Każdego dnia pisałam do syna listy z domu opieki — nie odpowiadał, aż pojawił się nieznajomy, który postanowił zabrać mnie do domu…

polregion.pl 4 dni temu

Codziennie pisałam do syna listy z domu spokojnej starości nie odpowiadał, aż pojawił się nieznajomy, by zabrać mnie do domu

Mój syn namówił mnie, bym zamieszkała w domu opieki, a ja każdego dnia wysyłałam mu wiadomości o tym, jak bardzo tęsknię. Ignorował je, dopóki niespodziewany gość nie wyjaśnił przyczyny i nie zaproponował, bym wróciła do siebie.

Gdy skończyłam 81 lat, wykryto u mnie osteoporozę, przez co trudno mi się było poruszać. Mój syn Kacper i jego żona Zofia postanowili oddać mnie do domu spokojnej starości, bo choroba utrudniała opiekę nade mną.
Nie możemy zajmować się tobą całą dobę, mamo powiedział Kacper. Pracujemy, nie jesteśmy przecież pielęgniarzami.

Nie rozumiałam, dlaczego nagle się zmienił, skoro zawsze starałam się być niezauważalna. Gdy wychodziłam z pokoju, używałam balkonika, by nikomu nie przeszkadzać.
Przysięgam, będę siedzieć cicho. Proszę, nie oddawajcie mnie tam. Twój ojciec zbudował ten dom dla mnie, chcę tu zostać do końca błagałam.

Kacper tylko machnął ręką, mówiąc, iż dom, który wzniósł mój nieżyjący mąż Jan, jest za duży dla jednej osoby.
Mamo, pozwól nam z Zosią tu mieszkać! Zobacz, ile przestrzeni można zrobić siłownię, osobne gabinety. Tyle miejsca na przebudowę przekonywał.

Wtedy zrozumiałam: nie chodziło o troskę, ale o mój dom. To był ból nie do zniesienia. Płakałam, myśląc, iż mój syn stał się egoistą. Gdzie popełniłam błąd? pytałam siebie tej nocy. Byłam pewna, iż wychowałam dobrego człowieka, ale najwyraźniej się myliłam.

Bez wyboru zgodziłam się na przeprowadzkę do pobliskiego domu opieki, gdzie, jak zapewniali, będę miała stałą pomoc.
Nie martw się, mamo, będziemy odwiedzać cię jak najczęściej obiecał Kacper.

Naiwnie myślałam, iż to nie takie straszne, jeżeli będą przychodzić. Nie wiedziałam, iż to tylko kłamstwo dla uspokojenia sumienia.

Dnie w domu opieki wlokły się bez końca. Personel był uprzejmy, sąsiedzi mili, ale tęskniłam za rodziną, nie za obcymi. Nie mając telefonu, codziennie pisałam do Kacpra, pytałam o zdrowie, prosiłam o wizytę. W odpowiedzi cisza.

Minęły dwa lata, straciłam nadzieję na spotkanie z bliskimi. Proszę, zabierzcie mnie stąd szeptałam w modlitwach, choć starałam się pogodzić z losem.

Pewnego dnia pielęgniarka powiedziała, iż czeka na mnie mężczyzna koło czterdziestki. Czyżby Kacper? pomyślałam, chwytając balkonik. Ale zamiast syna zobaczyłam kogoś, kogo nie widziałam od lat.
Mamo! zawołał, obejmując mnie.

Leszku? To ty, Leszku? zdziwiłam się.
Tak, mamo. Wybacz, iż tak długo cię szukałem. Właśnie wróciłem z zagranicy i od razu poszedłem do twojego domu odpowiedział.

Do mojego domu? Byli tam Kacper i Zosia? Dwa lata temu oddali mnie tutaj, a od tamtej pory nic o nich nie słyszałam powiedziałam.

Leszek westchnął i poprosił, by usiąść. Gdy zasiedliśmy na kanapie, zaczął mówić:
Mamo, wybacz, iż dowiesz się tego ode mnie. Myślałem, iż wiesz urwał. Rok temu Kacper i Zosia zginęli w pożarze domu. Dowiedziałem się dopiero, gdy przyjechałem i zobaczyłem pustkę. W skrzynce znalazłem twoje listy, nigdy nieotwarte.

Nie mogłam uwierzyć. Mimo bólu po zdradzie syna, wiadomość o jego śmierci złamała mi serce. Płakałam cały dzień za nim i za Zosią. Leszek cicho mnie pocieszał, aż się uspokoiłam.

Był chłopcem, którego kiedyś przygarnęłam. Dorastał razem z Kacprem jak brat. Gdy jego rodzice zmarli, żył w biedzie z babcią, a ja karmiłam go i ubierałam jak własne dziecko, aż wyjechał na studia za granicę. Tam znalazł pracę i straciliśmy kontakt. Nie spodziewałam się go już zobaczyć, aż stanął w progu tego domu.

Mamo powiedział, gdy ochłonęłam nie ma dla ciebie miejsca w takim

Idź do oryginalnego materiału