Do tej pory Dominik pozostaje w stanie wolnego człowieka. Choć zamierzał się ożenić całkiem poważnie, to logiki swojej narzeczonej nigdy nie zrozumiał.
Gdy oświadczył się Julii, byli razem już około roku. Pierwsze emocje nieco opadły, i Dominik w końcu zrozumiał, iż to właśnie z nią chce iść przez życie, iż chce ją widzieć i słyszeć każdego dnia.
— Julio, wyjdź za mnie — powiedział stanowczo i z zapałem, klękając na jedno kolano z otwartym pudełeczkiem, w którym lśnił piękny pierścionek, a w drugiej ręce trzymał ogromny bukwiat kwiatów.
Julia, choć spodziewała się takiego momentu, i tak się zdziwiła i oczywiście ucieszyła.
— Oczywiście, kochanie, oczywiście — zgodziła się bez wahania.
Julia była piękną dziewczyną, ale Dominik też nie pozostawał w tyle. Wysoki przystojniak o sportowej sylwetce, z krótką fryzurą, zawsze ubrany w stylu casualowym.
— Chcę, żebyś urodziła córeczkę podobną do ciebie — uśmiechnął się Dominik.
— No pewnie, z chęcią! — odparła wesoło Julia.
Rozpoczęły się przygotowania do wesela. I Dominik choćby nie przypuszczał, iż potrzeba aż tyle rzeczy.
— Julio, to przecież tylko ślub, nie wojna — mówił, gdy ciągnęła go po sklepach. — Nie miałem pojęcia, iż to takie zamieszanie.
Bez welonu, butów, sukni, wstążek, pończoch i Bóg wie czego jeszcze, okazuje się, iż ślub się nie odbędzie. A on myślał, iż to takie proste: oświadczyny, pierścionek, urząd stanu cywilnego i po sprawie…
W końcu Julia się uspokoiła, do ślubu zostało trochę czasu, Dominik też odetchnął z ulgą. Ale wtedy wróciła z pracy i oznajmiła:
— Domin, szef wysyła mnie na tygodniowy staż, i to do innego województwa. No więc będziemy musieli trochę się rozstać. Może i lepiej, sprawdzimy nasze uczucia przed ślubem.
— No świetny moment wybrał twój szef. Nie wie, iż niedługo mamy wesele? — burknął niezadowolony Dominik.
— Wie, ale to nie w dniu ślubu. Mamy jeszcze trzy tygodnie. Poza tym, staż to nie wycieczka — oznacza awans i lepszą pensję. A nam akurat przydadzą się pieniądze — przekonywała Julia.
— A jak będę wyjeżdżać, to będzie cię pilnować Kasia — dodała po chwili.
— Tylko brakowało mi twojej Kasi, i tak jej wszędzie pełno — zdenerwował się Dominik. — Co, nie ufasz mi?
— Ufam, nie ufam — to moja sprawa, ale bez nadzoru cię nie zostawię, to by było lekkomyślne.
Kasia, przyjaciółka Julii, miała być jej świadkową na ślubie. Znali się od podstawówki. Dominik tej koleżanki swojej narzeczonej nie znosił. Nie żeby była brzydka — wręcz przeciwnie, atrakcyjna blondynka o zgrabnej figurze — ale była wszędzie z nimi. Julia ciągle ją ze sobą zabierała, i to go irytowało. Do tego Kasia często przychodziła na kolację, a czasem zostawała choćby na noc w pokoju gościnnym.
Dominik czasem żartował:
— Mam nadzieję, iż twoja Kasia nie będzie z nami spać w noc poślubną?
Dominik odprowadził Julię na lotnisko, i oczywiście Kasia też się przyczepiła. Pożegnali się, Julia odeszła, a oni wrócili do miasta. Po drodze wysadził Kasię pod jej blokiem.
Minęły trzy dni. Dominik miał mnóstwo wolnego czasu, więc postanowił się czymś zająć. Zadzwonił do kumpli, a ci zaprosili go na ryby. Ucieszył się — dawno nie wyskoczył z chłopakami na wędkowanie, do sauny, z piwem i tak dalej…
— Kiedy indziej się nie uda — pomyślał i zasnął.
Ale w czwartek wieczorem zadzwoniła Kasia. Już i tak go kontrolowała, a teraz spytała:
— Domin, wszystko w porządku?
— Jasne, lepiej być nie może — odparł.
— Może potrzebujesz pomocy? Bo ja mogę…
— Nie, dziękuję, sam sobie poradzę — zapewnił. — Jestem dorosłym facetem.
— No dobrze, nie gniewaj się. Ale mam do ciebie prośbę.
— Jaką? — spiął się.
— Musisz mi towarzyszyć. Nasza wspólna znajoma z Julką, Magda, obchodzi urodziny w knajpie za miastem. A moje auto akurat padło. Mógłbyś mnie podrzucić? Julka dała zresztą zgodę, żebyś mi towarzyszył.
— No proszę — perspektywa wcale go nie ucieszyła. Wolałby jechać z kumplami na ryby.
— No Domin, proszęęę — błagała Kasia. — Tam wszyscy będą w parach, a ja sama jak palec… Poza tym, Julce spodoba się, iż jesteś pod moją opieką.
Nie chciało mu się jechać w obce towarzystwo, ale odmówić też nie potrafił.
— No dobra, zadzwonię później — zgodził się.
Miał ochotę zadzwonić do Julki i poskarżyć się na koleżankę, ale po namyśle uznał, iż to bez sensu. W końcu sama poprosiła Kasię o nadzór.
Impreza była w piątek o szóstej. O piątej Kasia, wystrojona, pachnąca oszałamiająco, wskoczyła do jego samochodu. Dominik choćby pomyślał z odrobiną życzliwości:
— No cóż, spędzę wieczór w towarzystwie takiej laski, to nie najgorsza kara…
Gdy dojechali, Kasia wyskoczyła z auta i weszła pod rękę z Dominikiem do sali. Wśród gości nie znał nikogo. Za to Kasia witała się na prawo i lewo, wszystkich znała, wszystkim się uśmiechała.
Dominik czuł się trochę nieswojo wśród obcych ludzi.
Usiedli do stołu. Rozpoczęły się toast