Język mojej przyjaciółki jest jak magiczna nić: efektowna, zadziorna i pełna niespodzianek. Czasem jednak staje się tak słodka, iż chce się ją przytulić i pocieszyć.

newsempire24.com 2 tygodni temu

Moja przyjaciółka, Jagoda Wiśniowa, ma język jak brzytwa. Jest efektowna, zaczepna i przebiegła. Ale gdy tylko udaje niewinną dziewczynkę, od razu ma się ochotę wziąć ją na ręce i przytulić. To jej specjalność.

Pamiętam, jechaliśmy autokarem na wycieczkę. W środku tłok jak w śledziarni. Kierowcą był poważny facet, Marian. Czekała nas długa nocna droga, a Marian nie miał drugiego kierowcy. Rozejrzał się po naszej hałaśliwej grupie i westchnął:

— Daleko jeszcze, sam nie wiem, czy nie zasnę za kierownicą. Dziewczyny, może któraś dotrzyma mi towarzystwa? Posiedzi, pogada? Odwdzięczę się.

Ludzie skrzywili się jak po cytrynie — szkoda go, ale nikt nie miał ochoty czuwać z nim do rana. Każdy marzył tylko, by zapaść w drzemkę i obudzić się na miejscu.

Wtedy z pomocą przyszła Jagoda — zgodziła się zabawiać Mariana, reszta mogła spać. Przesiadła się do przodu, poprawiła spódnicę, spuściła oczy — taka skromnisia.

— Nie wiem, o czym mówić, jestem nieśmiała… ale spróbuję.

Pasażerowie układali się wygodnie, Marian wcisnął gaz, autobus pożerał kilometry. Jagoda złapała wiatr w żagle:

— O czym porozmawiamy, szefie? Może o pierwszej miłości? Miałam taką… dawno temu, dziewiętnaście lat…

— No, to temat! — ucieszył się Marian. — Mnie też kiedyś było… w zeszłym stuleciu. Wal, kędzierzawa!

— W tych zamierzchłych czasach zakochałam się po raz pierwszy — ciągnęła Jagoda. — Albo drugi, trzeci… dokładnie nie liczyłam. Więc powiedzmy, iż gdzieś w pierwszej dziesiątce. Imienia chłopaka nie zdradzę. Nazwijmy go… Kubą.

Marian kręcił kierownicą i przytakiwał. Jagoda opowiadała czule, jak pewnego wieczora spotkali się z Kubą i ogarnęła ich szalona namiętność — właśnie na środku ulicy!

— Zrozumieliśmy, iż szliśmy ku sobie całe życie! — mówiła, mrugając zalotnie. — Zaraz po obiedzie wstaliśmy i ruszyliśmy na spotkanie z przeznaczeniem! Zjednoczyliśmy się na skrzyżowaniu trzech dróg, gdy na niebie zapalały się pierwsze gwiazdy, a w okolicznych knajpach rozlegały się pierwsi awanturnicy…

— Sztosowo opowiadasz! — pochwalił Marian. — No i? Dograliście się? Zaiskrzyło?

— Wszystko pięknie, tylko gdzie się kochać? — westchnęła Jagoda. — U mnie nie, u Kuby nie. U znajomych wszystkie kanapy zajęte, a na pokój nas nie stać…

— Znajome kłopoty! — kiwnął głową Marian. — Też miałem takie historie za młodu. Hormony szaleją, baba gotowa na wszystko, a gdzie się położyć? Chyba tylko na chodniku!

— Szukaliśmy ustronnego miejsca, ale bez skutku — westchnęła Jagoda. — Z desperacji próbowaliśmy choćby w parku na ławce, ale i tam zajęte! Jakaś plaga miłosna! W końcu Kuba mówi: „Kochanie, może innym razem?”

Marian ocknął się jak poparzony. Ryknął tak, iż o mało nie puścił kierownicy.

— Co?! Jaki „innym razem”? Twój Kuba to chyba kretyn! Gdybym ja był na jego miejscu, to… Gdzie ty takich typów wygrzebujesz?!

Jagoda roześmiała się tajemniczo, jak syrena.

— Żartuję, Marian! Mądry Kuba znalazł wyjście. Zaprowadził mnie do bloku, gdzie na dachu nie zamykali włazu…

— O, to już co innego! — uspokoił się Marian. — Dach też się nada, byle dziewczyna gorąca i noc ciemna. Gwiazdy, chmury, romantyzm… Ja też kiedyś na strychu w zajezdni… ale mniejsza. Gadaj dalej, Jagódko.

Gdy Jagoda się rozpędziła, mogłaby zawstydzić niejednego poetę. Z przejęciem opisała, jak patrzyło na nich północne niebo, jak malutcy się czuli na tej wysokiej dachówce, pod ogromem wszechświata…

— …jęcząc z pożądania, zaczęliśmy się rozbierać — szeptała Jagoda słodko. — Miałam modny top z haczykami z tyłu. Złamałam paznokcie, zanim je odpięłam! Spódniczka, lekka jak dmuchawiec, zsunęła mi się z bioder, odsłaniając kremową skórę… Wiatr igrał z moimi niesfornymi lokami… Och, miałam wtedy królewskie pukle!

Słuchając, Marian wiercił się i stękał — kto by tu spał? Jagoda i tak jest piękna, a wyobraźcie ją sobie jako dziewiętnastoletnią studentkę — cały autobus by ślinił się jak pies.

— Zrzucałam z siebie wszystko, byle tylko spłonąć w ogniu namiętności! — deklamowała Jagoda. — W półmroku mignął wąski pasek bielizny… Otoczył nas gorący zapach naszych ciał, niecierpliwości… I wtedy Kuba powiedział…

— Tak! Tak! — mamrotał Marian. — Co powiedział?!

— Powiedział: „Fajnie wyglądasz, Jagoda! Rozbierz się jeszcze raz?”

Biedny kierowca aż podskoczył z oburzenia. Na szczęście był profesjonalistą i utrzymał autobus na drodze.

— Przed nim stoi goła baba, a on „rozbierz się jeszcze raz”? — ryczał. — Co to za debil?! Dałbym mu taki wycisk, iż dentysta by płakał! Ale opowiadać to ty mistrzyni. Malowałaś jak żywe! Powinnaś pracować w telefonie erotycznym.

Autobus pędził, migały rzadkie latarnie. Jagoda czarującym głosem przeszła do kolejnej części historii. Z przejęciem mówiła o tym, jak splotły się ich ciała, serca waliły jak dzwony, w uszach huczało, a każde dotknięcie wywoływało burzę uczuć… I wtedy…

— I? I? I? — podjudzał Marian. — Wal, nie przestawaj! Ech, gdzie moje dziewiętnaście lat!

— …i wtedy Kuba powiedział: „Nie trafiłem!” — zakończyła Jagoda.

Wiśniowa chichotała, Marian wył i tłukł pięścią w kierownicę. I jak tu spać, skoro cały autobus słuchał z zapartym tchem? W każdym razie podróż była bezsenna, ale za to pełna emocji.

Później podstępna Jagoda szepnęła mi:

— Dobrze im tak! Chcieli się wyspać moim kosztem? Nie wyszło. jeżeli ja nie śpię, nie śpi nikt!

Idź do oryginalnego materiału