodym kobietom jak pani trzeba kontrolować ciśnienie — uśmiechnął się lekarz, gdy stan Haliny się poprawił.
— Dziękuję… — odpowiedziała, czując się nieswojo. Jak często mówiła o nim „typ z dziarami” i „prymityw”? A teraz okazało się, iż ratuje życie ludziom.
— Nie ma za co. Proszę dbać o siebie!
Wróciła do domu i położyła się na kanapie. Tak się myliła co do niego… A ta „szalona staruszka” okazała się miłą osobą.
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Na progu stała niebieskowłosa kobieta, trzymająca za rękę córkę młodej sąsiadki, która — według Haliny — została matką za wcześnie.
— Chciałam tylko sprawdzić, jak się pani czuje. Przepraszam, iż z Oliwką, ale Kasia jest w pracy… Od dawna chciałam panią poznać, ale nie wiedziałam, jak zagadać. A teraz okazja! Wszyscy się znamy, a pani trzyma się z boku.
— Proszę wejść, zrobię herbatę — niespodziewanie odpowiedziała Halina. — Dziękuję za pomoc wcześniej.
— Ależ proszę! Od razu widziałam, iż coś nie tak. Znam to dobrze, bo przez lata opiekowałam się chorą mamą. Od czternastu lat do trzydziestki. Nie miałam czasu w studia, na miłość… Ledwo zdążyłam urodzić dziecko. Ale już nie o tym teraz. Teraz w końcu mogę żyć po swojemu — wskazała z lekkim zażenowaniem na swoje kolorowe pasemka. — Kasia pomogła mi je ufarbować. Kupuje choćby modne bluzki. Choć Kasi jest znacznie trudniej.
— Kto to Kasia? — spytała Halina.
— No ta z naprzeciwka… Oliwka to jej siostra. Rodzice zginęli w wypadku. Kasia ją adoptowała, teraz sama wychowuje. Rzuciła studia, haruje od rana do nocy. Darek czasem jej pomaga finansHalina spojrzała na Oliwkę, potem na sąsiadkę, i nagle zrozumiała, iż przez całe życie oceniała ludzi po pozorach, nie dając im szansy pokazać, kim naprawdę są.