Gdy dawni kartografowie nanosili na mapy Morze Aralskie, nie wyobrażali sobie, iż kilka dekad później jezioro niemal zniknie z powierzchni ziemi. Przez setki lat było stałym punktem w surowym pejzażu Azji Centralnej. Zasilane wodami Amu-darii i Syr-darii, dawało ryby, łagodziło klimat i napędzało lokalną gospodarkę. Przełom przyszedł w XX wieku, kiedy uznano, iż te rzeki mogą posłużyć do zupełnie innego projektu. Od tego momentu akwen kurczył się w zawrotnym tempie, a to, co dziś z niego zostało, stanowi wyraźne ostrzeżenie dla całej ludzkości. W ostatnich miesiącach o Aralu znów zrobiło się głośniej, bo nowe analizy klimatyczne pokazują, jak gwałtownie rośnie pustynia i jak bardzo zmienia to życie w regionie.
REKLAMA
Zobacz wideo Dlaczego Bałtyk umiera?
Co się stało z Morzem Aralskim? Sowieci położyli na nim swoje łapy
Przez stulecia Morze Aralskie trwało niewzruszone. Szerokie, płytkie, ale stabilne, przyjmowało wody Amu-darii i Syr-darii niczym naturalny rezerwuar życia. Wokół rozwijały się osady, które traktowały je jak pewnik. Rybołówstwo dawało utrzymanie, klimat był łagodniejszy niż na otaczających go pustyniach, a nad brzegami powstawały porty i przetwórnie rybne. Ten porządek zaczął się chwiać dopiero wtedy, gdy radzieccy planiści postanowili zamienić surowe stepy Azji Centralnej w ogromne pola bawełny.
Decyzja o przekierowaniu rzek była szybka, a jej skutki okazały się długotrwałe. Nowe kanały tworzono w pośpiechu, bez odpowiedniej izolacji, więc woda uciekała w piaski, zanim dotarła do plantacji. Oba naturalne dopływy Aralu zaczęły słabnąć, a ich ujścia znikały z każdym rokiem. W latach 60. poziom morza opadał powoli. Potem coraz gwałtowniej, jakby ktoś wykruszał jego brzegi kawałek po kawałku. Jak możemy przeczytać w serwisie earth.org, hydrolodzy są zdania, iż odcięcie dopływów przy tak dużym zbiorniku uruchamia efekt domina. Najpierw spada poziom, później przyspiesza parowanie, a na końcu znika stabilność całego ekosystemu.
Na dawnej linii brzegowej pojawiały się pasma soli i gliniaste pustkowia. Zmiany były tak szybkie, iż mieszkańcy portowych miast widzieli, jak woda oddala się rok po roku, zostawiając ich bez pracy i przyszłości. Ten upadek nie wynikał jednak z jednego potknięcia. To efekt wielu decyzji, które stawiano ponad naturą. Aral tracił siły, bo traktowano go jak zasób bez granic. A kiedy zaczął znikać naprawdę, okazało się, iż odwrócenie procesu jest o wiele trudniejsze niż wykopanie kanałów, które zapoczątkowały kryzys.
Zniknięcie Morza Aralskiego przyniosło dotkliwe skutki dla przyrody. Ucierpiał też człowiek
Dzisiejszy obraz Aralu bywa szokiem choćby dla osób, które wcześniej widziały zdjęcia satelitarne. W miejscu, gdzie fale uderzały o nabrzeża, rozciąga się płaska pustynia Aralkum, która w tej chwili ma już ponad 60 tysięcy kilometrów kwadratowych. Gleba jest zbita, słona, a wiatr co chwilę podrywa drobny pył. W nim niesione są resztki dawnych chemikaliów, które osiadały przez dziesięciolecia na dnie jeziora. Dla mieszkańców okolic to codzienność, która wpływa zarówno na zdrowie, jak i uprawy. Zawiewany pył potrafi zniszczyć pola, a lokalne statystyki dotyczące chorób układu oddechowego są jednym z najtrudniejszych elementów tej historii.
Zniknięcie tak dużej powierzchni wody zmieniło klimat szybciej, niż przewidywano. Lata stały się gorętsze, zimy surowsze, a amplituda temperatur rosła wraz z każdym sezonem. To przełożyło się na problemy rolników, którzy wcześniej korzystali z łagodzącego działania dużego zbiornika. Przyroda, która musiała dostosować się do nowych realiów, robiła to z trudem. Ginęły całe populacje ryb, ptaków i ssaków, a nowe gatunki nie miały wystarczających warunków, by przejąć wymarłe nisze ekologiczne.
Najbardziej poruszające są jednak skutki społeczne. Portowe miasta zamieniały się w wyludnione miejsca, gdzie niegdyś gwar ludzi mieszał się z pracą rybaków. Teraz leżą tam rdzewiejące wraki, które stały się symbolem przemiany regionu. Dla mieszkańców utrata akwenu oznaczała utratę pracy, stabilności i części własnej tożsamości. Niektórzy próbują teraz wrócić do dawnego życia, ale droga jest długa i kręta, a odbudowa lokalnych społeczności zależy od tego, czy Aral choć częściowo odzyska dawny kształt.
Wraki barek na dnie wyschniętego Morza Aralskiego.CC/Flickr.com/Land Rover Mena
Czy da się uratować Jezioro Aralskie? Podjęto próby, ale nic nie będzie jak wcześniej
Choć pełne odtworzenie Morza Aralskiego pozostaje poza zasięgiem, w regionie pojawiło się światło, które budzi zainteresowanie ekologów z całego świata. Najistotniejszą rolę odgrywa tama Kokaral. To dzięki niej północna część dawnego akwenu zaczęła odzyskiwać siły. Zasolenie spada, w wodzie znów pojawiają się niewielkie stada ryb, a wokół brzegu odradzają się małe społeczności. Dla wielu to sygnał, iż przemyślane działania mogą przynieść efekt choćby tam, gdzie krajobraz wygląda na bezpowrotnie stracony.
Coraz większe znaczenie ma kooperacja państw regionu. Międzynarodowe fundusze, lokalne programy zalesiania i wprowadzanie bardziej oszczędnych systemów nawadniania sprawiają, iż tereny wokół Aralu nie są już zostawione same sobie. Kazachstan i Uzbekistan inwestują w kanały, które ograniczają straty wody i pozwalają lepiej kontrolować gospodarkę wodną. Dzięki temu zmniejsza się erozja, a w miejscach jeszcze niedawno zupełnie pustynnych tworzą się niewielkie oazy. Na suchych terenach pojawiają się też nasadzenia saksaulu. To roślina, która potrafi zatrzymywać pył i sprawia, iż część Aralkum przestaje być żywym źródłem burz piaskowych.
Najważniejsza lekcja płynąca z tej historii dotyczy skali ingerencji w duże systemy naturalne. Gdy raz zostaną naruszone, procesy toczą się długo, a ich odwracanie wymaga ogromnego wysiłku. Przypadek Morza Aralskiego jest omawiany na uczelniach i konferencjach poświęconych zrównoważonej gospodarce wodnej. Eksperci zwracają uwagę, iż podobne wyzwania pojawiają się w rejonie Jeziora Czad lub w irańskich zbiornikach. Regiony mierzące się dziś z kryzysem klimatycznym mogą korzystać z doświadczeń Aralu. Odbudowa przyrody jest możliwa, ale potrzebuje czasu, konsekwencji i współpracy wielu stron. Czy przejmujesz się katastrofami klimatycznymi? Zapraszamy do udziału w sondzie oraz do komentowania.







