Jelonek i Kubiak bez tabu. O otwartych związkach i homofobii. "Bywa pułapką"

gazeta.pl 6 godzin temu
Jacek Jelonek i Oliwer Kubiak w szczerej rozmowie z Marcinem Wolniakiem na temat homofobii w Polsce, programów telewizyjnych z udziałem osób LGBTQ+, zmian w TVP, coming outach w show-biznesie i otwartych związkach.
Międzynarodowy Dzień Przeciw Homofobii, Transfobii i Bifobii został ustanowiony 17 maja 1990 roku, żeby upamiętnić fakt, iż Światowa Organizacja Zdrowia usunęła homoseksualność z Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób. Jacek Jelonek i Oliwer Kubiak poznali się na planie "Prince Charming", pierwszego w Polsce randkowego show z udziałem tylko i wyłącznie homoseksualnych mężczyzn. Od tego czasu są w związku. Jelonek był też pierwszym mężczyzną w parze jednopłciowej w polskiej edycji "Tańca z gwiazdami". Jak żyje im się w Polsce? Czy doświadczają homofobii na ulicach? Co myślą o adopcji dzieci przez pary LGBTQ+? I czy parady równości bardziej pomagają, czy szkodzą tęczowej społeczności? Zapraszamy na wywiad Plotka.


REKLAMA


Zobacz wideo Zwyciężczynie "Love Never Lies" planują ślub!


Czy w młodości doświadczaliście homofobii na polskich ulicach? Jak to wygląda teraz? Czy coś się w tej kwestii w Polsce zmieniło?
Oliwer Kubiak: Ja pochodzę z Gdańska, w młodzieńczych latach mieszkałem na obrzeżach miasta. Tam było dużo tak zwanych "dresiarzy", więc miałem poczucie w środku, aby nie ubierać się zbyt kolorowo, i nie zwracać na siebie uwagi. Miałem parę nieprzyjemnych sytuacji. Raz zostałem opluty w autobusie. Na przestrzeni lat było kilka przypadków homofobii. Nie było tak, iż codziennie bałem się wychodzić z domu, ale rzeczywiście takie sytuacje czasem się zdarzały. Odkąd mieszkam w Warszawie, nie zdarzyło mi się na ulicy doświadczyć homofobii. Wiem jednak, iż Warszawa to jest bańka, iż to nie jest mniejsza miejscowość, gdzie bardziej się zwraca uwagę na to, kto koło ciebie przechodzi.
Jacek Jelonek: Pochodzę z Mikołajek – to niewielka miejscowość, a mówimy o czasach, kiedy byłem dzieckiem, więc to już trochę temu. Wtedy słowo "p***ł" było niestety powszechnie używane jako obelga. Każdy, kto choć trochę odbiegał od tzw. normy – na przykład miał dłuższe włosy albo ubierał się inaczej niż większość chłopaków – od razu był tak nazywany. To był taki domyślny sposób wykluczania i zawstydzania. Dziś, mieszkając w Warszawie, mamy zupełnie inne doświadczenia. Chodzimy razem po mieście, często i w różnych miejscach, i naprawdę od dłuższego czasu nie spotkaliśmy się z otwartą homofobią. Może to kwestia wielkości miasta, jego różnorodności i anonimowości, ale mam wrażenie, iż przynajmniej na co dzień nie doświadczamy już tego typu reakcji. Czy to znaczy, iż homofobii w Polsce nie ma? Nie – ale są miejsca, w których widać realną zmianę na lepsze. I to daje nadzieję.


A trzymacie się za rękę, chodząc po ulicach?
Oliwer: Za rękę nie, ale przytulamy się, skradamy sobie całusa, jesteśmy blisko siebie. Nie unikamy takich gestów. Ale też warto zaznaczyć, iż my jednak mamy styl, który też nie rzuca się jakoś super w oczy, tak jak u niektórych osób, prawda? Jest wiele kolorowych osób queer. My na pewno trochę mniej przyciągamy ten wzrok niż inne osoby, które mogą tej homofobii bardziej doświadczać.


Jak myślicie – skąd w ogóle bierze się homofobia? Czego osoby heteroseksualne mogą się obawiać w kontakcie z osobami homoseksualnymi?
Jacek: Myślę, iż każda fobia rodzi się z braku zrozumienia. Kiedy czegoś nie znamy, albo nie rozumiemy, łatwo wpadamy w lęk – a z lęku prosto już do agresji, bo to najprostszy sposób, żeby stłumić coś, co w nas wzbudza niepokój.


