Kiedy dom był już gotowy, mój syn przekazał kolejną radosną wiadomość – zamierza się ożenić. Oczywiście od razu wróciłam do domu, bo chciałam zobaczyć przyszłą synową. I wtedy spotkała mnie niemiła niespodzianka, a adekwatnie bardzo niemiła. Mój syn postanowił poślubić nie tylko najbiedniejszą dziewczynę z naszej wioski, ale dodatkowo mój były mąż mieszka teraz z jej matką i wspólnie piją. Wyobraźcie sobie mój rozpacz. Syn wyjaśnił, iż gdy odwiedzał ojca, poznał tam swoją Annę i od razu zapewnił mnie, iż jest bardzo dobrą osobą

przytulnosc.pl 2 dni temu

– A dla kogo, Dianko, kupiłaś te wszystkie sukienki, bluzki, buty i kosmetyki? Przecież nie masz córki – powiedziała moja koleżanka Marta, również emigrantka, gdy w niedzielę chodziłyśmy razem po sklepach.

Planując święta w domu, postanowiłyśmy z Martą wykorzystać wolny dzień na zakupy, bo przecież nie można wracać do kraju z pustymi rękami.

– Moja Maria zawsze mówi, żebym przywoziła pieniądze, bo sama kupi sobie, co jej potrzebne – dodała Marta.

W zasadzie miała rację, ale mnie sprawia przyjemność wybieranie prezentów i obdarowywanie innych, szczególnie iż tutaj ceny są naprawdę korzystne. Fakt, córki nie mam, ale mam synową, która stała się dla mnie jak córka.

Mój syn ożenił się 12 lat temu, gdy już pracowałam za granicą. W naszej wiosce nie byliśmy uważani za zamożnych ludzi. Sama wychowywałam syna, choć miałam męża. Jednak Michał interesował się głównie alkoholem, więc musiałam radzić sobie sama.

Pracowałam ciężko, na dwóch etatach, a gdy syn trochę podrósł, rozwiodłam się i wyjechałam na zarobek. Wybrałam Portugalię, bo połowa kobiet z naszej wioski tam pracowała. Pomyślałam, iż skoro one dały radę, to i ja sobie poradzę.

Miałam ogromne pragnienie wyrwania się z biedy, w której żyliśmy. gwałtownie nauczyłam się języka, podejmowałam się każdej pracy, choćby tej, której inne emigrantki unikały. Zaczęłam odkładać pieniądze, które wydawały mi się niewyobrażalnie duże.

Postanowiłam, iż najpierw zbuduję dom, żeby mieć dach nad głową, bo nasza stara, rozpadająca się chałupa trudno było nazwać domem. Ta chałupa była jeszcze spadkiem po dziadku, a my z mężem tylko w niej mieszkaliśmy, nie mając środków na remont.

Zatrudniłam ekipę budowlaną i rozpoczęłam budowę. Syn pilnował prac, rozliczał się z robotnikami, a ja przesyłałam pieniądze. Wspólnymi siłami zrobiliśmy coś, co przerosło moje wyobrażenia.

Kiedy dom był gotowy, syn oznajmił, iż się żeni. Oczywiście wróciłam do domu, żeby poznać przyszłą synową.

I wtedy doznałam szoku – mój syn postanowił ożenić się z najbiedniejszą dziewczyną z naszej wioski, której matka mieszkała z moim byłym mężem i wspólnie nadużywali alkoholu.

– Jabłko nie pada daleko od jabłoni – powiedziałam, niemal płacząc.

– Mamo, po prostu jej nie znasz. Anna jest inna i nie jest winna temu, w jakiej rodzinie się wychowała – tłumaczył syn, broniąc swojej wybranki.

Pierwsze spotkanie z synową pozytywnie mnie zaskoczyło. Rzeczywiście, była inna – czuło się w niej dobroć. Zgodziłam się na ich ślub. Chciałam zorganizować wesele, ale dzieci odmówiły, twierdząc, iż w takich okolicznościach byłoby to nie na miejscu. Dlatego po prostu wzięli ślub cywilny.

Przez te 12 lat wielokrotnie przekonałam się, iż moja synowa to prawdziwy skarb. Nigdy nie powiedziała złego słowa, nie domagała się pieniędzy, za wszystko dziękowała i, co najważniejsze, szczerze kocha mojego syna. Czego więcej mogę chcieć jako matka? Jestem szczęśliwa, iż u nich wszystko dobrze, a choćby urodziło się dwoje wnuków.

Anna często dzwoni do mnie do Portugalii, opowiada, jak się mają, pyta o moje zdrowie. Synowi często brakuje na to czasu, ale synowa zawsze znajdzie chwilę. Robi to z sercem, dlatego chcę ją uszczęśliwić i kupuję jej drobiazgi.

Po powrocie do domu Anna przygotowała dla nas świąteczny stół. Wnuki zaśpiewały dla babci kolędy. Synowa jest świetną mamą, podoba mi się, jak wychowuje dzieci.

Kiedy święta dobiegły końca, Anna powiedziała:

– Mamo, zbierajcie się, pojedziemy do lekarzy na badania.

Zawsze nalega, żebym zadbała o zdrowie, gdy jestem w kraju. W przychodni przypadkiem spotkałam moją koleżankę Martę, która przyszła do lekarza z bolącą ręką.

Potem poszłyśmy razem do kawiarni – Anna zaprosiła nas do pięknego lokalu. Marta aż mi pozazdrościła, mówiąc, iż nie wierzyła, iż synowa może tak dobrze traktować teściową. Jej własna córka choćby nie chciała pojechać z nią do lekarza, a przed wyjściem prosiła, żeby za dużo nie wydawała.

Cieszę się, iż kiedyś podjęłam mądrą decyzję i nie oceniałam Anny przez pryzmat jej rodziców. Dzięki temu zyskałam córkę.

Idź do oryginalnego materiału