Kiedy rodzi się miłość, złości nie ma miejsca.

newsempire24.com 3 dni temu

Dzisiaj znowu myślałam o tym, jak postąpiłam słusznie, stawiając granice. Nigdy nie chciałam być typową zrzędliwą teściową. Wychowałam Tomka, wiedząc, iż kiedyś założy własną rodzinę, i zawsze starałam się być dobrą, wyrozumiałą matką.

Gdy Tomek przyprowadził do domu swoją narzeczoną, miłą dziewczynę o imieniu Kasia, przyjęłam ją serdecznie. Zresztą, Kasia też chciała się przypodobać – chwaliła moje dania, komplementowała mieszkanie. Byłam pewna, iż między nami nie będzie konfliktów.

Kiedy zdecydowali się zamieszkać razem, Tomek wspomniał coś o wspólnym mieszkaniu ze mną. Ale ja od razu postawiłam sprawę jasno:
— Nie wyrzucę was, ale to zły pomysł. Młodzi powinni żyć osobno, każdy ma swój rytm dnia, czasem potrzebuje spokoju. Dwie gospodynie w jednej kuchni? To zawsze prowadzi do kłótni.

Tomek zrozumiał, choć wynajęcie mieszkania było dla niego sporym wydatkiem. Zaproponowałam więc, iż pomogę im na początku, dopóki nie staną na nogach.
— Mogę płacić jedną trzecią czynszu, a potem już sobie poradzicie.
Syn chętnie się zgodził. Dla mnie to była cena za spokój i dobre relacje.

Pamiętam, jak pierwsze lata małżeństwa spędziliśmy z rodzicami mojego męża. To był koszmar – choć teściowa nie była złą osobą, ciągle dochodziło do nieporozumień. Gotowała inaczej niż ja, jej dania często mi nie smakowały, ale jadłam, by nie urazić. I ona pewnie też miała dość.

Tomek i Kasia wynajęli mieszkanie niedaleko mnie. Cieszyłam się, iż nie musimy żyć razem, ale mogę ich widywać. Kasia pracowała jako przedszkolanka za niewielkie pieniądze, Tomek też nie szukał lepszej pracy, zadowalając się posadą w fabryce.

Po ich przeprowadzce pomogłam im urządzić mieszkanie.
— O, dziękujemy! — zawołała Kasia. — Wszystko takie brudne, nie wiem, od czego zacząć.
Wzięłam ścierki, środki czyszczące i poszłam pomóc.

Westchnęłam, patrząc, jak Kasia sprząta. Widać było, iż nie robi tego często i gwałtownie się męczy. W końcu większość pracy wzięłam na siebie. Kasia dziękowała, mówiła, iż musi się uczyć ode mnie, ale byłam tak zmęczona, iż ledwo słuchałam.

Następnego dnia Tomek zaproponował, by wpadli w weekend.
— Przyjdziemy do ciebie, dobrze?
— Oczywiście, cieszę się — odpowiedziałam.

Przygotowałam obiad – gorące danie, sałatkę, przekąski. Gdy przyszli, ich ręce były puste. Nie chodziło o prezent, ale o gest. Chociaż ciasteczka do kawy?

Jednak Tomek i Kasia choćby tego nie zauważyli. Pocieszałam się, iż pewnie mają teraz dużo wydatków. Po obiedzie syn zapytał:
— Mamo, możemy zabrać resztki? Żeby nie musieć gotować.
Westchnęłam. Chętnie sama bym nie stała przy garach, ale dla niego nic nie szkoda.

Pracuję zdalnie, więc gdy Tomek zadzwonił w środku tygodnia, spodziewałam się wszystkiego, tylko nie tego:
— Mamo, mogę wpaść na obiad? Oszczędzam, nie chcę chodzić do stołówki.
Zaskoczona, zgodziłam się i rzuciłam się do kuchni.

Myślałam, iż to jednorazowa sytuacja, ale Tomek zaczął przychodzić codziennie. Przez to odpadałam od pracy, a lodówka świeciła pustkami. Pewnego razu zapytałam, dlaczego nie bierze jedzenia z domu.
— Kasia rzadko gotuje. A może w weekend przyjdziemy na kolację? Twoje dania są najlepsze!
— Właśnie umówiłam się z koleżanką — skłamałam, zawstydzona.

Czułam, iż to przekracza granice. Przecież płaciłam część ich czynszu! Postanowiłam jednak nie mówić nic, tylko w weekend gotować więcej, by jedzenie wystarczyło na kilka dni.

Minęły trzy tygodnie. Tomek regularnie przychodził na obiad, a niedługo dołączyła Kasia. Przyzwyczaiłam się do roli kucharki, aż w końcu posunęli się za daleko.

Tomek zadzwonił, by zaprosić mnie na urodziny Kasi:
— Chcemy, żebyś była z nami!
— Dziękuję, ale pewnie przyjdziecie z przyjaciółmi.
— To nic, jesteś dla nas ważna!

Byłam wzruszona, dopóki nie dodał:
— Możesz przyjść rano? Pomóż Kasi posprzątać i ugotować. Ona nie daje rady. Przygotuj w domu i przynieś, tylko wcześniej, żeby jeszcze posprzątać. A i nakryjesz do stołu? Bo Kasia idzie do fryzjera.

To było za dużo.
— Nie przyjdę — powiedziałam stanowczo.
— Dlaczego?
— Bo nie jestem służącą.
— Mamo, nie przesadzaj!

— Nie przesadzam? Stanie pół dnia przy garnkach to nic? Niech Kasia sama ogarnie swoje urodziny! I tak – jedzenie kosztuje. Znacie jego cenę?
— Teraz oszczędzamy…
— Skoro Kasia ma na fryzjera, znajdzie też na jedzenie. I więcej nie przychodź na obiady. To nie stołówka!

Chciałam dodać, by sami płacili czynsz, ale bałam się, iż się wprowadzą. W końcu zrozumiałam: dobra matka to nie ta, która zawsze nakarmi syna, ale ta, która odetnie go od swojej spódnicy. Czas, by dorośli.

Idź do oryginalnego materiału