Oliwer: Wydaje mi się, iż to jest kwestia jakiegoś lęku. Masz w sobie cząstkę, której sam boisz się w sobie odkryć, więc reagujesz. Zawsze reagujemy agresją czy niepewnością na to, co nieznane, prawda? Z czym boimy się skonfrontować. Uważam, iż to jest też po prostu jakieś ujście wewnętrznych frustracji. Poza tym przecież jest pełno badań, które pokazują jasno, iż w wielu przypadkach, im bardziej jesteś homofobem, tym bardziej faceci ci się podobają… Tylko nie potrafisz sobie z tym poradzić.
Jacek: Czasem to też kwestia środowiska, w którym się obracamy. choćby jeżeli ktoś jest w miarę otwarty i chciałby inaczej reagować, to będąc w grupie, w której regularnie padają wyzwiska czy żarty z osób LGBT+, często zaczyna się dostosowywać. Idzie za grupą, żeby nie zostać wykluczonym, żeby nikt nie pomyślał: "a może on też jest gejem?". I wtedy zaczyna się gra pozorów, taka zasłona dymna – żeby tylko nie wyróżniać się z tłumu. Ale duży wpływ ma też brak odpowiedniej edukacji – takiej, która uczy nie tylko biologii, ale też empatii, różnorodności, otwartości na innych. Szkoła w Polsce przez cały czas unika tematu orientacji psychoseksualnej czy tożsamości płciowej, jakby to było coś "niewygodnego". A to przecież część życia, część człowieka. No i niestety, przez ostatnie lata osoby LGBTQ+ były też wykorzystywane politycznie. Zamiast chronić obywateli – władza często wskazywała "wroga", żeby odwrócić uwagę od innych problemów. I padło właśnie na nas. Takie celowe podsycanie strachu i uprzedzeń zostawia ślad – szczególnie tam, gdzie nie ma przeciwwagi w postaci edukacji czy pozytywnych wzorców.


Oliwer, jesteś ekspertem show-biznesowym w "Dzień dobry TVN", czyli pracujesz dla stacji, która wydaje się być bardzo otwarta kulturowo na wielu płaszczyznach. Czy homofobia to jest kwestia, której w ogóle nie ma na korytarzach TVN-u?
Oliwer: Ja zostałem bardzo, bardzo miło i dobrze przyjęty w redakcji. Kwestia jest taka, iż przedstawiając się, nie pytasz się kogoś, czy jest gejem, czy nie. To ewentualnie potem przychodzi, o ile ktoś się chce tym podzielić. o ile chodzi o homofobię, w żadnym stopniu się z nią nie spotkałem. Wręcz przeciwnie, wszyscy są bardzo otwarci. To miejsce pełne kreatywnych, otwartych ludzi, gdzie choćby nie czuć cienia nieszczerości. Nie usłyszysz głupiego komentarza na korytarzu. Więc to naprawdę było bardzo, bardzo miłe zaskoczenie.
Jesteście osobami ze społeczności LGBTQ+, które realnie przyczyniły się do zmian w polskich mediach. Wzięliście udział w pierwszym polskim reality-show dla gejów – "Prince Charming", od którego zaczęła się wasza miłosna historia. Później był "Taniec z gwiazdami", w którym Jacek wystąpił w pierwszej jednopłciowej parze w historii programu. Jak z dzisiejszej perspektywy oceniacie otwartość polskiej telewizji na społeczność LGBTQ+?
Jacek: Wciąż mam poczucie, iż tej otwartości jest zdecydowanie za mało. Po "Prince Charming" naprawdę myślałem, iż to będzie początek nowego rozdziału – iż zaraz pojawi się druga edycja, może kolejne podobne programy. Ale tak się nie stało. I chociaż pewnie zaważyły na tym też względy produkcyjne, to widać, iż telewizje przez cały czas nie są gotowe w pełni otwierać się na różnorodność. Dlatego uważam, iż to, co zrobiła Grupa TVN, wypuszczając "Prince Charming" w 2021 roku, było czymś naprawdę przełomowym. To był pierwszy program tego typu w Polsce – odważny, szczery, z gejem jako głównym bohaterem, który szukał miłości wśród innych mężczyzn. TVN pokazał, iż można – iż osoby LGBTQ+ mają prawo do widoczności, do bycia sobą, do miłości, która nie jest chowana gdzieś "po cichu". I zrobili to w momencie, kiedy w kraju trwała polityczna nagonka na naszą społeczność. To wymagało odwagi – i za to ogromny szacunek. Z kolei w "Tańcu z gwiazdami" pokazaliśmy się zupełnie innej publiczności – tej bardziej konserwatywnej, z mniejszych miejscowości. I mimo wszystko spotkaliśmy się z ogromną życzliwością. Ludzie głosowali na nas nie dlatego, iż byliśmy "pierwszą parą jednopłciową", tylko dlatego, iż widzieli w nas coś prawdziwego. Myślę, iż to pokazuje, jak bardzo liczy się autentyczność i sposób, w jaki opowiadasz swoją historię. Ale też – jak bardzo ludzie są gotowi na zmianę, jeżeli tylko dostaną szansę, żeby ją poznać. Na platformach streamingowych, typu Netflix czy Player, te tematy się już pojawiają – chociażby w "Love Never Lies". Ale umówmy się: to wciąż nie to samo, co ogólnodostępna telewizja. TVP, Polsat, TVN – te stacje przez cały czas mają największy wpływ na świadomość społeczną.


