Dwa naczelne wezwania dzisiejszego oświeconego społeczeństwa:
- On/ona jest toksyczny i jest narcyzem/narcyzką.
- Idź na terapię, jakby to miało załatwić wszelkie życiowe problemy.
Symbolem narcyza jest niskie poczucie własnej wartości, selfie, autokreacja i sprzeczne emocje. Kult trenerów, kult terapeutów, rozwój osobisty, hiperaktywność w social mediach, gdzie pokazuje swoje „zajebiste życie”.
Wszystko w jego życiu jest transakcją, zmienia się tylko waluta: seks, gadżety, dominacja. Manipulacja emocjami, bo ludzie to przedmioty, których można użyć dla własnej przyjemności.
A teraz polejmy to zerową samokrytyką i ustawieniami fabrycznymi: wszyscy mnie ranią.
Brzmi znajomo?
Tyle iż dzisiaj łatka narcyza jest przyczepiana do niemal każdej relacji, jeżeli tylko coś tam przestało działać. Nie ugotował kartofli? Narcyz. Nie zrobiła loda? Narcyzka. Zeżarł całą paczkę kabanosów, poprawiając majonezem kieleckim? To oczywiste, iż świnia i narcyz.
(A kobieta, gdy za często płacze, ma borderline).
Ludzie potrzebują jakichś wytłumaczeń, dlaczego ich życie/związek nie wyszedł. A zrzucenie winy na drugą osobę jest najłatwiejsze. Bo wtedy możemy nie dostrzegać własnych błędów i dalej uważać, iż wszystko robimy doskonale.
Na to nakłada się magiczne zaklęcie, które – jak dieta pudełkowa – ma zmienić wszystko, czyli kult psychoterapii.
Masz problemy? To musisz iść na terapię.
Nie możesz stworzyć dobrego związku, jeżeli nie poszłaś/poszedłeś na terapię.
Ma być to cudowne remedium na wszelkie kłopoty ze sobą i z partnerem/ką.
Niestety, zaskakująco często przeceniane. Zwłaszcza przy kiepskiej kondycji pokaźnej grupy psychoterapeutów, którzy mówią to, co chce usłyszeć klient, zgodnie z zasadą: klient płaci – klient wymaga. Czyli iż wszystko, co się dzieje, to wina matki i wszystkich dookoła.
Czy psychoterapia działa? Tak. Jest to naukowo udowodnione. 75–80 proc. pacjentów, którzy podejmują psychoterapię, doświadcza poprawy.
Bo cierpią z powodu niskiego poczucia własnej wartości, lęku, depresji, uzależnień, problemów rodzinnych.
Czy pomoże każdemu? Nie, przykro mi. Żeby terapia poskutkowała, osoba, która na nią idzie, musi chcieć się zmienić.
Musi z psychoterapeutą na początku ustalić, jaki jest cel tych wizyt.
A choćby jak ktoś chce się zmienić, to i tak terapia może nie pójść zgodnie z planem. Znowu – skoro 75–80 proc. pacjentów, którzy podejmują psychoterapię, doświadcza poprawy, to również oznacza, iż 20–25 proc. tej poprawy nie doświadcza.
(Zbywa się to zwykle określeniami: nie dojrzeli do psychoterapii).
Prosta rzecz – ile znasz par, które po psychoterapii są przez cały czas ze sobą?
Dlaczego związki psychoterapeutów rozpadają się tak samo często, jak związki normalnych ludzi (a choćby częściej), mimo całej ich wiedzy na temat zawiłości ludzkich relacji?
Ilu znasz psychoterapeutów, którzy otwarcie powiedzą ci, iż podczas terapii może ulec zmianie twój system wartości?
A czasami sami w niego ingerują, choć nie powinni.
Ilu znasz psychoterapeutów, którzy ostrzegą, iż w konsekwencji terapii mogą rozpaść się rodziny, możesz zerwać bliskie relacje? Będziesz musiał zmienić miejsce zamieszkania?
Jaka jest odpowiedzialność psychoterapeuty? Żadna.
Pominę tutaj, iż w interesie wielu psychoterapeutów jest trzymanie pacjenta jak najdłużej u siebie, bo to się zwyczajnie opłaca. Mimo iż problem pacjenta jest dawno już załatwiony.
W życiu szukamy posągów, którym moglibyśmy się pokłonić.
Jeden z moich czytelników, Janusz, napisał coś takiego:
„Dziś psychoterapeuta przejmuje rolę księdza, popa, pastora, rabina, seniora rodu, starego przyjaciela. Równie dobrze zamiast psychoterapii można po prostu szczerze porozmawiać o problemach ze starymi, doświadczonymi życiowo mądrymi przyjaciółmi. A dzieje się tak pewnie dlatego, iż jesteśmy wykorzenieni (wyjechaliśmy z miasta, odłączyliśmy się od rodziny) i jesteśmy ateistami, więc porad szukamy u profesjonalistów z wykształceniem.”
I coś w tym jest.
Jeszcze niedawno ktoś (ksiądz) mówił, jak masz żyć i co masz robić. Ludzie więc to robili albo udawali, iż robią, i sytuacja była dla nich jasna.
Ktoś wskazuje kierunek.
Problemy? Rodziny były wielopokoleniowe. Był ktoś, komu można było się zwierzyć. Kto wysłuchał i poradził.
Poza tym zawsze można było się napić, co niektórym pomagało.
Teraz żyjemy w betonowych przestrzeniach – gdzie często wyje samotność. Świat się zmienił, potrzeby pozostały.
Jeszcze niedawno nie istniał biznes pod tytułem rozwój osobisty z nowymi kapłanami, czyli coachami.
Teraz już jest.
Bo ludzie są zagubieni.
W życiu szukamy wielu dróg na skróty i cudownych rozwiązań. Tyle iż ich nie ma.
Ze zmianą jest tak, iż ktoś musi sobie wpierw uświadomić, iż jest nieszczęśliwy. Bo może o tym nie wie. A może wcale nie jest?
Czy smutek wymaga psychoterapii? A arogancja?
(Ludzie zaskakująco często nie chcą się zmieniać. Chcą, aby świat się dla nich zmienił. A to duża różnica).
Później ten ktoś musi uwierzyć, iż można żyć inaczej. Zobaczyć przed sobą jakieś inne perspektywy.
Wreszcie musi chcieć podjąć działania w tym kierunku.
Tyle iż zawsze na tej drodze będą jakieś straty.
Mądre życie polega na wzięciu odpowiedzialności za swoje czyny.
Zrozumieniu, iż rodzą one konsekwencje.
Zrozumieniu, iż za pewnymi decyzjami rodzi się cena, którą trzeba zapłacić.
Jeśli komuś w tym pomoże psychoterapia, to cud, miód i orzeszki. Tyle iż nie załatwi żadnych problemów za ciebie.
Chcesz dostawać powiadomienia o nowych notkach?
Z tej książki się dowiesz:
- Jak rozpoznać „zjeba” i odróżnić go od normalnego mężczyzny?
- Jak rozpoznać wariatkę i odróżnić ją od normalnej kobiety?
- Dlaczego nie mogę nikogo znaleźć?
- Kiedy rodzi się rozwód?
- Jak odbudować swój związek?
- Jak poznać, iż manipuluje tobą narcyz/narcyzka?
E-booka, który zmieni Twoje związki w cenie jednej kawy kupisz tu:
https://www.empik.com/zwiazki-de-luxe-piotr-c,p1539364267,ebooki-i-mp3-p