— Znowu kupiłeś nie ten chleb. Prosiłam — bez pestek — powiedziała Kasia, kładąc bochenek na stole i choćby nie patrząc na Wojtka.
— To był ostatni — odparł spokojnie. — O co ci chodzi? Dobry chleb.
— Staś potem ma ból brzucha. Tobie łatwo mówić, nie ty podajesz mu leki w nocy i siedzisz przy nim.
Wojtek na chwilę zamknął oczy i wolno wypuścił powietrze. Postawił siatkę z zakupami pod oknem i sam usiadł na stołku, jakby trzymał się z dala od rodziny. Chciał być blisko, ale nie umiał.
W drzwiach zadzwoniła Ania. Weszła z upominkami i uśmiechem. Tutaj, w domu siostry, czuła się jak w tej samej codziennej rutynie. Zawsze jakieś zajęcia, ale rodzinne, ciepłe. Ciągnęło ją do tego ciepła.
— Cześć, rodzinko. Jak wam się wiedzie? Cisza, spokój i wygoda?
— Gdyby tylko — westchnęła Kasia, rozpakowując torby. — Teraz tylko lekcje, kolacja, kąpiel. I jeszcze trzeba wyprasować ubrania na jutro. Od rana na nogach, choćby nie usiadłam.
— Kolana jeszcze nie skrzypią? — zaśmiała się Ania, zdejmując kurtkę.
Wojtek tylko skinął głową na powitanie i poszedł do sypialni. Od dawna nie próbował wtrącać się do kobiecej rozmowy.
— Wszystko jak zwykle? — cicho zapytała Ania, patrząc na siostrę.
— Co masz na myśli?
— No wiesz, znowu tu jesteś sama. A Wojtek w drugim pokoju, cichszy niż mysz pod miotłą.
Kasia machnęła ręką, zirytowana.
— Nie zaczynaj. Mamy tylko… podział obowiązków. Ja dom i dzieci, on pracuje. Jak wszyscy.
— Nie o to chodzi. Jest w domu od półtorej godziny. Pogadałaś z nim choć raz przez ten czas?
— Przepraszam bardzo, nie muszę mu codziennie urządzać romantycznej kolacji. Mamy dzieci.
Kuchnia była mała. Wąski stół, krzesła z poplamionymi poduszkami, obdarta deska do krojenia. Na ścianie wisiała lista zajęć i harmonogram treningów, wszystko napisane starannym pismem Kasi.
— Dzieci to dla ciebie koniec życia osobistego? — zapytała Ania.
Kasia wzruszyła ramionami.
— Po prostu nie chcę, żeby miały tak jak my. Pamiętasz, jak mama zostawiała nas same na pół dnia? I jak ojciec pił, gdy ona harowała? Nie mówiąc już o tym bałaganie. Bałam się choćby wejść do łazienki, zanim sama nie zaczęłam sprzątać.
— Pamiętam — skinęła Ania. — Ale pamiętam też, jak leżałyśmy na podłodze i oglądałyśmy bajki. Kiedy ostatnio oglądałaś coś razem z chłopakami?
Kasia zawstydzona odwróciła wzrok. Odpowiedź była oczywista.
— Potrzebują angielskiego, matematyki i basenu, nie bajek.
— A Wojtkowi już nic nie trzeba?
Kasia spojrzała w stronę korytarza, marszcząc brwi.
— Jest dorosły. Wytrzyma dla rodziny.
Ania zamilkła. Tylko patrzyła na siostrę, pod której oczami widać było cienie, a włosy związane były w niedbały kok. Jej dłonie pracowały bez przerwy: otworzyć, zamknąć, zamieszać, posprzątać.
— Kochasz go? — nagle spytała Ania.
— Oszalałaś?! Oczywiście, iż kocham! Po prostu teraz nie ma na to czasu.
— Od ponad dziesięciu lat nie ma czasu. Od kiedy urodził się Tomek.
Do pokoju wszedł Staś. W piżamie, rozczochrany, jak wróbel.
— Mamo, Tomek podarł książkę. Mówi, iż to ja. Ale ja jej nie dotykałem!
— Zaraz się tym zajmę.
Kasia momentalnie wstała i wyszła. Ania została sama, ale nie na długo. Po chwili pojawił się Wojtek. Wyglądało na to, iż czekał, aż żona wyjdzie, by napić się wody.
— Zmęczony? — zapytała łagodnie Ania.
— To nic. Czasem tylko myślę, iż gdybym zniknął, choćby by nie zauważyła — szepnął Wojtek.
— Zauważy. Ale może za późno.
Wzruszył ramionami, westchnął i odwrócił się.
— Kocham ich. Ale czuję się tu jak mebel. Przyniosłem pieniądze — i już wolny.
Ania nie wiedziała, co powiedzieć, a Wojtek nie czekał na odpowiedź. Wrócił do sypialni.
Kasia już nie wróciła. Utknęła gdzieś między rozdartą książką, zakurzonym parapetem i nieładnie złożonym praniem.
Następny dzień zaczął się nie od kawy, a od kłótni przy szafie. Kasia, jak zawsze, próbowała wszystkich odpowiednio ubrać.
— Tomek, załóż tę kurtkę z kapturem.
— Mamo, będzie mi w niej gorąco. Jedziemy do galerii, tam jest ciepło.
— A na dworze? Kto potem będzie ci wycierać nos?
Staś kręcił się przy drzwiach, wkładając skarpety na buty, bo „tak mniej ślizga”. Kasia warknęła, a on drgnął i zaczął się przebierać. Wojtek tymczasem siedział już w samochodzie. Kilka razy proponował pomoc, ale słyszał tylko: „Dam sobie radę, nie przeszkadzaj”.
W samochodzie zapytał:
— Słuchaj, może jutro gdzieś wyjdziemy sami? Do kina, na kawę. Pamiętasz, jak to robiliśmy?
— Jutro? A z kim zostaną dzieci? — zdziwienie w głosie Kasi gwałtownie zmieniło się w irytację. — Nie możemy ich tak zostawić! Są jeszcze mali.
— Mają dwanaście i pięć lat. Tomek da radę zrobić kanapki.
— Tak, a przy okazji spali kuchnię. Wojtek, naprawdę? Nie potrafią choćby butów dobrze zawiązać.
W galerii dzieci chciały iść do food courtu. Kasia zablokowała im drogę ręką.
— W domu jest zupa. Od burgerów dostaną zgagi.
— Mamo, ale to weekend — westchnął Tomek. — Nie codziennie tak jemy.
— Powiedziałam. Bez dyskusji. Tu nie ma demokracji.
Po dwudziestu minutach Staś zaczął płakać z głodu. Tomek odmówił przymierzania ubrań, więc Kasia na niego nakrzyczała. Tak ostro, iż stracił ochotę na jakąkolwiek rozmowę.
To zdarzało się już wcześniej. Ale tego dnia Wojtek zrozumiał, iż nie może już dłużej wytrzymać.
— Słyszysz w ogóle, jak brzmisz?
— A ty? — odwróciła się do niego z gniewną miną. — Ty słyszysz coś poza swoimi grami?
— Słyszę, jak cały dzień wszystkim rozkazujesz. choćby gdy to nikomu nie jest potrzebne.
— Bo jeżeli ja nie będę — wszystko się rozleci!
— WPo wielu próbach i rozmowach, Kasia i Wojtek odnaleźli równowagę, ucząc się słuchać nie tylko dzieci, ale także siebie nawzajem, bo zrozumieli, iż miłość to nie tylko obowiązki, ale też wspólne chwile.