Zawsze uważałam się za lojalną, kochającą żonę. Ufałam mężowi. Nigdy nie kontrolowałam go, nie robiłam scen, nie snułam podejrzeń.
Ale wszystko zmieniło się pewnego dnia… w banku.
Czekałam na nową kartę. Usadowiłam się wygodnie na kanapie i czekałam na swój numerek. Obok mnie siedziały dwie kobiety, mniej więcej w moim wieku — koło czterdziestki. Jedna z nich właśnie dowiedziała się o zdradzie męża, druga ją „pocieszała”, choć w jej głosie było więcej satysfakcji niż współczucia.
Nie chcąc, a jednak słysząc cały ich dialog, zaczęłam się niepokoić. Kobieta opowiadała o dziwnym zachowaniu męża, o brakującej guziku w koszuli i podejrzanych wiadomościach. Skończyło się klasycznie: “Tak, jest inna. Ją kocham. Ciebie tylko żal mi zostawić.”
Zabrzmiał mój numerek. Odeszłam, ale te słowa zostały w mojej głowie…
Tego wieczoru, kiedy mój mąż wrócił późno, patrzyłam na niego zupełnie inaczej. Zmęczony. Cisza. Poszedł pod prysznic.
I wtedy… pierwszy raz w życiu sięgnęłam po jego telefon.
Ręce mi się trzęsły. Nie jestem typem szpiega. Ale coś we mnie pękło. Przeglądam wiadomości i…
jest. Koroleva.
Pisze do niego częściej niż bank. On też jej odpisuje. I dzwoni.
Zrobiło mi się słabo. Dosłownie. Zdrada. Zdrada w wiadomościach. Zdrada, która boli bardziej niż fizyczny ból.
Położyłam telefon jak granat na komodzie. Wtedy wszedł on — mój mąż. Wystarczyło jedno spojrzenie.
— Co się stało? — zapytał oczami.
— Kto to jest ta Koroleva?! — wykrztusiłam z bólem.
Mąż patrzył na mnie jak na gadający mebel. Przez chwilę milczał.
— To już wszystko? — zapytał spokojnie.
— Nie spodziewałam się tego po tobie… — powiedziałam drżącym głosem.
Wtedy sięgnął po telefon. Nacisnął coś. I… zadzwonił mój telefon.
Na ekranie wyświetliło się:
Koroleva dzwoni
Zamarłam.
Mąż tylko uśmiechnął się lekko i przypomniał:
— Zawsze mówiłem do ciebie “królowo Margot”, pamiętasz?
I wtedy sobie przypomniałam.
To ja byłam Korolevą. Od samego początku.
Z tej historii nauczyłam się jednego:
Czasem to nie zdrada boli. Boli brak zaufania — do człowieka, którego kochasz najbardziej.
A historia z banku?
To była historia nie moja. Ale o mało nie zniszczyłam przez nią mojego szczęścia.