Deszcz dudnił po dachu letniskowego domku, gdy Halina Antonina usłyszała nieśmiałe pukanie do drzwi. Odłożyła druty z nieukończoną robótką i nadstawiła ucha. Pukanie powtórzyło się – niepewne, niemal przepraszające.
„Kto tam?” – zawołała, podchodząc do wejścia.
„Proszę otworzyć” – dobiegł słaby kobiecy głos. „Zgubiłam się…”
Halina Antonina uchyliła drzwi na łańcuch. Na progu stała dwudziestopięcioletnia dziewczyna przemoczona do suchej nitki. Ciemne włosy przylepiały się do twarzy, a cienka kurtka była całkowicie przesycona wodą. W dłoniach dziewczyna ściskała małą torebkę.
„Boże, ależ ty jesteś mokra!” – Halina Antonina zdjęła łańcuch i otworzyła szeroko drzwi. „Wchodź prędzej, jeszcze się przeziębisz!”
„Dziękuję bardzo” – dziewczyna przekroczyła próg, zostawiając mokre ślady na wycieraczce. „Jestem Kasia. Szłam ścieżką, ale zaprowadziła mnie w las. Telefon mi się rozładował, zupełnie nie wiem, gdzie jestem…”
„No już, rozbieraj się natychmiast!” – Halina Antonina zakrzątnęła się, pomagając zdjąć przemokniętą kurtkę. „Woda z ciebie leci! Jak to możliwe, iż w taką pogodę sama błąkasz się po lesie?”
Kasia zawstydzona spuściła wzrok.
„Pokłóciłam się z… z chłopakiem. Wysadził mnie z samochodu, powiedział, iż sobie pójdę pieszo. A ja nie wiedziałam, iż stąd jest tak daleko do miasta…”
„A to łajdak!” – oburzyła się Halina Antonina. „Jak można zostawić dziewczynę w lesie! Chodź do kuchni, zaraz zrobię herbatę. Widać, iż trzęsiesz się jak osika.”
Kasia weszła do niewielkiej, ale przytulnej kuchni. Halina Antonina włączyła czajnik elektryczny i wyjęła z szafki bawełniany szlafrok.
„No, przebierz się na razie. Ubranie powiesimy na kaloryferze, do rana wyschnie. A skąd jesteś?”
„Z okolicy” – wymijająco odpowiedziała Kasia, przyjmując z wdzięcznością szlafrok. „Pracuję w mieście, w biurze. ”
„Ta dzisiejsza młodzież!” – pokiwała głową starsza kobieta. „Za moich czasów mężczyźni mieli jeszcze godność, nigdy nie pozwoliliby sobie na taką krzywdę wobec kobiety. A teraz co się dzieje… Siadaj do stołu, nakarmię cię.”
Halina Antonina zaanimowała się przy kuchence. Wyjęła z lodówki jajka i masło, gwałtownie usmażyła jajecznicę. Pokroiła chleb, podała domowe ogórki kiszone.
„Jedz, nie krępuj się” – postawiła przed Kasią talerz. „Widać, iż jesteś głodna. Kiedy ostatnio jadłaś?”
„Tylko trochę rano” – przyznała dziewczyna, łapczywie rzucając się na jedzenie. „Cały dzień jeździliśmy, kłóciliśmy się…”
„A o co się pokłóciliście? jeżeli to nie tajemnica.”
Kasia zamilkła na chwilę, przeżuwając chleb z masłem.
„On chciał, żebym… żebyśmy zamieszkali razem. A ja mam pracę, swoje plany. Nie byłam gotowa. No i się wściekł, nagadał mi różnych rzeczy…”
„Dobrze robisz, iż się nie spieszysz” – z aprobatą skinęła głową Halina Antonina. „Ja w twoim wieku się zagalopowałam, wyszłam za pierwszego lepszego. Myślałam, iż miłość wszystko zniesie. Nie zniosła. Zostawił mnie z małym synkiem, poszedł do innej.”
„Ma pani syna?” – zainteresowała się Kasia.
„Miałam” – twarz Haliny Antoniny pociemniała. „Już dorosły, ma swoją rodzinę. Tylko my z nim… nie bardzo się dogadujemy. Rzadko się widujemy.”
Nalała sobie herbatę, zamyślona, mieszając cukier.
„A pani tu mieszka sama?” – ostrożnie zapytała Kasia.
„Sama. Domek zbudował mój nieboszczyk mąż, ten drugi. Dobry był człowiek, szkoda, iż tak wcześnie odszedł. Teraz przyjeżdżam tu tylko latem, i to nie co rok. W mieście mam mieszkanie, tam zimuję.”
Kasia skinęła głową, kończąc jajecznicę. Deszcz stopniowo cichł, ale za oknem zapadał już zmierzch.
„Słuchaj, kochanie” – odezwała się Halina Antonina – „zostań na noc. Rano odprowadzę cię do przystanku. Teraz w taką ciemną noc i pogodę nie ma sensu nigdzie iść.”
„Jest pani pewna? Nie chcę pani zawracać głowy…”
„Co ty! Jaka tam przeszkoda! Cieszę się z towarzystwa. W salonie jest wygodna sofa, czysta pościel. Czuj się jak u siebie.”
Wieczorem rozmawiały długo. Kasia opowiadała o pracy w firmie handlowej, o trudnościach ze znalezieniem mieszkania w mieście. Halina Antonina dzieliła się wspomnieniami z młodości, skarżyła się na samotność.
„Wszystkie koleżanki albo się rozjechały, albo poumierały, albo do dzieci wyjechały” – wzdychała. „Sąsiedzi na działce też starzy, wszyscy chorują. Smutno tak samej…”
„A dlaczego nie utrzymuje pani kontaktu z synem?” – ostrożnie zapytała Kasia.
Twarz Haliny Antoniny ściągnęła się.
„Jego żona mnie nie lubi. Mówi, iż się wtrącam w ich sprawy. A co, nie mam prawa interesować się, jak żyją wnuki? Teraz choćby na święta nie zapraszają…”
Następnego dnia pogoda się poprawiła. Halina Antonina spakowała Kasi prowiant na drogę i odprowadziła ją do przystanku.
„Dziękuję pani ogromnie” – szczerze podziękowała dziewczyna. „Naprawdę mnie pani uratowała!”
„Co ty tam! Przyjedź jeszcze, jak będzie ochota. Zapisz adres.”
Kasia zapisała adres w telefonie i pomachała ręką z okna autobusu.
Minęło kilka tygodni. Halina Antonina już zapomniała o przypadkowej gości, gdy znowu usłyszała znajome pukanie.
„Kasia!” – ucieszyła się, otwierając drzwi. „Co u ciebie, dziewczynko? Wchodź!”
„Mogłabym u pani przenocować?” – niepewnie poprosiła dziewczyna. „W mieście remontują moje mieszkanie, nie mam gdzie żyć. Właścicielka powiedziała, żebym u rodziny została, a ja nie mam nikogo…”
„Oczywiście, iż możesz! Zostań, ile trzeba. Będzie mi raźniej.”
Kasia zamieszkała w małym pokoiku na piętrze. Pomagała w domowych obowiązkach, gotowała, sprzątała. Halina Antonina zachwycała się takHalina Antonina do końca życia nie dowiedziała się, iż Kasia, zmuszona przez jej syna, podpisała zrzeczenie się spadku, a potem opuściła miasto, by nigdy już nie wrócić.