Kiedy postanawiasz komuś pomóc – bądź ostrożny. Dobry uczynek gwałtownie traci wartość. Jeden raz pomogłeś – i już myślą, iż to dla ciebie łatwe.

newsempire24.com 10 godzin temu

18 listopada 2024

Dziś przyszedł mi do głowy prosty, a jednak tak często pomijany wątek: kiedy decydujesz się pomóc drugiemu człowiekowi, musisz zachować czujność. Dobroć, choć zaczyna się od szlachetnego gestu, bardzo gwałtownie traci swoją wartość w oczach odbiorcy. Jeden raz wyciągnąłeś rękę – a już po chwili wydaje się, iż masz „coś w nadmiarze”. Zaczynają się żądać nie tylko twojego czasu i energii, ale i pieniędzy, zasobów, choćby twojej siły woli.

W pułapce tej pomoc może zamienić się w ciężar. Najpierw dziękują, kłaniają się nisko, potem grzecznie proszą, a w końcu zaczynają domagać się coraz więcej. Gdy nie możesz już spełnić ich żądań, traktują cię jak zdrajcę, jakbyś nie oddał wypłaconej pensji lub nie spłacił długu. W ich świadomości stałeś się „dobrodawcą”, a więc masz dalej „dostarczać”. Twoja życzliwość w ich oczach wchodzi w kategorię „planowanego przychodu”. Liczyli na to! Zobowiązałeś się być ratownikiem, a gdy odmówiłeś, od razu stałeś się winny.

Kolejna, gorzka prawda: twoja pomoc nie zawsze wywołuje wdzięczność, czasem budzi zazdrość. „Jeśli on może dać, to musi mieć nadmiar. Dlaczego on ma pełny talerz, a ja tylko okruszek?” Wtedy twój gest przestaje być darem, a staje się upokorzeniem. A gdy powiesz: „Przepraszam, nie mogę już dłużej”, zamiast współczucia słyszysz obraźliwe uwagi i zarzuty.

Taka sytuacja przydarzyła mi się nie raz. Najpierw szczera wdzięczność, potem prośby, potem żądania, a na końcu gniew i dewaluacja wszystkiego, co robiłeś. Pomoc w mig zamienia pomocnika w „dłużnika”. Wystarczy jeden krok w tył, a nagle jesteś winny. Dlatego zanim wyciągniesz rękę, przemyśl: po drugiej lub trzeciej prośbie warto się zatrzymać i zapytać, czy twoja dobroć nie zamieni się w „życiową służbę”. Często czekają nie na podziękowania, ale na niekończące się zobowiązania. I historia zawsze kończy się tak samo: dawny ratownik staje się „zdrajcą”.

Prawdziwe, bezinteresowne dobro nie ma warunków. Jest albo doceniane, albo natychmiast tracone na wartości. Wtedy nie jesteś winny, po prostu świat się zmienił.

Bonus

Moja znajoma Grażyna miała przyjaciółkę z dzieciństwa, z którą zawsze trzymały się razem. Gdy przyjaciółka straciła pracę, Grażyna od razu podjęła działania – pożyczyła jej kilka tysięcy złotych, przedstawiła nowych ludzi, a choćby przyjęła ją na kilka miesięcy pod swój dach w Krakowie.

Na początku podziękowania przychodziły codziennie. Potem przyzwyczaiła się. Z czasem zaczęła traktować tę pomoc jak coś oczywistego. „Jesteś jedyną, na którą mogę liczyć, zawsze mnie wyrwiesz, prawda?” – powtarzała przy każdej kolejnej prośbie.

Grażyna przez cały czas pomagała, aż pewnego dnia musiała powiedzieć:
„Przepraszam, nie dam już więcej. Samemu mam ciężko.”

Wtedy przyjaciółka natychmiast zmieniła ton.
„Liczyłam na ciebie! Obiecałaś! Czy prawdziwi przyjaciele tak postępują?”

Wszystko, co Grażyna robiła latami, zniknęło z pamięci przyjaciółki. Pozostał jedynie obraz: „nie pomogła, kiedy ją potrzebowałem”.

Ból nie wynikał z utraconych pieniędzy czy straconego czasu, ale z faktu, iż prawdziwej przyjaźni nie było – była tylko przyzwyczajeniem do brania.

Wtedy Grażyna zrozumiała najważniejsze: pomoc jest cenna wtedy, gdy spotyka się z wdzięcznością. Gdy zamiast podziękowania przychodzi żądanie, nie jest już wsparciem, a wykorzystaniem.

Od tamtej pory pomaga tylko tym, którzy sami potrafią wyciągnąć rękę do drugiego. Wie, iż dobro musi być wzajemne, bo w przeciwnym razie zamienia się w kajdany.

**Lekcja:** Zanim otworzysz serce i portfel, upewnij się, iż twoja pomoc zostanie przyjęta z szacunkiem, a nie jako zobowiązanie. W przeciwnym razie ryzykujesz, iż dobro, które ofiarujesz, obróci się przeciwko tobie.

Idź do oryginalnego materiału