Kiedy matka staje się gościem: dlaczego nie otwieram jej już drzwi
Halina przyjechała do innego miasta – do córki. Agnieszka przywitała matkę grzecznie, jak wypada, ale bez szczególnej czułości. Halina, zmęczona samotnością i napiętymi relacjami z rodzicami, postanowiła zostać na kilka dni. Wieczorem przy kolacji córka nagle zapytała:
— Mamo, kiedy planujesz wracać do domu?
— Chciałabym zostać jeszcze parę dni – odpowiedziała Halina niepewnie.
— Myślę, iż już czas – powiedziała stanowczo Agnieszka.
— No proszę, choćby własna matka już przeszkadza… – mruknęła z irytacją Halina.
— Mamo, po tym, co zrobiłaś, nie chcę cię widzieć – rzuciła niespodziewanie Agnieszka.
— Co? Co takiego zrobiłam? – Halina zastygła, nie rozumiejąc, o czym mowa.
Ale Agnieszka pamiętała wszystko.
Miała zaledwie siedem lat, gdy rodzice się rozwiedli. Od tamtej pory mieszkała z babcią i dziadkiem, którzy zastąpili jej rodzinę. A matka… Matka wybrała inne życie – mężczyzn, adoratorów, nowe miłości. Dziewczynka dorastała z poczuciem winy za rozpad małżeństwa rodziców, za to, iż dziadek pracował do późnej starości, a babcia wiecznie stała przy kuchni. Gdy w życiu Haliny wszystko układało się dobrze, mogła zadzwonić, a choćby przyjść z ciastem. ale gdy pojawiały się problemy – zamykała się w swoim pokoju, wyładowywała frustrację na wszystkich i znikała.
Było w jej życiu wielu mężczyzn, ale jeden – Zbigniew – stał się ostatnią kroplą. Próżny, zarozumiały, niesympatyczny. Gdy Halina próbowała wprowadzić go do mieszkania rodziców, ci dali córce wybór: on albo rodzina. Halina wybrała jego.
— Twoja mama mieszka teraz na drugim końcu miasta – powiedziała sucho babcia trzynastoletniej Agnieszce.
— A ja?
— A ty zostajesz z nami. Wszystko będzie dobrze, kochanie, damy radę.
Ale Agnieszka wiedziała – matka ją zdradziła.
Na początku Halina w ogóle się nie pojawiała. Potem przychodziła do kuchni, brała słoiki z przetworami i znikała. Dziewczyna dorastała, a nie miała z kim porozmawiać. Pierwsza miłość, pierwsze łzy – babcia by nie zrozumiała, dziadek milczał. A matka… żyła nowym życiem, dopóki Zbigniew jej nie zostawił. Wróciła złamana, żałosna, i zamiast przytulić córkę, znowu płakała w pokoju. choćby gdy poznała kolejnego mężczyznę – Adama – historia się powtórzyła. Okazał się nudziarzem, leniwym i bezczelnym. Wprowadził się do mieszkania rodziców, nie pomagał, choćby unikał dziadka, który dźwigał cały dom na swoich barkach.
Agnieszka coraz bardziej się oddalała. Poszła na studia w innym mieście, rzadko odwiedzała rodzinę. Matka wciąż zmieniała mężczyzn, opowiadała o nowym życiu i snuła plany za plecami córki. Aż w końcu Agnieszka dowiedziała się: babcia i dziadek ze strony ojca zostawili jej mieszkanie. To było zaskakujące, ale stało się punktem zwrotnym. Bez wahania przejęła je i wyprowadziła się.
Matka dowiedziała się o tym przypadkiem. Natychmiast oznajmiła:
— Świetnie! Wyprowadzam się do ciebie, pomogę z remontem, znajdę dobrą pracę w dużym mieście.
— A ty mnie choćby nie zapytałaś – spokojnie odparła Agnieszka. – Nie zamierzam z tobą mieszkać.
— To niewdzięczność! Beze mnie w ogóle byś nie istniała! – wybuchnęła Halina.
Lecz Agnieszka milczała. Przypomniała sobie siebie jako małą, samotną, porzuconą dziewczynkę. Matka odeszła wtedy – i teraz już jej nie potrzebowała.
Halina obraziła się, ale nie przestała próbować. Dzwoniła, przyjeżdżała „tylko na jeden dzień”, zostawała na tydzień. Agnieszka znosiła to, aż w końcu powiedziała:
— Mamo, wracaj do domu. Mam swoje życie. Lepiej pomóż babci i dziadkowi.
— Przeszkadzam ci? – odcięła się kąśliwie Halina. – Jasne, gdy byłam ci potrzebna jako dziecko, wszystko było w porządku, a teraz nagle zawadzam.
— Nie, mamo. Ty dokonałaś wyboru, gdy zostawiłaś mnie dla mężczyzny. Wyrosłam z tego. Dziękuję, iż nauczyłaś mnie nie zależeć od nikogo.
Halina odjechała. Poskarżyła się rodzicom, którzy współczuli jej, ale rozumieli wnuczkę. To oni byli przy Agnieszce, gdy płakała nocami. A matka… sama się odsunęła. niedługo poznała nowego adoratora – Marka. Wydawał się poważny, może choćby porządny. Chciała przedstawić go córce.
— Przyjedźcie – powiedziała Agnieszka.
Przywitała ich grzecznie. Porozmawiała z Markiem i zrozumiała – to kolejny taki sam, jak poprzedni. Po czterech miesiącach ich związek się rozpadł. Matka znów zaczęła mówić o przeprowadzce. I znów usłyszała odmowę.
— Nie poruszaj już tego tematu – powiedziała Agnieszka. – Nie ma dla ciebie miejsca. Ani w moim mieszkaniu, ani w moim życiu.
I na tym ich kontakt się zakończył.
Agnieszka żyje w swoim mieszkaniu. Remontowała je z przyjaciółmi. Pracuje, buduje swoje życie. Bez histerii. Bez żalów. Bez matki.
Bo nie każdemu, kto dał ci życie, udaje się w nim zostać.