Jeszcze nie jest za późno na nowy start

newsempire24.com 5 dni temu

**Nigdy nie jest za późno**

„Mamo, czy ty zupełnie straciłaś rozum?”

Słowa córki uderzyły Lidię jak cios w brzuch.

Boli.

Milczała, obierając ziemniaki.

„Ludzie już palcami wytykają! Matka się zabawia, no dobrze, gdyby ojciec – ale kobieta? Strażniczka domowego ogniska! Wstyd ci nie?”

Łza potoczyła się po twarzy Lidii, zawisła na chwilę, spadła na dłoń. Potem kolejna… niedługo płynęły już nieprzerwanie, a córka wciąż wrzeszczała.

Konstanty, mąż Lidii, siedział na krześle z opuszczonymi ramionami i wydętymi ustami.

„Tata jest chory, co ty wyprawiasz? Potrzebuje opieki!” – Krzysiek jęknął. – „Tak się postępuje? Mamo? On ci oddał młodość, razem go wychowaliśmy, a teraz co? Jak zachorował, postanowiłaś machnąć ogonem? Nie, moja droga, tak się nie robi…”

„A jak się robi?” – spytała Lidia.

„Co? Żartujesz sobie? Patrz, tato… ona się z nas naśmiewa!”

„Taniu, traktujesz mnie jak wroga, a nie matkę… Nagle tata się dla ciebie liczy…”

„Mamo! Co ty wygadujesz, czemu udajesz ofiarę? Nie, mam dość… Zaraz zadzwonię do babci, niech ona się tobą zajmie, to już wstyd!”

„Wyobraź sobie” – odwróciła się do ojca Tatiana – „idę z uczelni, a oni… spacerują alejką, pod rękę… On jej czyta wiersze, pewnie własne, co? O miłości, tak?”

„Jesteś zła, Taniu. Zła i głupia. Młoda, więc nie rozumiesz…”

„Żadnych wyrzutów sumienia? To dzwonię do babć, niech przyjdą i z tobą pogadają, bo już nie mam sił.”

Lidia wyprostowała się powoli, wygładziła fałdy na sukience, strzepnęła niewidzialne pyłki. Wstała.

„Dobrze, moi drodzy. Wychodzę.”

„Gdzie, Lidko?”

„Odchodzę od ciebie, Krzysiu…”

„Jak to? A ja? Co ze mną?”

Córka w tej chwili, zirytowana, rozmawiała przez telefon, rzucając matce gniewne spojrzenia.

„Taaaniu!” – zawył Krzysztof, jakby nad trumną – „Tatiano…”

„Co? Co z tatą? Plecy? Gdzie boli?”

„Oj, oj… Taań… ona… mama… odchodzi.”

„Jak to odchodzi? Dokąd? Mamo, co ty znowu wymyśliłaś? Na stare lata?”

Lidia uśmiechnęła się gorzko.

Układała rzeczy w walizkę. Już dawno chciała wyjść, ale Krzysztof zachorował – zaostrzyła się przepuklina, biedak tak cierpiał, jęczał…

„Lidia… chyba ta przepuklina…”

„Na rezonansie nic nie było.”

„E, co tam te lekarze wiedzą… Oni specjalnie nie mówią od razu.”

„Tak? A dlaczego?”

„No… żeby później więcej pieniędzy wyciągnąć. U Zięby w pracy tak samo… Mówili: przepuklina, maści, tabletki, a potem – hop! – okazuje się, iż coś groźnego, jakaś straszna nazwa…”

Wtedy Lidia milczała, nie odeszła. Nie mogła zostawić biedaka.

A teraz…

„Ile jeszcze tego życia, Lid?” – usłyszała głos przyjaciółki Elżbiety – „Ty harujesz jak niewolnic”Często patrzyła teraz w lustro i widziała w końcu nie tylko matkę, żonę czy opiekunkę, ale siebie – Lidię, kobietę, która wreszcie odważyła się żyć.”

Idź do oryginalnego materiału