Jesteś zła, a ja odejdę do taty.

newsempire24.com 3 dni temu

**Ty jesteś zła. Pójdę do taty**

Codziennie mijali się, mijali tysiące razy, ale nigdy nie zauważyli siebie nawzajem. Nie spojrzenie, nie drgnienie serca. Aż pewnego dnia Hanna przypadkiem podniosła oczy i wtedy poczuła, jak bije jej serce, jak w brzuchu wirują motyle. On też to zauważył. I stało się. Życie bez siebie straciło sens, los połączył ich na zawsze.

Tak zakochała się w Krzysztofie. W jednym z zimowych niedzielnych poranków wybrała się z przyjaciółkami na lodowisko. Jeździła niepewnie, powoli, zatrzymując się co chwilę. Przyjaciółkom znudziło się czołganie po lodzie jak żółwie, więc odjechały, zostawiając Hannę samą. Przeszkadzała pewnym siebie, którzy musieli ją omijać.

Nogi bolały ją od wysiłku, więc postanowiła podpłynąć do bandy i przeczekać. Już prawie była na miejscu, gdy nagle ktoś w nią wpadł.

Zderzenie zrzuciło ją z nóg. Upadła, udar biodrem i kolanem o twardą taflę.

— Przepraszam. Źle się pani uderzyła? Pomóc wstać? — Usłyszała nad sobą głos, a w następnej chwili już była na nogach.

Kolano przeszyło ją bólem, syknęła i gdyby nie jego szybka reakcja, znów leżałaby na lodzie. Przyciągnął ją do siebie. Ich twarze znalazły się tak blisko, iż Hanna ujrzała w jego oczach własne odbicie. Świat wokół zniknął.

— Wszystko w porządku? — spytał.

Hanna ocknęła się. Wróciły dźwięki: skrzypienie łyżew, śmiechy, rozmowy. Ale wciąż stała, wczepiona w rękawy jego kurtki.

— Nie upadnie pani, jeżeli ją puszczę?

— Nie wiem… — szepnęła, nie odrywając od niego wzroku.

Rozluźnił uścisk, a ona nie runęła.

— Dobrze, teraz podpłyniemy do bandy. Niech się pani nie boi, trzymam.

Z nim płynęła, nie dreptała.

— Może zejdziemy z lodu? Przy wyjściu są ławki.

Hanna skinęła głową. Dotarli, osunęła się na drewnianą ławę.

— Bardzo boli? — usiadł obok. — Jest pani sama? Mogę odprowadzić.

— Jestem z koleżankami.

— Lepiej zadzwoń, powiedz, iż czekasz. Daj numer, przyniosę buty.

— Nie trzeba, zaczekam… — spróbowała się oprzeć.

— Zmarznie pani.

Faktycznie, zimno przenikało przez kurtkę. Wyciągnęła telefon i plakietkę. Gdy poszedł po buty, zadzwoniła do przyjaciółek.

Szli przez miasto, rozmawiając. Po śliskim lodzie tak dobrze było czuć pod stopami twardy asfalt. Ale Hanna co chwilę chwytała go za rękę. Może kręciło się jej w głowie, może ziemia uciekała spod nóg. On nazywał się Krzysztof. Pracował, był od niej starszy o cztery lata. Ona opowiedziała mu, iż kończy czwarty rok studiów, iż mieszka z mamą. Od razu poczuli tę iskrę. Gdy na pożegnanie zaproponował, by znów wybrali się na łyżwy, potrząsnęła głową.

— Lepiej do kina.

— Zgoda. Zadzwonię.

Nie czekał do weekendu. Zadzwonił następnego dnia i zaprosił ją na kawę. Na mrozie długo nie pochodzisz. Jakaś siła zderzyła ich dosłownie i już więcej się nie rozstawali.

Hanna nie kochała nikogo tak mocno. Jak żyła bez niego? Czuła, iż znają się od zawsze. Przyszła wiosna, rodzice Krzysztofa zaczęli wyjeżdżać na działkę, zostawiając im mieszkanie.

Lato minęło szybko, prawie niezauważalnie. Potem przyszła jesień z deszczami i przymrozkami. Rodzice rzadziej wyjeżdżali, a młodzi nie mogli się spotykać.

— Co dalej? — pytała Hanna, tuląc się do niego.

— Coś wymyślę — odpowiadał.

Pewnego dnia Krzysztof przyszedł do niej, a matka zapytała wprost:

— Jak długo zamierzasz wodzić moją córkę za kosa?

— Chciałem oświadczyć się w Nowy Rok. Nie mam choćby pierścionka. Ale jeżeli to panią uspokoi, gotów jestem prosić o jej rękę teraz.

Hanna poczerwieniała ze wzruszenia.

— To co innego. Pierścionek wręczysz w Sylwestra. Nie wiedziałam, co myśleć — odparła zadowolona matka.

Wesele odbyło się wiosną, gdy stopniały śniegi, a słońce grzało coraz mocniej. Krzysztof od dawna zbierał na mieszkanie. Część pieniędzy dostał w prezencie ślubnym. Wystarczyło na wkład do kredytu. Szczęśliwi kupili własne cztery kąty, postanawiając, iż z dzieckiem poczekają.

Mijały lata. Hanna skończyła studia, zaczęła pracę. Coraz częściej wspominała o dziecku.

— Jeszcze nie spłaciliśmy kredytu. Po co się spieszyć? Starczy czasu. Wiesz, jakie będą problemy? Damy radę, ale po co sobie utrudniać życie? — przekonywał Krzysztof.

Może i rację miał, ale nie od razu chciała rodzić. Dziewięć miesięcy ciąży, a do tego czasu mogliby zamknąć kredyt…

— Dość, nie kłóćmy się — ucinał.

Nie chciała się spierać. Ale koleżanki już spacerowały z wózkami, a jedna urodziła drugie dziecko, podczas gdy Hanna wyszła za mąż pierwsza. W końcu znów poruszyła temat.

— No dobrze, urodź, skoro tak chcesz — ustąpił. — Ale ostrzegam: nie licz, iż będę pomagał, prał pieluchy. Ja zarabiam, a ty zajmij się dzieckiem. Tylko potem nie narzucaj, iż jesteś zmęczona. Zgoda?

Chciała się obrazić, ale się powstrzymała.

— Boisz się, iż pokocham je bardziej niż ciebie? — domyśliła się.

— Nie rozkręcaj tematu. Rób, jak chcesz.

Hanna odstawiła tabletki. Dwa miesiące później test pokazał upragnione dwie kreski.

Krzysztof nie podzielił radości. Potem zaczął się koszmarny tokHanna wtuliła się w ramiona Wiktora, wiedząc, iż to nowe życie będzie pełne wyzwań, ale w końcu poczuła, iż ktoś naprawdę ją kocha i rozumie.

Idź do oryginalnego materiału