«Jesteś biedaczka» — prychnęła teściowa, nieświadoma, iż stoi u progu mojego luksusowego pałacu

polregion.pl 1 tydzień temu

„Ty jesteś biedaczka” prychnęła teściowa, nieświadoma, iż stoi na progu mojej rezydencji.
„Kaziu, kochanie, powinieneś lepiej pilnować swojej żony” powiedziała sucho Barbara Zbigniewówna, z lodowatą wściekłością w głosie, choćby na mnie nie patrząc. Zamiast tego wpatrywała się w swoje rękawiczki, jakby kryły w sobie tajemnicę wszechświata. „To nie żadna szemrana knajpa, tylko dom ludzi z klasą. Tu trzeba zachowywać się z godnością.”
Stałam z rękami splecionymi za plecami, tłumiąc drżenie palców. Każde jej słowo było jak cios cichy, ale celny, jak nóż wbijany prosto w serce. Obok mnie Kazio nerwowo kaszlnął, poprawiając kołnierzyk, jakby nagle stał się za ciasny.
„Mamo, no przestań…” próbował złagodzić sytuację, ale głos mu zadrżał, zdradzając napięcie. „Kinga wszystko rozumie. Prawda?”
„Rozumie?” prychnęła Barbara Zbigniewówna, w końcu odrywając wzrok od rękawiczek i obrzucając mnie spojrzeniem pełnym takiej pogardy, jakbym była brudną plamą na chodniku. „Przecież ona ma sukienkę z bazaru! Takie widziałam na wystawie, jak szłam po ziemniaki. I choćby nie przyszło mi do głowy, iż ktoś mógłby to nosić.”
Nie myliła się. Sukienka była prosta. Ale celowo taką wybrałam bez zbędnego przepychu, dyskretną i elegancką. Bo wiedziałam: cokolwiek innego wywołałoby u niej kolejną falę drwin.
Stałyśmy w przestronnym hallu zalany światłem, gdzie każdy krok rozbrzmiewał echem, a marmurowa podłoga odbijała promienie słońca wpadające przez ogromne okno. Powietrze pachniało świeżością, jak po burzy, i delikatną nutą egzotycznych kwiatów, które zdawały się unosić w powietrzu.
„I jak twój szef w ogóle na to pozwala?” nie ustępowała teściowa, zwracając się do syna, ale wciąż patrząc na mnie jak na żywy dowód jego porażki. „Trzymać taką pracownicę… To przecież kompromitacja!”
Kazio już otwierał usta, by mnie bronić, ale ledwie dostrzegalnie potrząsnęłam głową. Nie teraz. Nie przy niej.
Zamiast tego zrobiłam krok naprzód, przerywając ciężką ciszę wiszącą między nami. Moje obcasy cicho stuknęły o idealnie gładką podłogę.
„Może przejdziemy do salonu?” zaproponowałam spokojnie. „Pewnie już na nas czekają.”
Barbara Zbigniewówna wyszczerzyła usta, ale poszła za mną, jakby robiła mi łaskę. Kazio dreptał z tyłu, jak szkolny chłopak przyłapany na paleniu za garażami.
Salon był jeszcze bardziej imponujący niż hall. Białe sofy, designerskie fotele, szklany stół z wazonem pełnym lilii, których zapach wypełniał powietrze. Jedna ściana była całkiem przeszklona, ukazując idealnie zadbany ogród z kamiennymi ścieżkami i krystalicznym stawem.
„No tak…” przeciągnęła teściowa, przesuwając palcem po oparciu fotela z miną znawczyni. „Ludzie umieją żyć. Nie to co niektórzy. Całe życie w kawalerce na kredyt.”
Rzuciła znaczące spojrzenie na syna. To był jej ulubiony cios miała nadzieję, iż przypomni mu, jak bardzo „zasługuje na więcej”. A winna, oczywiście, byłam ja.
„Mamo, umówiliśmy się…” powiedział zmęczonym głosem Kazio.
„A co ja takiego powiedziałam?” uniosła wyniośle brew. „Tylko stwierdzam fakty. Jedni budują pałace, a inni ledwo wiążą koniec z końcem.”
Nagle odwróciła się do mnie, a w jej oczach błysnęło coś zimnego, prawie zwierzęcego.
„Mężczyzna potrzebuje kobiety, która go wspiera, a nie ciągnie w dół. Kobiety, która coś sobą reprezentuje. A ty?” zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do głów. „Ty jesteś biedaczka. I duchem, i ciałem. I mojego syna wciągasz w swoją nicość.”
Powiedziała to cicho, niemal obojętnie, ale każde słowo wbiło się we mnie jak igła lodu. Kazio zbladł i ruszył w moją stronę, ale zatrzymałam go lekkim gestem.
Patrzyłam na nią. Prost

Idź do oryginalnego materiału