**Dziennik, 10 czerwca**
Deszczowa noc w małym miasteczku pod Krakowem. Zauważyłam cztery dziewczynki skulone pod oknem mojej kawiarni. Ich ubrania były podarte, twarze blade, a w oczach malował się głód i samotność. Serce ścisnęło mi się z bólu. Nie miały nikogo ani rodziców, ani domu.
Bez chwili wahania zaprosiłam je do środka i postawiłam przed nimi talerze pełne jedzenia. Ten prosty gest, choć wtedy tego nie wiedziałam, miał zmienić moje życie. Od tej nocy potajemnie opiekowałam się nimi. Po długich godzinach pracy odkładałam część napiwków, by kupić im jedzenie.
Znalazłam używane ubrania, pomagałam z zeszytami, uczyłam je czytać i pisać przy kuchennym stole. Przez dziesięć lat byłam dla nich jak matka, chociaż sama ledwo wiązałam koniec z końcem. Często rezygnowałam z własnych marzeń, oszczędzałam na wszystkim. Ale gdy widziałam, jak się uśmiechają, wiedziałam, iż to warto.
Nie wszyscy to rozumieli. Sąsiedzi szeptali, iż marnuję życie na cudze dzieci. Mówili, iż z nich nic nie będzie. Czasem i ja się zastanawiałam, czy dam radę. ale gdy nazywały mnie Mamą Anią, wątpliwości znikały.
Pewnego wieczoru, gdy piłam herbatę na starej drewnianej ławce, usłyszałam warkot silnika. Luksusowy SUV zatrzymał się przed moim domem. Serce zamarło mi w piersi. Ktoś taki u mnie? Z samochodu wysiadły cztery eleganckie kobiety. Przez chwilę nie poznałam ich. Ale gdy jedna zawołała: Mamo Aniu!, łzy zasłoniły mi oczy.
Rzuciły mi się na szyję, ściskając tak mocno, iż omal nie przewróciłam się na ławkę. Popatrz tylko, kim się stałyśmy! powiedziała Kasia, a Zosia wcisnęła mi w dłoń srebrny kluczyk. To twój nowy samochód, Mamo. I dopiero początek. Inna dodała cicho: Kupiliśmy ci też dom. Już nie musisz się martwić.
Stałam jak wryta, nie wierząc własnym oczom. Wszystkie te noce, gdy kładłam się głodna, by one mogły jeść. Wszystkie łzy, gdy ludzie się śmiali. A teraz stały przede mną silne, piękne, szczęśliwe.
Dałaś nam nadzieję, gdy jej nie było szepnęła Marysia. Byłaś matką, o którą błagałyśmy. Ocierałam łzy, a one powoli zaprowadziły mnie do auta. Sąsiedzi gapili się zza firanek. Ci sami, którzy kiedyś drwili.
Nowy dom stał wśród zieleni, pełen światła. To naprawdę moje? spytałam, ledwo oddychając. Tak, Mamo. Należy się tobie.
Zachód słońca oświetlał ogród, gdy zrozumiałam: prawdziwe bogactwo to nie złoto, ale dobro, które zostawiamy w innych. Moja historia, pełna trudów, stała się dowodem, iż miłość zawsze wraca.
Tej nocy, po raz pierwszy od lat, zasnęłam spokojnie. Wiedząc, iż mam rodzinę. I iż Bóg wysłuchał moich modlitw.