Jesteś moim bohaterem

twojacena.pl 1 tydzień temu

Ewa wygładziła przed lustrem sukienkę na biodrach, musnęła usta różową pomadką, potem podkręciła sprężysty loczek. Zrobiła parę kroków w tył i spojrzała na siebie krytycznym wzrokiem. „Nieźle!” Z zadowoleniem uśmiechnęła się do swojego odbicia.

W drzwiach przedpokoju pojawił się mąż, przytulony ramieniem do futryny.

– Ojej! A dokąd to tak się wystroiłaś?

– Do pracy. Zazdrościsz? – Ewa jeszcze bardziej zaokrągliła swoje i tak już duże, starannie podkreślone oczy.

– Oczywiście, iż zazdroszczę. Może zawieźć cię samochodem? W autobusie cię pomną – zaproponował Jakub.

– Siedź w domu. Gdzie ty z gipsem? – Ewa zapięła zamek w jasnym pikowanym płaszczu, poprawiła szalik na szyi, podnosząc go pod sam podbródek dla ciepła.

– Wychodzę. – Ale przy drzwiach zatrzymała się.

– Ach, całkiem zapomniałam. Zatrzymam się dłużej. Kasia wychodzi za mąż. Będziemy miały coś w rodzaju wieczoru panieńskiego. Posiedzimy trochę w kawiarni. Nie martw się.

– Czekaj, może jednak podjechać po ciebie? – Jakub oderwał ramię od framugi.

– Nie trzeba. – Ewa wysunęła usta w dzióbek, posłała całusa w powietrze i wyszła z mieszkania.

Jakub podszedł do okna i czekał, aż na dole pojawi się Ewa.

– Ile razy mówiłem, żebyś zrobiła prawo jazdy. Teraz jeździłabyś do pracy samochodem, a nie przepychała się w zatłoczonym autobusie – powiedział głośno, patrząc na Ewę, która szybkim krokiem szła przez podwórko, jakby mogła go usłyszeć.

W kawiarni grała muzyka. Przy zsuniętych stolikach siedziało sześć kobiet, piły koktajle i opowiadały na wyścigi o zabawnych historiach ze swoich ślubów, śmiejąc się głośno i zaraźliwie. Nagle podszedł kelner z tacą i postawił przed Ewą butelkę drogiego wina.

– To od pana przy sąsiednim stoliku. Otworzyć? – Kelner uprzejmie pochylił się do przodu.

Ewa odwróciła głowę i spojrzała na hojnego mężczyznę. Skinął jej głową i uśmiechnął się. Serce nagle przestało bić na chwilę, a potem zabiło w rytm muzyki. Twarz oblał rumieniec, a uśmiech zniknął z jej ust jak śnieg z górskiego szczytu – gwałtownie i nieubłaganie.

Poznała go. Czy można zapomnieć? Tomek był najprzystojniejszym chłopakiem na uczelni, studiował na starszym roku. Dziewczyny nie dawały mu przejść. Przed letnią sesją nie zaliczyła kolokwium. Siedziała na szerokiej żeliwnej klatce schodowej między piętrami i płakała. Pierwszy egzamin już za dwa dni, a bez wpisu w indeksie nie dopuszczą jej do sesji.

– Czemu płaczesz? Oblałaś egzamin?

Ewa podniosła głowę i zobaczyła obok Tomka. On do niej mówił! A ona siedziała na schodach z rozmazanym tuszem i czerwonym nosem.

– Nie zaliczyłam kolokwium – odpowiedziała Ewa i zaczęła wycierać łzy spod oczu.

– Wielka rzecz. Tylko tusz sobie rozmazałaś.

Ewa westchnęła i sięgnęła do torebki po lusterko. Tomek podał jej chusteczkę.

– Głupia, trzeba było płakać przed wykładowcą. Myślałem, iż wszystkie dziewczyny potrafią przekonywać i grać na litości. Biegnij do niego, zanim wyjdzie. Powiedz, iż uczyłaś się całą noc, nie wyspałaś się, głowa cię boli.

– Myślisz, iż przejdzie? – zwątpiła Ewa, ale wstała ze schodów.

– Nie spróbujesz, nie dowiesz się. Nie zwlekaj, idź – Tomek popchnął Ewę w plecy, a ona pospiesznie pobiegła na górę. Żeliwne schody głośno dudniły pod jej stopami.

Kiedy wyszła z sali uśmiechnięta, Tomek na nią czekał.

– Uśmiechasz się. Zupełnie co innego – pochwalił ją.

Odprowadzał ją do domu i całą drogę coś opowiadał. A ona nic nie słyszała, ogłuszona jedną myślą: „Idzie obok mnie! Ze mną!” Ewa łapała zaciekawione spojrzenia kobiet na jej towarzysza, a jej rozpierała duma.

Po sesji przez jakiś czas się spotykali. Chodzili do kina, na plażę… Wiedziała, iż zmienia dziewczyny jak rękawiczki, ale serce nie słuchało rozsądku. Nagle Tomek zniknął. Nie znała jego adresu, nie miała kogo zapytać, wszyscy rozjechali się na wakacje. Ewa cierpiała, przekonywała siebie, iż pewnie ma sprawy, iż jutro przyjdzie… Aż w końcu zrozumiała, iż jest w ciąży.

– Najpierw latałaś jak na skrzydłach, a teraz siedzisz w domu, jakaś taka osowiała. Nie jesteś chora? – zainteresowała się mama.

– Tak, pewnie się przeziębiłam – odpowiedziała Ewa i wiarygodnie zakaszlała.

– Idź do lekarza, nie żartuj sobie z tym – westchnęła mama.

– Dobrze, mamo, jutro.

Następnego dnia Ewa poszła do prywatnej kliniki. Bała się spotkać znajomych w przychodni. Ciąża się potwierdziła.

– Mama mnie zabije… Muszę jeszcze studiować… A on zniknął… – Ewa rozpłakała się w gabinecie.

Lekarka się zlitowała, powiedziała, iż termin jest wczesny, można obyć się bez zabiegu, ale to kosztuje. W domu Ewa powiedziała mamie, iż lekarz przepisał drogie leki, iż wyniki są złe… Mama, nic nie podejrzewając, dała pieniądze, trochę miała też Ewa. Starczyło.

Przez dwa dni brzuch ściskało i kłuło jak drutem. Znosiła to, jak mogła, żeby mama nic nie zauważyła.

We wrześniu szła na zajęcia z jedną myślą – żeby jak najszybciej zobaczyć Tomka. A on przeszedł obok z ładną pierwszoroczną studentką i udawał, iż jej nie widzi. A koleżanki jeszcze dolewały oliwy do ognia, mówiąc, iż Tomek się żeni i wreszcie wszyscy się uspokoją. Ewa ledwo powstrzymywała łW końcu zrozumiała, iż prawdziwa miłość nie przychodzi z błyskiem fotoreportażu, ale z cichym ciepłem codzienności, które Jakub dawał jej każdego dnia, choćby kiedy o to nie prosiła.

Idź do oryginalnego materiału