Jacek, a jak obserwujesz to, co działo się – i dzieje – w TVP w ciągu ostatnich dwóch lat? Czy uważasz, iż te zmiany są widoczne i czy są korzystne dla społeczności LGBTQ+?
Jacek: To temat rzeka. Bo prawda jest taka, iż przez osiem lat osoby LGBTQ+ były tam pokazywane wyłącznie w negatywnym świetle – jako zagrożenie, jako "ideologia", której trzeba się bać. To było bardzo bolesne – i zostawiło ślad nie tylko w nas, ale też w całym społeczeństwie. Dlatego teraz TVP naprawdę stoi przed ogromnym wyzwaniem. jeżeli chce odbudować swoją pozycję i wiarygodność, to musi pokazać, iż jest gotowa być przestrzenią dla wszystkich obywateli, a nie tylko jednej grupy. To wymaga czasu, energii, pieniędzy – ale przede wszystkim odwagi. Uważam, iż warto im jeszcze dać chwilę, żeby te zmiany mogły się realnie zadziać. Bo odbudowa zaufania nie dzieje się z dnia na dzień. Ale jedno wiem na pewno: jeżeli TVP zdecyduje się w najbliższym czasie zrobić program, który otwarcie i pozytywnie pokazuje społeczność LGBTQ+ – to będzie ogromny krok. Symbolicznie i praktycznie. Bo to nie tylko zmiana narracji, ale też sygnał: "jesteście częścią tej wspólnoty, wasza historia też się liczy". Taki gest mógłby mieć naprawdę wielką moc – zwłaszcza dla młodych ludzi, którzy przez ostatnie lata słyszeli, iż "są jacyś gorsi". Widzimy już pierwsze oznaki zmian – są nowe twarze, nowy język, inne tematy. Ale jeszcze wiele przed nami. I mam nadzieję, iż media publiczne w końcu zaczną pełnić swoją prawdziwą rolę: łączyć, edukować, reprezentować. Bo potencjał jest ogromny.


Jako osoby działające w show-biznesie, często spotykacie dziennikarzy, aktorów czy piosenkarzy, którzy od lat nie decydują się na coming out. Czy waszym zdaniem takie postawy mogą – choćby nieświadomie – potęgować homofobię w Polsce?
Jacek: Myślę, iż to bardzo indywidualna sprawa. Każdy powinien mieć prawo decydować, kiedy i w jaki sposób chce mówić o swojej orientacji. Coming out to bardzo osobisty proces i często towarzyszy mu strach: o reakcję fanów, utratę kontraktów, opinię środowiska. Zwłaszcza w Polsce, gdzie osoby LGBTQ+ przez lata były przedstawiane w mediach w sposób negatywny, trudno się dziwić, iż wiele osób wciąż się waha. To nie zawsze jest kwestia braku odwagi – czasem to po prostu mechanizm obronny. Z drugiej strony, brak widocznych, otwarcie nieheteronormatywnych osób publicznych może niechcący podtrzymywać narrację, iż "lepiej się nie wychylać", iż to coś, co trzeba ukrywać. A to z kolei może wzmacniać homofobię – nie wprost, ale przez brak reprezentacji. Ludzie boją się tego, czego nie znają, więc jeżeli nie widzą nas w różnych rolach – nie tylko jako "temat kontrowersji", ale po prostu jako artystów, prowadzących, bohaterów filmów – to trudniej im nas zrozumieć. Dlatego każdy coming out osoby publicznej to coś więcej niż tylko gest osobisty. To sygnał dla innych, iż nie są sami. Że można być sobą i przez cały czas być lubianym, odnoszącym sukcesy, szanowanym. To zmienia rzeczywistość – powoli, ale skutecznie. I choć nie możemy tego wymagać od nikogo, to możemy podkreślać, jak wielką to ma moc.


