Kobieta z miasta, która wiedziała, co to znaczy godne życie.

newskey24.com 16 godzin temu

**Dzisiejszy wpis w pamiętniku:**

Mieszkała w naszym mieście kobieta – Barbara Nowak. Żyła, jak jej się zdawało, godnie. Wprawdzie rodziny nie założyła i dzieci nie miała, ale za to posiadała własne mieszkanie, w którym zawsze panował porządek. Pracowała jako księgowa w fabryce mebli – zajęcie szanowane, stabilne.

Barbara dożyła spokojnie pięćdziesiątki, zadowolona ze swojego życia. Zwłaszcza gdy porównywała je z losami sąsiadów z klatki. Cieszyła się, iż u niej wszystko potoczyło się jak należy. W końcu była osobą porządną, nikomu krzywdy nie robiła.

A sąsiedzi? Ach, co za ludzie! Na jej piętrze mieszkała na przykład starsza pani, już po sześćdziesiątce, która – o wstydzie! – farbowała włosy na fioletowo. I jeszcze te obcisłe sukienki i dżinsy! Wszyscy się z niej śmiali. Miejska wariatka, nic więcej.

„Co za bezguście!” – myślała Barbara, patrząc na ekscentryczną emerytkę. Dumna była, iż sama wygląda stosownie do wieku.

O trzeciej sąsiadce choćby szkoda gadać. Młoda, ledwo dwadzieścia jeden lat, a już z dzieckiem. Dziewczynka miała z pięć lat – pewnie zaszła w ciążę, jeszcze będąc w liceum. Gdzie byli wtedy rodzice? A adekwatnie – rodziców nie miała, mieszkała sama z córką, a do tego zaprzyjaźniła się z tą fioletowłosą staruszką. Kiedy dziewczyna była w pracy, sąsiadka opiekowała się malutką.

Barbarę to nie dziwiło. „Podobni ciągną do podobnych” – myślała. – „A mnie omijają. Widzą porządną kobietę i wstydzą się spojrzeć w oczy. Tylko 'dzień dobry’ w windzie i tyle”.

Ostatni sąsiad – mężczyzna koło trzydziestki – pierwszy raz wprawił ją w osłupienie. Całe ręce i szyję miał pokryte tatuażami! Czy normalni ludzie tak chodzą? Oczywiście, iż nie! Już w młodości Barbara gardziła takimi typami. Pewnie brakowało mu innych sposobów, by zwrócić na siebie uwagę. Lepiejby książki czytał, zamiast szpecić się w ten sposób.

Tak rozmyślała codziennie, mijając sąsiadów w windzie. Wracając do domu, cieszyła się cicho, iż jej życie toczy się adekwatnym torem. Czasem tylko rozmawiała o nich z jedyną przyjaciółką przez telefon. Nie miały o czym innym gadać, więc „ten wytatuowany”, „ta młoda matka” i „ta zwariowana staruszka” stawały się głównymi tematami.

Pewnego wieczoru Barbara wracała z pracy w fatalnym nastroju. W firmie wyszła niezgodność w dokumentach – pierwszy raz od lat. Na kogo zwalą winę? Naturalnie, na księgową. Głowa bolała ją od rana, a teraz nagle w uszach zaszumiało, a nogi stały się ciężkie jak ołów.

Z trudem dotarła do klatki i osunęła się na ławkę. Nagle poczuła delikatny dotyk na dłoni. Podniosła wzrok i ze zdumieniem ujrzała tę samą „fioletowłosą emerytkę”.

— Co się stało? Źle się pani czuje? — zapytała troskliwie.

— Głowa… boli… — wyszeptała Barbara.

— Chodźmy do Jacka, jest dziś w domu. Jesteś blada jak ściana.

— Do jakiego Jacka? — zdziwiła się.

— Jacek z naszego piętra. Jest kardiologiem. Naprawdę pani nie wiedziała?

Na piętrze sąsiadka zadzwoniła do drzwi Jacka. Barbara oniemiała, gdy w progu ujrzała tego samego mężczyznę z tatuażami, którego uważała za niegodnego zaufania.

Jacek zmierzył jej ciśnienie, posadził na kanapie i podał tabletkę. niedługo ból głowy i szum minęły.

— Koniecznie idź do lekarza! choćby takim młodym kobietom jak pani trzeba kontrolować ciśnienie — uśmiechnął się, gdy już się lepiej poczuła.

— Dziękuję… — Barbara poczuła nagły wstyd, przypominając sobie, jak krytykowała go przed przyjaciółką. „Tylko wygląd, zero rozumu” – mówiła. A on, jak się okazało, był lekarzem, który każdego dnia ratował życie.

— Bez przemówień. jeżeli coś, zawsze możesz zapukać!

Wróciła do domu i położyła się na kanapie. Jakże się myliła… choćby ta „zwariowana staruszka” okazała się dobrą duszą. Podeszła, zapytała, czy wszystko w porządku.

Nagle ktoś zapukał. W drzwiach stała fioletowłosa sąsiadka, trzymając za rękę córeczkę młodej dziewczyny, którą Barbara uważała za zbyt wczesną matkę.

— Przyszłam sprawdzić, jak się czujesz. Wybacz, iż z Kasią, ale Ania w pracy… Od dawna chciałam się poznać, ale nie miałam odwagi. A teraz okazja! Wszyscy się tu znamy, tylko ty trzymasz się na uboczu.

— Wejdźcie, zrobię herbaty — powiedziała niespodziewanie Barbara. — Dzięki, iż pomogłaś, gdy źle się czułam…

— Co ty, to nic takiego. Od razu widzę, gdy ktoś potrzebuje pomocy. W młodości opiekowałam się chorą mamą. Gdy miałam 14 lat, mama się położyła i już nie wstała. Odeszła, gdy miałam ponad trzydzieści. Nie skończyłam szkoły, nie było czasu w romanse… Ledwo zdążyłam urodzić dziecko. Ale dość wspomnień. Teraz na starość nadrabiam — sąsiadka wskazała z uśmiechem na swoje jaskrawe włosy. — Ania mi pomogła je ufarbować. I te modne bluzki kupuje. Choć przez chwilę poczułam się młodo. Ale Ani pozostało ciężej.

— Co z Anią? — spytała Barbara.

— Ano, ta z naprzeciwka. Kasia to jej siostra. Rodzice zginęli w wypadku. Ania ją adoptowała, wychowuje samotnie. Rzuciła studia, haruje od rana do nocy. Jacek czasem jej pomaga finansowo… No ten, co ci dziś pomógł.

Gdy sąsiadka wyszła, Barbara długo siedziała w kuchni, wpatrzona w ścianę. Postanowiła, iż sama zaproponuje Ani opiekę nad Kasią. I z farbowaniem włosów też… Od dawna marzyła o rudym odcieniu, ale wstydziła się. Jutro poradzi się sąsiadki! A Jacka zaprosi na pierogi – trzeba mu podziękować.

**Lekcja na dziś:** Lepiej poznać ludzi, zanim się ich osądzi. Czasem za tatuażami kryje się lekarz, za fioletowymi włosami – dobre serce, a za „nieodpowiedzialną młodością” – bohaterstwo.

Idź do oryginalnego materiału