Nie cierpię nocnych telefonów. Normalni ludzie nie dzwonią tak późno, chyba iż wydarzyło się coś naprawdę poważnego. Dlatego zawsze drżę na dźwięk nocnego dzwonka, spodziewając się złych wiadomości.
Właśnie zapadałam w sen, gdy melodyjka komórki mojego męża rozdarła ciszę sypialni. Kamil westchnął i sięgnął po telefon.
— Nieznany numer — mruknął, rzucając mi przez ramię niepewne spojrzenie.
— Wyłącz dźwięk. Jak coś pilnego, oddzwonią rano — zamruczałam, wtulając się głębiej w poduszkę.
Telefon wciąż dzwonił. W końcu westchnęłam i odsunęłam kołdrę.
— No już, odbierz! — poprosiłam, wiedząc, iż i tak nie zasnę.
Mąż długo słuchał, po czym oznajmił, iż rano wyjedzie.
— Co? — ocknęłam się gwałtownie. — Gdzie?
— Zmarł Tomek. Zawał. Dzwoniła jego żona, prosiła, żebym przyjechał. Jutro wezmę wolne i pojadę. No… Tomek, cholera… Niecałe czterdzieści lat… — Kamil wstał i wyszedł do kuchni.
Rano spakowałam mu świeżą koszulę i maszynkę do golenia. Tomka znałam słabo, więc nie pojechałam z mężem.
Siedziałam przy kawie, rozmyślając, od czego zacząć dzień: od prania firanek czy odkurzania? No bo wiadomo — kobieta nigdy nie ma wolnego. Postanowiłam, iż nie będę gotować. Trzy dni bez obiadów dobrze mi zrobią. W ostateczności usmażę jajecznicę. A jak Kamil wróci, przyrządzę coś specjalnego.
Ale moje plany legły w gruzach. Ledwo się ogarnęłam, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Myślałam, iż to sąsiadka po cukier, więc otworzyłam bez wahania.
W progu stała moja teściowa, a za nią jej drugi mąż, Wiesław.
— Widzę, iż cię zaskoczyliśmy? Byliśmy w okolicy, pomyśleliśmy, iż wpadniemy. Ale jeżeli masz zajęcie, to możemy pójść… — mówiąc to, Helena Stanisławowa choćby nie drgnęła, wpatrując się we mnie badawczo.
Jakby kiedykolwiek uprzedzała o swoich wizytach.
— Ależ skąd, proszę wejść — uśmiechnęłam się szeroko, wpuszczając ich do środka.
— Tylko na chwilę, prawda, Wiesiu? — rzuciła teściowa, zrzucając z ramion futro z norki. Wiesław złapał je w locie z wprawą cyrkowca.
— Nie rozbierajcie się, jeszcze nie sprzątałam. Zawsze się cieszę, pani Heleno! Świetnie pani wygląda — dodałam słodko.
— A Kamilek gdzie, w pracy? Dzisiaj przecież wolne. Nie szanuje siebie. Tobie też by się przydała praca — wtedy on nie musiałby harować w weekendy. — W głosie teściowej nie było zwykłej pretensji, tylko oskarżenie o lenistwo.
— Pracuję, tylko zdalnie… — zaczęłam się tłumaczyć, choć wiedziałam, iż i tak nie usłyszy. Zawsze, gdy próbowałam wyjaśnić, iż można dobrze zarabiać przez internet, nagle traciła słuch.
Teściowa obrzuciła pokój krytycznym spojrzeniem, wypatrując kurzu na szafce i koszuli Kamila rzuconej na krześle. Zapomniałam ją wrzucić do prania.
— Nowe firanki kupiłaś? Ładne, ale poprzednie jeszcze były dobre. Za dużo wydajecie. Nową kanapę też? A co się stało ze starą? — Nie czekając na odpowiedź, usiadła na kanapie, oceniając jej wygodę. — Nie za jasna?
A mówią, iż z wiekiem pamięć się pogarsza. Moja teściowa miała pamięć jak słoń. To niesamowite, iż zapamiętała, jakie firany wisiały u nas pół roku temu!
Zostawiłam ją, by oceniała mebel, a sama pognałam do kuchni, przypominając sobie, co mam w lodówce. Herbata nie wystarczy. Wiedziałam, iż wieczorem będzie dzwonić do koleżanek i opowiadać, jak źle ją ugościłam. A jej jedynego synka — wcale nie karmię! O, nie, nie dam jej tej satysfakcji.
Otworzyłam lodówkę. Warzywa na sałatkę były — już coś. Wyjęłam z zamrażarki kawałek schabu i włożyłam do mikrofali. Gdy się rozmrażał, zabrałam się za szybkie ciasto biszkoptowe.
Ciasto w piekarniku, mięso rozbite i na rozgrzaną patelnię, warzywa kroję na sałatkę. Po mieszkaniu rozniósł się zapach świeżego ciasta. Spodziewałam się, iż teściowa zaraz wpadnie do kuchni… Nadzieja płonna.
Usłyszawszy okrzyk — nie wiem, czy oburzenia, czy zachwytu — poderwałam się do pokoju, nie wiedząc, czego się spodziewać. Helena Stanisławowa stała przy szafce z porcelaną, trzymając w rękach wazon z ćmielowskiej porcelany.
— Toż to antyk! Na to mój syn ciężko pracuje?! — wykrzyknęła, patrząc na mnie jak na karalucha.
Rzuciłam się w wir wyjaśnień, iż to babcia podarowała mi go w zeszłym miesiącu… Ciasto! Pognałam do kuchni, wyciągając rumiany biszkopt. Na szczęście zdążyłam. Przewróciłam schab, przykryłam patelnię i wróciłam do sałatki.
Gdy mięso było gotowe, nakryłam do stołu odświętną zastawą i zaprosiłam gości.
— Nie po jedzenie przyjechaliśmy, tylko odwiedzić — oświadczyła teściowa, sadowiąc się przy stole. Jej wzrok błądził od talerza ze schabem, przez sałatkę, aż po apetyczne ciasto.
Wiesław sięgnął po widelec i nabił kawałek mięsa. Noże też położyłam, ale Wiesiek był prostym człowiekiem — etykieta go nie obchodziła. Gryzł schab z zamkniętymi oczyma, a ja ledwo nie podskoczyłam z radości, iż moje starania nie poszły na marne. Z powrotem sprowadził mnie na ziemię lodowaty głos teściowej.
— Wiesiu, jak możesz?! Przecież post!
Wiesław zakrztusił się, jakby w ustach miał nie soczyste mięso, a ropuchę. Zamarłam ze strachu, iż się udławi pod jej wzrokiem albo wypluje. Ale przełknął.
Przypomniałam sobie ze zgrozą, iż post już się zaczął. No tak, musiałam się skompromitować! Wzięłam się w garść, gotowa na reprymendę.
Z niewinną miną zaczęłam tłumaczyć, iż Kamil uwielbia mój schab, więc zawsze mam go w lodówce. A w sklepie obok to tylko mintaj. Nie będę przecież częstować drogich gości jakimś mintajem!
— Gdybyście uprzedzili, kupiłabym pstrągaNa sam koniec Wiesław ukradkiem wziął jeszcze jeden kawałek schabu, a ja uśmiechnęłam się pod nosem, wiedząc, iż choć teściowa będzie mnie krytykować przy każdej okazji, to jednak mąż zawsze stanie po mojej stronie — i to właśnie nasza miłość jest najważniejsza.