Mąż jest naprawdę dobrym człowiekiem – tego samego nie mogę powiedzieć o jego matce. Jesteśmy małżeństwem od siedmiu lat, mamy dwoje dzieci, prowadzimy wzorową rodzinę. Ale z teściową nie potrafimy znaleźć wspólnego języka od pierwszego spotkania.
Pierwszy raz zobaczyłam ją, gdy byłam w ciąży z naszym pierwszym dzieckiem. Już wtedy wypowiedziała się o mnie bardzo niepochlebnie. Stwierdziła, iż „złapałam” jej syna i przywiązałam do siebie dzieckiem. A to nieprawda – oboje z mężem chcieliśmy mieć rodzinę.
Ślub wzięliśmy, gdy byłam w siódmym miesiącu. Skromne przyjęcie – tylko najbliżsi. Po weselu nie mieliśmy gdzie się podziać, więc zamieszkaliśmy u jego mamy. Trzypokojowe mieszkanie, ja jeszcze studiowałam, a on zarabiał marne grosze – nie było nas stać na własne lokum.
Nie można powiedzieć, iż żyło się bardzo źle, ale ona nigdy nie przepuściła okazji, żeby mnie uszczypnąć słowem. Na każdym rodzinnym spotkaniu wspominała, iż wychodziłam za mąż „z brzuchem”. Aluzje były jasne: gdyby nie dziecko, jej syn dawno by mnie zostawił. Krytykowała moje gotowanie, wygląd, a gdy próbowałam wyjaśniać, iż mnie to rani, śmiała się: „Oj, nie masz poczucia humoru”.
Mąż całe dnie spędzał w pracy i nie chciał o tym słyszeć. Twierdził, iż przesadzam, i zapewniał, iż z czasem zaprzyjaźnię się z jego mamą.
Kiedy zmarł mój dziadek, odziedziczyłam jego dom pod miastem. Przeprowadziliśmy się tam. Byłam w siódmym niebie – wreszcie miałam swoje cztery kąty! Męża awansowali, więc zdecydowaliśmy się na drugie dziecko.
Gdy urodziłam drugiego syna, zrobiło się naprawdę ciężko – dwójka maluchów, a do tego ogród i gospodarstwo przy domu. Ale nie narzekałam. Dla mnie to była euforia – własny dom, własne życie.
I wtedy mąż wpadł na pomysł, iż potrzebuję pomocy. Postanowił, iż jego mama zamieszka z nami. „Jej samej jest źle, a tak pomoże w domu. Mieszkanie wynajmiemy – będziemy mieć dodatkowy dochód. Dom jest duży, miejsca wystarczy dla wszystkich”.
Powiedziałam otwarcie: to zły pomysł. Nie dogaduję się z jego mamą i mieszkanie pod jednym dachem oznacza niekończące się konflikty. Mąż obraża się, nazywa mnie egoistką.
Rozumiem, iż samotnie w mieszkaniu może jej być ciężko. Ale nie chcę, żeby znowu zaczęła ingerować w nasze życie. Mąż trwa przy swoim, a żadne argumenty nie trafiają. I naprawdę nie wiem, jak obronić swoją wolność.