Nasze piłkarki tworzące drużynę narodową – jak Ewa Pajor, Kinga Szemik czy Ewelina Kamczyk – są gwiazdami i grają w najlepszych klubach świata. Postanowiłam zobaczyć je na żywo i poczuć atmosferę meczu kobiecej piłki. Do tej przygody zaprosiłam także Mery Spolsky, Belę Komoszyńską i Martę Lech-Maciejewską, dla których był to pierwszy mecz w życiu.
„Czas na naszą historię”
Stadion Polsat Plus Arena w Gdańsku, nazywany domem reprezentacji, to miejsce, gdzie nasze piłkarki podejmują swoje rywalki. Tam też 3 czerwca odbył się ostatni mecz naszej reprezentacji w Lidze Narodów. Polki grały z Rumunią. To miał być ostatni sprawdzian przed Euro. Ten mecz był istotny także z innego powodu – tego dnia miał paść rekord frekwencji (finalnie na trybunach zasiadło 10 685 kibiców. I był to rzeczywiście rekord!). Przyjechałyśmy na stadion godzinę wcześniej, „uzbrojone” w biało-czerwone szaliki z hasłem: „Czas na naszą historię”. Najwyższy czas! Dziewczyny chcące grać w piłkę miały w Polsce (a tak naprawdę na całym świecie) naprawdę pod górkę i historyczny awans naszej obecnej reprezentacji jest nie tylko wielkim sportowym sukcesem, ale też wielką nadzieją na to, iż kobieca piłka nożna zajmie należne jej miejsce.
Cały stadion głośno skandował imię Ewy!
Kiedy weszłyśmy na trybuny, trwała rozgrzewka. Miałyśmy wiele radości, kiedy jedna przez drugą próbowałyśmy rozpoznać na boisku nasze piłkarki. Pierwsze, co nas uderzyło, to jednocześnie wielkie skupienie zawodniczek, ale też emanująca z nich euforia z tego, co robią. Trybuny gwałtownie się zapełniały, na pewno zauważalna była ogromna liczba dziewczynek, które przyszły kibicować swoim idolkom. Rozczulił mnie też starszy kibic, który dumnie nosił koszulkę z nazwiskiem Pajor na plecach! Kilka minut później piłkarki zniknęły w szatni, a za chwilę obie reprezentacje – Polski i Rumunii – wyszły na boisko.
Po chwili kapitanka naszej reprezentacji Ewa Pajor odebrała pamiątkową koszulkę z okazji swojego setnego występu w barwach reprezentacji Polski. Cały stadion wstał i głośno klaskał, skandując imię Ewy. Pierwszy gwizdek i zaczął się mecz. Nie jestem komentatorką sportową, nie potrafię profesjonalnie ocenić gry Polek. Chcę i potrafię za to opisać emocje, które towarzyszyły mi i moim towarzyszkom. Widziałyśmy wspaniałe piłkarki, które na boisku dają z siebie wszystko, walczą o każdą piłkę i akcję. Za każdym razem, gdy nasze zawodniczki umieszczały piłkę w bramce Rumunek – padły trzy gole, dające nam zwycięstwo – stadion szalał, a my razem z nim.
Idolki, które właśnie piszą historię
Wielką przyjemnością było także obserwować w akcji selekcjonerkę naszej reprezentacji Ninę Patalon. Nie wiem, jak ona to robi, ale jej charyzma, charakter i siła były odczuwalne choćby na trybunach. Na pewno jej osobowość to istotny i mocny punkt tej drużyny. Mecz był naprawdę wspaniały, zdarłyśmy gardła, skandując: „Polska Biało-Czerwone!”, a następnego dnia ręce bolały nas od machania szalikami.
Zawodniczki mimo zmęczenia po meczu rozdawały autografy, pozowały do zdjęć, rozmawiały ze swoimi fanami i fankami. Miałam nieodparte wrażenie, iż to sprawia euforia każdej ze stron. Dziewczynki, które marzą o piłkarskiej karierze, mają dowód, iż ich pragnienia mogą się spełnić. Mają idolki, które właśnie piszą historię kobiecej piłki nożnej.





