Kiedy wyszłam za mąż, często odwiedzałam rodziców. Wiedziałam, iż ciężko pracują, więc sprzątałam u nich w domu, gotowałam, pomagałam jak mogłam. A pół roku po ślubie mój mąż zmarł. Wróciłam wtedy do rodzinnego domu. Byłam jeszcze młoda i nie przeczuwałam, jak trudny los mnie czeka.

przytulnosc.pl 3 tygodni temu

Od dziecka, jak chyba każda dziewczyna, marzyłam o wielkiej miłości i szczęśliwej rodzinie. Niestety, moje marzenia się nie spełniły. Po studiach zakochałam się, wzięliśmy ślub, planowaliśmy wspólną przyszłość. Było między nami uczucie, troska, rozmowy do późna. Ale los był okrutny – kilka miesięcy po ślubie mój mąż odszedł. Nagle wszystko się zawaliło.

Trzeba było jakoś żyć dalej. Czas niby leczy rany, ale ja przestałam myśleć o sobie. Zresztą – tak było od zawsze. Jestem jedynaczką. Od małego wiedziałam, iż rodzice pracują ciężko i potrzebują wsparcia. Pomagałam, jak tylko umiałam. Nigdy im nie odmawiałam. choćby po ślubie regularnie sprzątałam w ich mieszkaniu, gotowałam, przynosiłam zakupy. A kiedy zostałam wdową, choć miałam własne mieszkanie, wróciłam do nich i całkowicie poświęciłam się opiece nad rodzicami.

Po trzech latach zachorował tata. Potem zmarł. Zostałyśmy z mamą same. Chciałam zrobić wszystko, by pomóc jej pogodzić się ze stratą. Mijały lata. Nie mam własnych dzieci, więc mama stała się moim dzieckiem. Zaczęłam kontrolować każdy jej krok – z troski. Tak zostałam wychowana.

Dziś mam czterdzieści pięć lat. Całe moje życie to praca i opieka nad mamą. W tym poświęceniu zaszłam tak daleko, iż nie zauważyłam, jak straciłam przyjaciół – a i tak nie miałam ich wielu. Już nigdy nie wyszłam za mąż. Przestałam dbać o siebie. Przestałam marzyć. I przyszło to dziwne uczucie, iż już nic dobrego mnie nie czeka.

Kocham moją mamę. Współczuję jej. Ale dziś rozumiem, jak wiele przez te wszystkie lata straciłam. I wiem, iż tego już nie da się cofnąć. Trzeba pomagać swoim bliskim – to jasne. Ale nigdy, przenigdy nie wolno zapominać o sobie.

Idź do oryginalnego materiału