Józef Majewski i herezja ewolucjonizmu dogmatycznego

pch24.pl 1 miesiąc temu

Ewolucjonizm dogmatyczny – to herezja, którą Kościół potępił wielokrotnie. Dziś odżywa w artykule Józefa Majewskiego w „Tygodniku Powszechnym”, który w sieci spotkał się z entuzjastyczną reakcją choćby niektórych duchowych. Wyjaśnię poniżej, dlaczego Majewski całkowicie się myli.

Ewolucjonizm dogmatyczny jest herezją, którą Kościół katolicki wielokrotnie potępiał. Pogląd ten zakłada, iż w nauce kościelnej nie ma zasadniczo nic stałego i choćby dogmaty mogą się zmieniać – nie co do formy, w których są wyrażane, ale co do treści. Papież bł. Pius IX w encyklice „Qui pluribus” z 1846 roku nazwał „nieprzyjaciółmi Bożego Objawienia” ludzi, którzy chcą wprowadzać do religii katolickiej „postęp” w tym sensie, iż czynią z niej nie tyle Boże, co ludzkie dzieło, swoisty „wynalazek filozoficzny”, który da się na różne ludzkie sposoby udoskonalić. W 1864 roku, za tego samego pontyfikatu, wydano „Syllabus errorum”, gdzie potępiona została następująca teza: „Objawienie Boże jest niedoskonałe, a zatem podlega postępowi, stałemu i nieokreślonemu, który odpowiada postępowi rozumu ludzkiego”.

Ewolucjonizm dogmatyczny potępił następnie I Sobór Watykański, w konstytucji „Dei Filius” z 1870 roku ogłaszając: „Dlatego należy nieprzerwanie zachowywać takie znaczenie świętych dogmatów, jakie już raz określiła święta Matka Kościół, a od tego znaczenia nigdy nie można odejść pod pozorem lub w imię lepszego zrozumienia”. Św. Pius X błędowi ewolucjonizmu dogmatycznego poświęcił kilka paragrafów encykliki „Pascendi Dominici gregis” z 1907 roku, sugerując, iż jest on „prawie najważniejszym rozdziałem teorii” modernistów.

Nie ma zatem cienia wątpliwości, iż ewolucjonizm dogmatyczny został przez Kościół katolicki potępiony – i to nie w jakichś marginalnych wypowiedziach, ale w kilku ważnych dokumentach, w tym w nauczaniu soborowym. Również przyjęta w 1964 roku na II Soborze Watykańskim konstytucja „Lumen gentium” wskazuje, iż zmieniać może się jedynie forma wyrazu niezmiennej nauki. Nauczanie potępiające ewolucjonizm dogmatyczny nie zostały nigdy odwołane – nie dlatego, iż Kościół jest spętany ślepą wiernością wobec wygłoszonych dawno temu anatem, ale dlatego, iż potępienie opisywanej herezji jest po prostu słuszne. Innymi słowy, ewolucjonizm dogmatyczny był, jest i zawsze będzie herezją.

Problem wyjaśnił zresztą już św. Wincenty z Lerynu, w ogłoszonym w 434 roku traktacie „Commonitorium”, gdzie porównał rozwój doktryny do drzewa – głoszona doktryna jest coraz bogatsza, ale nigdy nie może być wewnętrznie sprzeczna; rozwój musi być tak naturalny, jak rośnięcie drzewa, coraz większego, ale zawsze tego samego. Ewolucjonista dogmatyczny nie chce się z tym zgodzić: odrzuca obraz doktryny jako drzewa, które z małego żołędzia staje się wielkim dębem. Zamiast tego głosi, iż z żołędzia może wyrosnąć najpierw, owszem, niewielki dąb, który jednak z biegiem czasu zmieni się jednak w brzozę, a później w sosnę. To absurd, ale absurd też może być popularny.

Z nauczaniem papieży i soborów nie zgadza się publicysta „Tygodnika Powszechnego”, teolog Józef Majewski. Na łamach tego medium opublikował 24 września 2024 roku artykuł pt. „Doktryna nie zwalnia z myślenia: heretycka przeszłość dogmatów”. Jednym z celów Majewskiego jest obrona zrywających z Tradycją Kościoła wypowiedzi Franciszka, na przykład na temat synodalności, rozwodników czy LGBT. Gdyby Majewski miał rację i dogmaty rzeczywiście by ewoluowały, nauczanie w tych obszarach mogłoby się zmienić. Jest jednak inaczej, a Majewski nie potrafi wykazać słuszności własnych twierdzeń.

