— jeżeli myślisz, iż nic dla ciebie nie robię, spróbuj przeżyć beze mnie! — żona wybuchła

newsempire24.com 12 godzin temu

Jak myślisz, iż nic dla ciebie nie robię, spróbuj żyć beze mnie! żona wybuchła.

Tego wieczoru cisza w domu wydawała się szczególnie ciężka. Jadwiga powoli mieszała zupę, nasłuchując monotonnego tykania zegara na ścianie. Kiedyś ten dźwięk ją drażnił w czasach, gdy dom wypełniały głosy synów, śmiech i ciągły ruch. Teraz tykanie stało się jedynym rozmówcą w pustej przestrzeni niegdyś hałaśliwego mieszkania.

Rzuciła szybkie spojrzenie na męża. Tadeusz, jak zwykle, siedział wpatrzony w telefon. Światło ekranu odbijało się w jego okularach, tworząc dziwne refleksy. Dawniej znajdowała w tym coś przytulnego oto on, jej mąż, w domu, obok. Teraz ten widok budził tylko głuche rozdrażnienie.

Kolacja gotowa powiedziała, starając się, by głos brzmiał normalnie.

Skinął głową, nie podnosząc wzroku. Rozstawiła talerze piękne, z zastawy, którą chowała na specjalne okazje. Choć jakie teraz specjalne okazje? Synowie zaglądają rzadko, wnuków jeszcze nie ma. Zostali tylko we dwoje w tym dużym domu, gdzie każdy kąt skrywa wspomnienie lepszych czasów.

Jadwiga nalała zupę, starannie ułożyła świeżą zieleninę pietruszkę i koper z parapetu, gdzie hodowała zioła specjalnie dla jego ulubionych dań. Obok talerza postawiła świeżo pokrojony chleb.

Tadeusz w końcu odłożył telefon i wziął łyżkę. Zamarła, czekając na reakcję. Pierwsza łyżka. Druga. Przy trzeciej skrzywił się.

Znowu niesmaczne burknął, odsuwając talerz.

Coś w niej pękło. Jadwiga spojrzała na swoje dłonie czerwone od gorącej wody, ze zgrubiałą skórą. Cały dzień spędziła na nogach: prała jego koszule, prasowała spodnie, gotowała tę cholerną zupę. Na kuchence wciąż bulgotała jego ulubiona herbata ta, którą parzyła w specjalny sposób, bo inaczej niesmaczna.

Przeniosła wzrok na stos wyprasowanej bielizny każda rzecz złożona idealnie, jak lubił. Dwadzieścia pięć lat. Dwadzieścia pięć lat składała te przeklęte koszule w określony sposób, bo inaczej się gniotą.

Wiesz co jej głos zadrżał, ale nie ze łzami ze złości. jeżeli uważasz, iż nic dla ciebie nie robię, spróbuj żyć beze mnie!

Podniósł wzrok pierwszy raz tego wieczoru naprawdę na nią spojrzał. W jego oczach malowało się zdziwienie, jakby nie mógł uwierzyć, iż ta cicha, posłuszna kobieta jest w stanie podnieść głos.

Jadwiga gwałtownie wstała. Krzesło z hukiem odsunęło się, ale już jej to nie obchodziło. Chwyciła płaszcz stary, kupiony trzy lata temu, bo po co ci nowy, ten jeszcze posłuży.

Gdzie idziesz? w jego głosie pojawił się niepokój, ale już nie słuchała.

Drzwi wejściowe zatrzasnęły się za jej plecami. Chłodne wieczorne powietrze uderzyło w twarz, i po raz pierwszy od wielu lat Jadwiga poczuła, iż może oddychać pełną piersią. Nie wiedziała, dokąd idzie. Nie wiedziała, co będzie dalej. Ale po raz pierwszy od dawna czuła nie strach przed nieznanym, a dziwne, upajające uczucie wolności.

Małe mieszkanie na piątym piętrze powitało ją niecodzienną ciszą. Nie tą przytłaczającą z domu, ale jakąś lekką, powietrzną. Nie było tu zegara odliczającego minuty jej życia, nie było pełnych wyrzutu spojrzeń i wiecznego a dlaczego.

Ocknęła się wcześnie nawyk lat wstawania o szóstej, by zdążyć przygotować śniadanie, wyprasować koszulę, spakować torbę Ale dziś było inaczej. Jadwiga leżała w obcym łóżku i patrzyła, jak promienie słońca powoli pełzną po ścianie. Nikt jej nie poganiał, nie wymagał uwagi, nie czekał na zwykłą obsługę.

Mogę po prostu poleżeć szepnęła i cicho się roześmiała na tę myśl.

Ale stare nawyki nie odpuszczały tak łatwo. Dłonie same sięgały, by posłać łóżko, przetrzeć kurz, rozpocząć codzienny krąg domowych obowiązków. Jadwiga powstrzymała się:

Nie. Dziś zrobię to, na co mam ochotę.

Długo stała przed lustrem w łazience, przyglądając się swojemu odbiciu. Kiedy ostatnio naprawdę na siebie patrzyła? Nie pobieżnie, nie na gwałtownie tylko po to, by sprawdzić, czy wszystko w porządku ale naprawdę? Zmarszczki wokół oczu stały się głębsze, w włosach przybyło siwizny. Ale oczy oczy jakby ożyły.

Na zewnątrz było rześko. Październikowy poranek pachniał opadłymi liśćmi i kawą z pobliskiej kawiarni. Wcześniej mijała to miejsce setki razy, spiesząc się po zakupy. Marnowanie pieniędzy mówił zawsze Tadeusz. I zgadzała się, przekonując siebie, iż w domu kawa smakuje lepiej.

Zadzwonił dzwonek nad drzwiami. W środku pachniało świeżym pieczywem i cynamonem. Jadwiga niepewnie zastygła w progu, czując się nieproszonym gościem w tej prz

Idź do oryginalnego materiału