Hej, posłuchaj tylko tej historii…
— Cześć, Wiola! — zawołała z euforią Ania, dzwoniąc do siostry. — Chcielibyśmy wpaść do was w weekend, można?
— Cześć… — odpowiedziała chłodno Wioletta. — Nie, nie można.
— Co? — Ania zamarła.
— Dokładnie tak, jak mówię — rzuciła sucho Wioletta.
— Jesteś na coś zła? Nie rozumiem…
— Serio pytasz? Po tym, co zrobiłaś, nie chcę cię znać! — wybuchnęła Wioletta.
— Co ja niby zrobiłam? O co ci chodzi?
Siostry Kowalskie wychowały się w małej wsi na Podlasiu. Starsza, Wioletta, została po szkole w rodzinnej miejscowości: skończyła technikum, stała się księgową. Wyszła za miejscowego przedsiębiorcę, Marka, razem wybudowali dom, urodził im się syn Kacper, a ona pomagała mężowi w rodzinnej firmie.
Młodsza, Ania, zawsze marzyła o życiu w mieście. Wyjechała na studia do Białegostoku, tam została, zatrudniła się jako sprzedawca w sieciowym sklepie. Z mężem, Adamem, który pracował w fabryce, wynajmowali małe dwupokojowe mieszkanie. Dokładnie dwa lata po ślubie urodziła im się córka Zosia.
Mimo odległości siostry utrzymywały kontakt. Kiedy Zosia skończyła rok, Ania zaczęła często przyjeżdżać do Wioletty. Świeże powietrze, dobre dla dziecka, no i pomoc siostry zawsze się przyda. Czasem wpadała na weekend, a bywało, iż zostawała choćby na miesiąc.
Wioletta zawsze przyjmowała ich z otwartymi ramionami. W domu było miejsce, a Zosia była spokojnym, grzecznym dzieckiem. Z czasem Ania zaczęła zostawiać córkę u siostry choćby bez siebie — najpierw na kilka dni, potem na tydzień, a latem choćby na cały miesiąc. Mówiła, iż chce trochę odpocząć z mężem. Wioletta nie protestowała. Pracowała zdalnie, i choć było to niewygodne, pomagała.
Ania jednak nie kwapiła się, by się odwdzięczyć. W ich ciasnym mieszkaniu nie było miejsca dla rodziny Wioletty, więc kiedy przyjeżdżali do miasta, wynajmowali pokój. A Ania choćby nie zawsze znajdowała czas, żeby się spotkać. To wizyta u kosmetyczki, to inne zajęcia. Czasem wpadała do nich na godzinę — i tyle.
Ale Wioletta starała się o tym nie myśleć. Najważniejsze, iż dzieci się lubią, a siostra, choć nieidealna, jest jednak rodziną.
Kacper podrósł, wybierał się na studia. Rodzice byli gotowi zapłacić za naukę. Ale tuż przed złożeniem dokumentów Wioletta poważnie zachorowała: gorączka, osłabienie. Marek obiecał zawieźć syna do miasta, ale nie mógł mu towarzyszyć przez cały dzień — praca.
Wtedy Wioletta zadzwoniła do siostry:
— Aniu — szepnęła ledwo słyszalnie. — Mogłabyś pomóc jutro Kacprowi z dokumentami? Spotkać go, zawieźć na uczelnię, dopilnować… I żeby u ciebie przenocował? Marek odbierze go rano…
Nastała długa cisza.
— Przepraszam, ale nie dam rady — odpowiedziała Ania.
— Dlaczego? — Wioletta nie wierzyła własnym uszom.
— Mam wizytę u kosmetyczki, potem z Zosią po zakupy — za chwilę jedzie na obóz, trzeba jej wszystko przygotować.
— Aniu, nigdy cię o nic nie prosiłam. To tylko jeden dzień…
— Naprawdę nie mogę — odcięła się Ania.
— A choćby na noc? choćby na podłodze!
— Wiola, on jest już prawie dorosły. Gdzie ja go zmieszczę? W sypialni? Albo z Zosią w pokoju? Obydwoje nastolatki, trochę to dziwne. A kuchnia u nas mikroskopijna — sama wiesz…
Wioletta poczuła, jak łzy napływają do oczu. Przez tyle lat nigdy nie odmówiła siostrze. Zawsze przyjmowała, pomagała, karmiła. I za co? Za to?
— Dobrze. Wszystko zrozumiałam — powiedziała cicho.
Ostatecznie pomógł dalszy krewny — brat cioteczny Marka, z którym ledwo się kontaktowali. Z przyjemnością zawiózł Kacpra, pomógł mu z dokumentami, a choćby dał mu nocleg i pokazał miasto.
Kacper dostał się na studia. Rodzice wynajęli mu pokój. WyrosKacper odnalazł się świetnie na uczelni, a Wioletta w końcu zrozumiała, iż czasem rodzina to nie ci, z którymi dzielisz krew, ale ci, na których zawsze możesz liczyć.