Kiedy się wyprowadzasz, Marysiu moja?

polregion.pl 2 dni temu

**Dziennik**

Kiedy się wyprowadzasz, Kasiu? Mama stała w drzwiach kuchni, opierając się o futrynę. W rękach trzymała kubek z herbatą, a w głosie brzmiała obojętność zmieszana z czymś bliskim pogardzie.

W sensie wyprowadzam się? Kasia powoli oderwała wzrok od laptopa, który grzał jej kolana. Mamo, ja tu mieszkam. Ja pracuję.

Pracujesz? powtórzyła mama, a na jej twarzy przemknął krzywy uśmiech. No tak. To to twoje siedzenie w internecie. Piszesz te swoje wierszyki? Albo artykuły? Kto to w ogóle czyta?

Kasia gwałtownie zamknęła laptop. Serce ścisnęło się. Nie pierwszy raz słyszała, iż jej praca to nie prawdziwa praca, ale za każdym razem było to jak policzek.

A przecież starała się. Freelancing to nie bułka z masłem godziny poprawek, terminy, teksty pisane do rana, klienci, którzy chcą wszystko na wczoraj i nie płacą na czas

Mam stałe zlecenia westchnęła. I zarabiam. Płacę za czynsz, za

Nikt niczego od ciebie nie wymaga machnęła ręką mama. Po prostu sytuacja taka, Kasiu. Jesteś dorosła, rozumiesz. Tomek z Olą chcą się wprowadzić. Mają dwoje dzieci. Dzieci, Kasiu. W ich kawalerce jest ciasno, wiesz?

A ja? Ja nie jestem rodziną? wyrwało się jej nagle. Głos zadrżał.

Jesteś sama, Kasiu. Masz siebie. A oni dzieci, rodzinę. Jesteś mądra, samodzielna. Znajdziesz gdzieś mieszkanie. Może w końcu znajdziesz normalną pracę.

Ludzie pracują od dziewiątej do siedemnastej, nawiasem mówiąc, a nie siedzą nocą przy laptopie.

Kasia milczała. W gardle stanął jej kłos. Bo tłumaczenie było bez sensu. Mama nigdy nie zrozumiała, czym się zajmuje.

Nigdy nie zapytała: A o czym piszesz? Gdzie można przeczytać?.

Tylko wymówki, pobłażliwe spojrzenia, zdania w stylu: Lepiej byś poszła do sklepu na kasę.

*Sama*. To słowo dźwięczało jej w uszach. Jak wyrok. Jak powód, by ją wykasować z mieszkania, z życia, z rodziny.

Gdy tata wrócił z pracy, rozmowa się powtórzyła. Tylko teraz w pokoju byli oni oboje i ona jak na jakimś domowym sądzie.

Tomek z żoną wiele osiągnęli zaczął tata, siadając w fotelu. Oboje pracują, dwoje dzieci.

A ty Tak, jesteś zaradna, nie siedzisz z założonymi rękami. Ale czas wziąć się poważnie za życie.

Tato, ja tu mieszkam! Nie jestem darmozjadem! Zarabiam, choćby jeżeli w domu, choćby w piżamie! Ale płacę za jedzenie, za rachunki, nie żyję wam na karku!

Nie zrozumiałaś przerwał. Nie chodzi o pieniądze. Chodzi o potrzebę.

Tomek ma dwoje dzieci, słyszysz? Młodszy ma półtora roku. Oni potrzebują tego mieszkania. Im jest ciężko.

A mnie jest lekko?! wybuchnęła. Według was nie mam żadnych trudności?!

Mam 28 lat, nie mam wsparcia, nie mam męża, nie mam dzieci. Tylko pracę, którą sami nie uznajecie!

Wymienili spojrzenia. Jakby ich zmęczyła. Jakby wszystko, co mówiła, było kaprysem, a nie bólem.

Jesteś silną dziewczyną mama pokiwała smutno głową. Dasz sobie radę. A Tomek z Olą oni choćby nie mają czasu pomyśleć

A ja mam? pomyślała, ale nie powiedziała tego na głos. Bo nie miała już siły.

I gdzie mam się podziać? zapytała ochryple. Nie proszę was o nic. Ani o pieniądze, ani o pomoc. Tylko o kąt. Tylko o zrozumienie.

No wynajmiesz coś powiedziała mama niepewnie. Teraz wszyscy tak robią. Młodzi mieszkają na wynajmie. A ty przecież nie pracujesz oficjalnie. Więc jesteś wolna.

Słyszycie w ogóle, co mówicie?!

Kasia nie pamiętała, jak skończył się tamten wieczór. Pamiętała tylko, jak długo siedziała na parapecie, patrząc w ciemne podwórko.

Deszcz lał jak na złość, a krople spływały po szybie jak łzy tylko bez szlochu.

Następnego ranka obudził ją hałas w przedpokoju. Walizki. Głosy. Krzątanina.

Kasiu, wyniesiemy tu rzeczy Tomka do szafy powiedziała mama, choćby na nią nie patrząc. Oni się przeprowadzają, rozumiesz.

Zrozumiała. Zrozumiała od początku. Tylko żyć z tym było ohydnie.

Kasiu, no widzisz, u nas wszystko postanowione. Mama mówiła tym samym tonem, jakby prosiła o podanie soli przy obiedzie. Luźno. Obyczajowo. Bez drżenia w głosie.

Czyli nie pytacie, nie proponujecie stawiacie mnie przed faktem?

A co tu pytać, Kasiu? Jesteś dorosła. Trzeba w końcu stanąć na własne nogi. Przecież nie w przedszkolu.

Poza tym, to tymczasowe. Znajdziesz coś do wynajęcia potem może się coś zmieni.

Tymczasowe? Tak. Na kilka dekad. Dopóki Tomkowi wnuki nie pójdą.

Znów ta twoja ironia. Mama przewróciła oczami. Zawsze wszystko odbierasz na opak.

My się o ciebie troszczymy. Nie jesteśmy twoimi wrogami. Ale trzeba rozumieć: rodzina to nie tylko ty.

Oczywiście, nie tylko ja uśmiechnęła się gorzko. Wszystko dla Tomka. Wszystko dla Tomka. A ja zbędna. Duch na kanapie. Zniknąć, tak?

Przesadzasz. Tata znów stanął w drzwiach. Tomek to syn, jakby nie było. A ty jesteś silna. Zrozumiesz nas.

Nie chcę być silna. Chcę być potrzebna

Następnego dnia Kasia poszła oglądać pokój do wynajęcia.

Dwadzieścia minut od domu a świat się zmienił: szara klatka schodowa z zardzewiałymi drzwiami, starsza sąsiadka, która mamrotała, iż koty wyją w nocy.

Pokój przypominał muzeum staroci: tapety z odpryskującymi różami, dywan na ścianie, stołek bez nogi.

Właścicielka kobieta z głosem po papierosach i miną, jakby przyszli pożyczyć pieniądze.

Gdzie pani pracuje? spytała podejrzliwie.

Jestem freelancerem. Piszę artykuły. Online.

Online? To jak?

Na komputerze. W internecie. Mam stałych klient

Idź do oryginalnego materiału