Dogmatyzm Majewskiego

Treść tekstu Majewskiego dotrzymuje kroku tytułowi pod względem prowokacyjności; jest jednak bardzo rozczarowująca. Majewski przytacza na obronę ewolucjonizmu dogmatycznego szereg przykładów historycznych, a wszystkie są głęboko nietrafione. W niektórych wypadkach autor popełnia po prostu błędy logiczne, w innych nie dysponuje odpowiednią wiedzą. Na obronę Majewskiego można powiedzieć, iż – jak sam przyznaje – katalog rzekomych zmian w dogmatach zaczerpnął z książki „Wprowadzenie do chrześcijaństwa” Józefa Ratzingera. Najwyraźniej nie poddał tych przykładów krytyce, traktując błędne wywody Ratzingera nazbyt autorytatywnie, by nie rzec – nazbyt dogmatycznie.

Świętych obcowanie

Majewski pisze najpierw o dogmacie świętych obcowania, który wyznajemy w Symbolu Apostolskim. Majewski dwukrotnie błędnie przytacza łacińskie brzmienie tego terminu, pisząc o „communicatio sanctorum”, podczas gdy w istocie wyznajemy wiarę w „communio sanctorum”; później sam się jednak poprawia, uznajmy to więc za nieistotne. Idąc za Katechizmem Kościoła Katolickiego (1331) pisze, iż pierwotnie pod „communio sanctorum” rozumiano nie tyle przebywanie ze sobą zbawionych, ale jedność „rzeczy świętych”, odnosząc to do Eucharystii. Skoro dawni chrześcijanie mówiąc o „communio sanctorum” mieli na myśli co innego, niż na ogół myślimy my, to mamy do czynienia ze zmianą dogmatyczną, twierdzi Majewski.

To twierdzenie nie ma jednak żadnego sensu – i to z dwóch przyczyn. Po pierwsze. na przestrzeni dziejów doszło po prostu do zapoznania pierwotnego znaczenia tego terminu i zaczęto zwyczajowo nadawać mu inny sens: nie taki jednak, by zaprzeczał pierwotnemu, ale odnoszący się do zupełnie innej sprawy. To nie jest zmiana dogmatu; bo dogmat w ogóle się nie zmienił – Kościół naucza dokładnie tego samego zarówno odnośnie relacji między swoimi członkami a Eucharystii, jak i relacji między nami a zbawionymi. Zwyczajowe przeniesienie znaczenia w przypadku „communio sanctorum” w żadnej mierze nie naruszyło ciągłości wiary, innymi słowy – nie ma zmiany dogmatycznej. Co więcej, ta „zmiana znaczenia” jest zwyczajowa, a nie oficjalnie ogłoszona – Majewski pisze nie o tym, co Kościół oficjalnie naucza, ale co się nam na ogół wydaje. Przykład jest dlatego po prostu kompletnie bezsensowny.

Trójca Święta

Jeszcze gorzej idzie Majewskiemu, kiedy próbuje dowodzić ewolucjonizmu dogmatycznego na podstawie dogmatów o Trójcy Świętej. Jak pisze, w 268 roku synod w Antiochii potępił jako heretycki termin „homoousios”, który my dzisiaj tłumaczy jako „współistotny”. Jednak ten potępiony wcześniej termin na synodzie/soborze w Nicei w 325 roku został uznany za ortodoksyjny. Majewski sugeruje, iż doszło do zmiany nauczania, mamy więc do czynienia ze zmianą dogmatyczną. Jest to jednak całkowicie błędne.

Jak przyzna Czytelnik, polski termin „współistotny” jest dość abstrakcyjny i potrzeba jakiejś refleksji, żeby dobrze go zrozumieć i wyjaśnić. To samo dotyczy terminu greckiego „homoousios”. W 268 roku w Antiochii proponowano taką interpretację tego terminu, która była po prostu heretycka albo przynajmniej ocierała się o herezję. Wynika to z faktu, iż w grece tamtych czasów można byłoby użyć tego słowa na przykład do opisania monet wytopionych z tego samego kawałka metalu: są to różne monety, ale metal, z którego zostały zrobione, był ten sam. W ocenie części teologów greckich termin „homoousios” mógł sugerować, iż Bóg i Syn nie są wcale odrębnymi osobami (hipostazami), tylko dwiema czysto zewnętrznymi formami tego samego – trochę jak w religiach pogańskich, gdzie bożek ma zdolność do ukazywania się w różnych formach.

