Już nigdy nie popełnię tego błędu w PKP. 1,5 godziny prawie doprowadziło mnie do szału

natemat.pl 1 tydzień temu
PKP intercity stale powiększa i udoskonala swoją siatkę połączeń. Ponieważ nie mam prawa jazdy, to właśnie pociągami podróżuję po Polsce. Jako słoik wracam do rodzinnego miasta, dlatego przynajmniej dwa razy w miesiącu spędzam 1,5 godziny w pociągu. Ale ostatniej podróży nie zapomnę na długo.


Pociągami jeżdżę od kilku lat. Zdarza się, iż jest to choćby 6 razy w miesiącu, bo wpadnie jakiś weekend ze znajomymi, do tego okazjonalne wyjazdy służbowe i obowiązkowa comiesięczna podróż z Warszawy do rodzinnego miasta. I uwierzcie mi, na przestrzeni lat w pociągach przerobiłam już wszystko. Wielogodzinne opóźnienia, jazdę w toalecie, bo nie było miejsca, żeby stanąć w korytarzu, a choćby kolizję, podczas której pociąg zderzył się z... wozem, na którym było drzewo wiezione z lasu.

Naprawdę trudno mnie już wyprowadzić z równowagi. Ale ostatnio moim współpasażerom się to udało. Pociągami najczęściej jeżdżę sama. Zawsze rezerwuję wtedy miejsce w strefie ciszy. Podczas niedawnej podróży tego nie zrobiłam i bardzo tego pożałowałam.

Strefa ciszy w pociągu PKP była spełnieniem marzeń, których wcześniej choćby nie miałam


Jazda pociągami to zdecydowanie jedna z najwygodniejszych form podróży. Umilam ją sobie czytaniem książki, słuchaniem muzyki, czy po prostu drzemką. Zdarza mi się też pracować. Znaczna część moich wywiadów została spisana właśnie w pociągu.

Odkąd pojawiły się wagony ze strefą ciszy, i to nie tylko w Pendolina, ale i pociągach InterCity, jestem ich ogromną fanką. Nikt tam nie krzyczy, nie rozmawia przez telefon. Są tam ludzie tacy jak ja – czytający, oglądający seriale, czy pracujący. I jasne, zdarzają się wyjątki.

Pewnego razu byłam o krok od wyproszenia pasażera po pięćdziesiątce, który rozmawiając z córką przez telefon, ustalał, jaką pizzę zjedzą na kolację. Była też matka z nastoletnim synem, która próbowała z nim rozmawiać, kiedy ten miał słuchawki na uszach. Jak widać, nie wszyscy rozumieją, czym jest strefa ciszy, ale powoli się tego uczą.

Jednak podczas ostatniej podróży nie zdążyłam zarezerwować miejsca w ulubionej strefie. kilka brakowało, a 150 km przejechałabym na stojąco. Zupełnie jak za starych niekoniecznie dobrych czasów. Rzutem na taśmę udało mi się znaleźć miejsce siedzące w normalnym wagonie. gwałtownie się okazało, iż nie było to wielkie pocieszenie.

Tu ktoś krzyczy, tam rozmawia przez telefon. Kakofonia w PKP doprowadza do szaleństwa


Pociąg jadący z Warszawy był wyładowany po brzegi. Nie każdy załapał się na miejsce siedzące, więc wielu ludzi stało w korytarzu bezprzedziałowego wagonu. Tuż nad głowami innych podróżnych. gwałtownie zrobiło się duszno i nieprzyjemnie, ale to akurat pociągowa klasyka.

Już po kilku minutach do szału zaczęli doprowadzać mnie inni pasażerowie. Na fotelu obok siedział nastoletni Włoch. Oni z natury są głośni. W ich kraju mi to nie przeszkadza, ale kiedy przez 1,5 godziny nie wiedzieć po co krzyczał "zia" czyli "ciociu" do kobiety, która siedziała dwa rzędy dalej, myślałam, iż wyjdę z siebie i stanę obok. Bo żeby on jeszcze czegoś od niej chciał. Ale nie, krzyczał, żeby krzyczeć.

Atmosferę podgrzewało kilkuletnie dziecko, które siedziało tuż za mną. Dla zabicia czasu grało w jakąś grę. I fajnie, przynajmniej nie płakało. Gorzej, iż rodzic zapomniał o istnieniu słuchawek, albo przynajmniej regulacji głośności. Telefon był ustawiony chyba na full, bo przez całą podróż musiałam słuchać irytującej muzyczki.

Do tego niekończące się pielgrzymki do toalety, związane z regularnym potrącaniem mojego ramienia. Tak, siedziałam od korytarza. Głośne rozmowy innych pasażerów (w tym telefoniczne), tylko podgrzewały atmosferę. Całej tej niekończącej się kakofonii dźwięków nie były w stanie zatrzymać choćby moje słuchawki z funkcją redukcji szumów. Głośność też podkręciłam do większego niż zwykle poziomu. A na dokładkę śmierdzące jedzenie, kopanie w fotel i ogólny harmider. Czy wam naprawdę to nie przeszkadza? Gdzie jakaś kultura i myślenie nie tylko o sobie, ale i współpasażerach? Ja miałam serdecznie dość takiej podróży już po kilkunastu minutach.

Efekt tego przejazdu był dość oczywisty. Ból głowy i mocno zszargane nerwy. Kiedy jeździłam ze znajomymi, nie odczuwałam aż tak dyskomfortu związanego z tym, iż dookoła toczą się rozmowy, a rodzice nie zawsze panują nad dziećmi. Teraz nie mogłam tego znieść. I cały czas się zastanawiam, czy to wina braku kultury u innych, czy tego, iż zbliżam się do trzydziestki i będą mnie irytowały inne kwestie niż kiedyś?

Ta podróż otworzyła mi oczy na wiele kwestii, ale i dała nauczkę. Nigdy więcej nie wsiądę do wagonu poza strefą ciszy. I mam nadzieję, iż takich miejsc w pociągach PKP będzie więcej, bo to naprawdę inny poziom komfortu.

Idź do oryginalnego materiału