Od dzieciństwa wpaja się nam, iż prawdziwe szczęście jest możliwe tylko w małżeństwie, z żoną i dziećmi. Rodzina i przyjaciele ciągle mi przypominają, iż nadszedł czas, aby założyć rodzinę. Ale ja mam już 38 lat i nie mam najmniejszej ochoty komplikować sobie życia.
Moje spojrzenie na ten temat opiera się na osobistym doświadczeniu. Kiedyś, gdy miałem 20 lat, postanowiłem się ożenić. W tamtym czasie myślałem, iż to miłość mojego życia. Ja i Katarzyna gwałtownie wzięliśmy ślub, nie pytając o zgodę naszych rodziców. Zamieszkaliśmy razem, ale już po trzech miesiącach zrozumiałem, iż popełniłem błąd. Katarzyna ciągle na mnie naciskała – chciała, żebym więcej zarabiał, wynajął lepsze mieszkanie, a do tego nie podobali jej się moi przyjaciele.
Te trzy miesiące były dla mnie prawdziwym koszmarem. W końcu nie wytrzymałem i wdałem się w romans w pracy. Gdy moja żona się o tym dowiedziała, rozwiedliśmy się.
Po rozwodzie postanowiłem skupić się na karierze, zacząłem dobrze zarabiać i cieszyć się życiem. Czasami spotykałem interesujące kobiety, które chciały wyjść za mąż, ale patrząc na moich żonatych przyjaciół, coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, iż małżeństwo zmienia ludzi, czyni ich nudnymi i zamyka w rutynie codzienności oraz obowiązkach związanych z dziećmi.
Jeden z moich przyjaciół próbował mnie przekonać do zmiany zdania:
— A kto będzie przy tobie na starość? jeżeli zachorujesz, kto ci pomoże?
— Rozejrzyj się, – odpowiedziałem. – Wielu starszych ludzi ma dzieci, ale to nie przeszkadza im czuć się samotnymi. Ostatecznie i tak możesz zostać sam, ale przynajmniej przeżyjesz pełne i interesujące życie.
Jeśli kiedykolwiek zdecyduję się na małżeństwo, to prawdopodobnie nie wcześniej niż po pięćdziesiątce. Wybrałbym młodą kobietę ze wsi – byłaby dobrą gospodynią, nie kłóciłaby się i urodziła dziecko. Najważniejsze, żeby mnie szanowała i nie wymagała ode mnie ciągłej uwagi.
Co o tym sądzicie? Macie jakieś argumenty za małżeństwem?