Jesteś zła. Przejdę do taty.

twojacena.pl 5 dni temu

Dzisiaj znów myślałam o tym, jak życie potrafi być przewrotne. Codziennie mijają się ludzie, nie zwracając na siebie uwagi, a potem nagle – jedno spojrzenie i wszystko się zmienia. Serce zaczyna bić szybciej, w brzuchu czuć motyle, jakby los sam postawił cię na tej drodze. Tak, właśnie tak pokochaliśmy się z Marcinem.

Pamiętam tę zimową niedzielę, gdy poszłam z koleżankami na lodowisko w Warszawie. Jechałam niegodnie, jak przerażona sarna, więc dziewczyny zostawiły mnie samą, ślizgając się dalej. Gdy próbowałam dotrzeć do barierki, nagle ktoś wpadł na mnie z impetem.

– Przepraszam! Jest pani cała? – usłyszałam głos nad sobą, zanim silne ręce podniosły mnie delikatnie.

Spojrzałam w jego oczy – ciemnobrązowe, ciepłe – i świat zniknął na ułamek sekundy.

– Dam radę – szepnęłam, choć kolano paliło jak ogień.

– Niech pani na mnie się oprze – powiedział, a ja poczułam, iż z nim naprawdę jadę, a nie dreptam jak niezdrowa kura.

Usiedliśmy na ławce przy wyjściu. Nazywał się Marcin, był informatykiem, cztery lata starszy ode mnie. Umówiliśmy się do kina, potem na kawę do „Złotych Tarasów”. I tak już zostaliśmy razem.

Wiosną rodzice Marcina zaczęli wyjeżdżać na działkę pod Łowiczem, zostawiając nam mieszkanie. Lato minęło jak sen. Gdy wrócili na stałe, znów było trudniej.

– Co dalej? – spytałam, tuląc się do niego.

– Coś wymyślę – obiecał.

I wymyślił. Gdy moja mama spytała go wprost, jak długo zamierza „wariować” ze swoimi zamiarami, oświadczył się. Ślub wzięliśmy w maju, gdy kwitły kasztany. Kupiliśmy mieszkanie na kredyt, odkładając dziecko na później.

Ale czas mijał. Skończyłam studia, zaczęłam pracę, a ja wciąż chciałam dziecka.

– Najpierw spłaćmy kredyt – mówił Marcin. – Ale jeżeli tak bardzo chcesz… Tylko nie proś mnie potem o pomoc w pieluchach.

Zgodziłam się. Gdy zobaczyłam dwie kreske na teście, płakałam ze szczęścia. On tylko wzruszył ramionami.

Po urodzeniu Kasi wszystko się popsuło. Marcin nie interesował się córką, a gdy przyłapałam go z inną, postawiłam sprawę jasno: albo rodzina, albo rozstanie. Wybrał to drugie.

– Wrócisz – rzucił, gdy pakowałam walizki.

Nie wróciłam. Kasia rosła, coraz bardziej uparta jak on. Pewnego dnia krzyknęłam w złości:

– jeżeli nie podoba ci się ze mną, idź do taty!

I poszła.

Marcin zabrał ją do domu, gdzie czekała już jego nowa partnerka, Ola. Dzwoniłam codziennie, ale Kasia mówiła tylko:

– Ola mi wszystko pozwala! Kupiła mi nowe buty!

Aż pewnego dnia… wróciła płacząca.

– Mamusiu, wybacz! – szlochała. – Ola powiedziała, iż jadą do Włoch… iż nie mogą mnie zabrać.

Przytłoczyłam ją do siebie. Po tamtym dniu nigdy już nie wspomniała o powrocie do taty.

Minęły lata. Spotkałam Jacka, który pokochał nas obie. Gdy powiedziałam Kasi, iż wychodzę za mąż, znów zagroziła:

– Wrócę do taty!

– Idź – odparłam spokojnie.

Nie poszła. Ale gdy zaszłam w ciążę, wyprowadziła się do babci. Czasem myślę… dlaczego kochała ojca, który nie chciał jej od początku? Może za bardzo ją dręczyłam miłością?

Może z drugim dzieckiem… uda się inaczej.

Idź do oryginalnego materiału