Na synodzie/soborze w Nicei w roku 325 termin „homoousios” był dyskutowany na nowo i przyjęto inną jego interpretację, głównie za sprawą większego wpływu łacińskiej części Kościoła. Dla łacinników termin ten nigdy nie był kontrowersyjny: łacińskie „consubstantialis” nie było obarczone takim bagażem semantycznym, jak greckie „homoousios”. Zresztą choćby w Nicei wielu protestowało przeciwko „homoousios”, widząc w tym kryptoarianizm; spory na ten temat toczyły się jeszcze długo. W każdym razie: między Antiochią a Niceą nie ma żadnej sprzeczności. W Antiochii potępiając „homoousios” potępiono inną ideę, niż przyjęto w Nicei przyjmując ten termin. To nie jest ewolucja dogmatu, to jest po prostu zmiana definicji terminu, który opisuje niezmienną prawdę. Przykład Majewskiego, ponownie, jest więc całkowicie nietrafiony.

To samo dotyczy przykładu terminu „osoba” (łac. persona, gr. prosopon), o którym już krócej wspomina autor „Tygodnika Powszechnego”. Najpierw potępiony, później przyjęty – z tych samych przyczyn formalnych, co homoousios/consubstantialis. Co ciekawe, Majewski przyznaje zresztą, iż termin „osoby” został zaakceptowany „po ogromnej pracy intelektualno-duchowej, gorących debatach i subtelnej korekcie jego znaczenia, przyjęto go w poczet świętych pojęć”. Zwracam uwagę: „subtelnej korekcie jego znaczenia”. „Korekta znaczenia” nie była bynajmniej subtelna, ale właśnie fundamentalna; dobrze jednak, iż Majewski w ogóle to zauważa. Szkoda, iż nie wyciąga z tego jedynego możliwego wniosku – nieprzystawalności swoich przykładów dla tezy o ewolucjonizmie dogmatycznym.

Co ciekawe, Majewski próbuje też przekonać czytelnika, iż ewolucjonizm dogmatyczny został poparty przez II Sobór Watykański. Autor przeciwstawia cytowane przeze mnie wyżej nauczanie „Filius Dei” I Soboru nauczaniu „Lumen gentium” II Soboru, twierdząc dosłownie, iż Ojcowie tego drugiego soboru „pokazali, iż [dogmaty] są bytami podlegającymi ewolucji”.

Oczywiście tak nie jest, bo ewolucjonizm dogmatyczny opisuje zmianę treści, a nie formy wyrazu, a Ojcowie II Soboru pisali wyłącznie o zmianie formy. Majewski dokonuje tutaj dość poważnej manipulacji, chyba, iż tak naprawdę nie wie, czym jest herezja ewolucjonizmu dogmatycznego i tylko dlatego z taką łatwością używa terminu „ewolucja”, albo też nie zna w ogóle „Lumen gentium”; byłoby jednak niestosowne sugerować taką niewiedzę doświadczonemu publicyście i teologowi. Zostaje więc interpretacja, zgodnie z którą Majewski próbuje narzucić Ojcom II Soboru Watykańskiego przywiązanie do błędu, z którym sam sympatyzuje. Cóż, każdy szuka wspólników.

***

„Historia dogmatów uczy, iż one ewoluują, podlegają zmianom, zarówno uprawnionym, jak i nieuprawnionym” – konkluduje Majewski swoje wywody. Jedyne jednak, co w całej tej historii jest rzeczywiście nieuprawnione, to właśnie powyższa konkluzja.

Dogmaty nie podlegają zmianie ani ewolucji. Można tylko inaczej wyrażać tę samą prawdę, ale sama prawda nigdy się nie zmienia. Dotyczy to zarówno Trójcy Świętej jak i nauki moralnej Kościoła. Ewolucjonizm dogmatyczny jest herezją – tak orzekł Kościół; i miał – niezmienną – rację.

Paweł Chmielewski

Idź do oryginalnego materiału