Kiedy teściowa i zięć zostali sprzymierzeńcami

newsempire24.com 2 dni temu

— Gdzie oni są? — Zuzanna nerwowo zajrzała do kuchni, potem do salonu. Pusto. W domu panowała cisza, tak niezwykła i niepokojąca.

Od rana wszystko było nie do zniesienia. Matka — surowa, uparta, z ciężkim spojrzeniem i nieskończoną listą pretensji. Mąż — zamknięty w sobie, rozdrażniony, głuchy na wszelkie prośby. Na zgodę mieszkania razem z matką dali sobie „tydzień”. Minął tydzień. Potem drugi. I trzeci.

— Mamo! Łukasz! — zawołała głośno. Żadnej odpowiedzi. Serce ścisnęło ją nieprzyjemnie.

Narzuciła kurtkę i pospieszyła do garażu. Tam zwykle ukrywał się jej mąż — odnawiał stare meble, uciekając od codzienności. Drzwi były uchylone, a stamtąd dobiegały głosy.

— jeżeli dobrze przygotujesz drewno, lakier się równo położy — mówiła matka. Jej głos był miękki, niemal łagodny.

— Ja zwykle rozcieńczam pierwszą warstwę — odpowiedział Łukasz. — Wtedy drewno lepiej chłonie.

Zuzanna zastygła w progu, jakby bała się zburzyć tę kruchą harmoniję. Przed nią stało coś nieprawdopodobnego: jej wiecznie kłócąca się matka i mąż siedzieli przy stole i wspólnie odnawiali starą ramę lustra. Matka miała na kolanach zapaskę poplamioną lakierem, Łukasz trzymał pędzel i papier ścierny.

— No proszę — szepnęła Zuzanna i cicho usiadła w kącie, obserwując.

Kilka tygodni wcześniej nalegała: matka musi się wprowadzić. W sanatorium, gdzie mieszkała po śmierci ojca, rozpoczął się remont. Obiecano tymczasowe przeniesienie. Ale matka stanowczo oznajmiła: „Wolę do córki. Będę pomocna, nie kłopotliwa”.

Łukasz nie był zachwycony. Nigdy nie ukrywał, iż z teściową nie układa mu się najlepiej. Zbyt różni. Ona — twarda, wymagająca, z nieugiętymi zasadami. On — spokojny, ale pamiętliwy.

Od pierwszego dnia zaczęły się drobne sprzeczki: widelce położone nie tam, gdzie trzeba, koszule źle wyprasowane, zbyt głośno zatrzaśnięte drzwi. Wieczorami Zuzanna wysłuchiwała ich cichych pretensji. Dwoje ludzi silnych, upartych, przyzwyczajonych do decydowania — pod jednym dachem.

Bała się, iż małżeństwo tego nie wytrzyma.

A teraz — ci dwoje siedzieli przy jednym stole. Okazało się, iż matka całą młodość przepracowała w fabryce mebli. A Łukasz był samoukiem-renowatorem, który zawsze marzył o spotkaniu kogoś z fachową wiedzą.

— Masz pewną rękę — powiedział. — Nie każdy to potrafi.

— A ty masz talent — odparła matka. — Masz wyczucie.

Potem razem parzyli herbatę, wyciągnęli z szuflady słoik konfitur. Zuzanna nie wytrzymała:

— Coście zrobili z moją matką?

Matka prychnęła:

— Po prostu wcześniej nie mieliśmy o czym rozmawiać. A teraz znaleźliśmy wspólną sprawę. Myślałam, iż to beznadziejny case, a on tak umie robić meble!

Łukasz się zaśmiał:

— A ja myślałem, iż mnie pani nie znosi.

— Nie znoszę głupoty. A ty, jak się okazuje, nie jesteś głupi.

Zuzanna patrzyła na nich w milczeniu. A potem się uśmiechnęła.

Gdy nocą wrócili do domu, usłyszała, jak Łukasz szepnął:

— Dziękuję, iż mama jest z nami. Nie spodziewałem się, iż się dogadamy.

A rano matka oznajmiła:

— Już zdecydowałam. Nie wracam do sanatorium. Zostaję tutaj. Pomogę wam otworzyć warsztat.

Zuzanna nie sprzeciwiła się. Gdy dwoje ludzi, którzy ledwo mogli na siebie patrzeć, zaczynają się rozumieć, szanować i wspierać — to nie katastrofa. To cud.

I może w tym domu znów zagości spokój. choćby ciepło.

Idź do oryginalnego materiału