Andrzej Piaseczny funkcjonował w taki sposób przez wiele i w końcu się odważył. Chyba wyszło mu to na dobre.
Jacek: Tak, Andrzej Piaseczny przez wiele lat funkcjonował w zamknięciu, a kiedy w końcu się odważył na coming out, to – mam wrażenie – wyszło mu to na dobre. I dla niego samego, i dla wielu ludzi, którzy mogli zobaczyć, iż naprawdę można być sobą i nie stracić na tym życia zawodowego ani szacunku innych. Ale to wciąż bardzo indywidualna decyzja. Nie powinniśmy wywierać presji na osoby publiczne, jeżeli nie są jeszcze gotowe. Każdy ma inne okoliczności, inne lęki, inną historię. Ja mogę jedynie powiedzieć z własnego doświadczenia, iż coming out jest ogromnie uwalniający. Zrzucasz z siebie ten ciężar ciągłego kontrolowania się, ukrywania, udawania kogoś, kim nie jesteś. A to udawanie – moim zdaniem – jest najtrudniejsze. To naprawdę wyczerpujące, stresujące, niewdzięczne. Bo żyjesz z wiecznym napięciem, iż ktoś cię "zdemaskuje", iż powiesz o jedno słowo za dużo, iż coś się wyda. A kiedy w końcu jesteś sobą – w stu procentach – to nagle zaczynasz oddychać pełną piersią. I dopiero wtedy zaczyna się prawdziwe życie.


Oliwer: Każdy może dojrzeć do tej decyzji samemu, ale też wydaje mi się, iż o ile chodzi o polski show-biznes, to pojawia się coraz więcej par jednopłciowych. Chociażby sportowców, którzy dokonują coming outów. To jest też fajne, iż po prostu widać, iż ludzie coraz bardziej przestają się bać. To jest super. I zamiast skupiać się na tych osobach, o których rzeczywiście wiemy, ale niekoniecznie chcą wyjść z szafy, to bardziej trzeba celebrować właśnie te osoby, które wyszły i mówią o tym głośno. Bo to jest jednak świetne wsparcie, iż te młode osoby LGBTQ+, mogą patrzeć i widzieć, iż po prostu będą mogły być sobą.


A czy parady równości zawsze są dobrym sposobem na łamanie barier i walkę z homofobią? Często pojawiają się głosy – choćby wśród osób LGBTQ+ – iż nie do końca identyfikują się z tym, co dzieje się na takich wydarzeniach.
Oliwer: My jesteśmy co roku na Paradzie Równości. Jesteśmy razem, celebrujemy naszą wspólnotę i wspieramy siebie nawzajem. W Polsce wielu ludzi dalej nie ma styczności z obrazem geja, lesbijki czy osoby niebinarnej, więc dla niektórych to może być kosmos i mogą się przerazić, widząc niektóre rzeczy. Ale też nie jestem za tym, aby tutaj komukolwiek nakazywać, jak musi zachowywać, bo każdy ma swoje sumienie i robi to, co chce. Jestem za paradami, i tak jak wspominałem, jesteśmy obecni co roku.
Jacek: Parady w różnych krajach naprawdę bardzo się od siebie różnią – i trudno porównywać Polskę do na przykład Hiszpanii czy Niemiec, gdzie prawa osób LGBT+ są ugruntowane, gdzie można wziąć ślub, adoptować dzieci, gdzie ludzie po prostu żyją swoim życiem i nikt nie robi z tego sensacji. Tam te parady są bardziej celebracją wolności niż walką o podstawowe prawa. Polska jest przez cały czas w zupełnie innym miejscu – mentalnie, społecznie i politycznie. Przez ostatnie osiem lat byliśmy świadkami politycznej nagonki na społeczność LGBT+ – osoby takie jak ja były przedstawiane jako zagrożenie, a nie jako sąsiad, brat, nauczyciel czy kolega z pracy. To zostawiło ślad. I dlatego musimy pamiętać, iż wiele osób w Polsce wciąż nie rozumie pewnych rzeczy – nie dlatego, iż są złe, tylko dlatego, iż nikt im tego nie wytłumaczył w sposób dla nich zrozumiały. I właśnie dlatego wierzę, iż do każdego trzeba znaleźć język, którym można się z nim porozumieć. Dla jednych to będzie barwna, radosna parada. Dla innych – spokojna rozmowa, film, książka, albo obecność pary jednopłciowej w "Tańcu z gwiazdami". Myślę, iż nie można nikogo na siłę uczyć tolerancji – trzeba mu pokazać ją w sposób, który go nie przestraszy, tylko otworzy. Dlatego nie wszystko musi być rewolucją. Czasami małe kroki robią więcej dobrego niż wielkie gesty. Wierzę w moc obecności, w oswajanie, w bycie "normalnym" gejem, lesbijką, osobą transpłciową – kimś, kto żyje obok, pracuje, kocha, ma swoje problemy i marzenia. I jeżeli ktoś zobaczy w nas po prostu człowieka, a nie "ideologię", to już jest początek zmiany.


Jesteście parą od kilku lat, wychowujecie razem psa, samojeda. Czy jeżeli byłaby taka możliwość, chcielibyście wychowywać też razem dziecko?
Oliwer: Rozmawialiśmy o tym wielokrotnie. W formach poważniejszej rozmowy i tak zupełnie na luzie. Kiedyś myślałem, iż chcę mieć dziecko, ale tak praktycznie myśląc, to jednak jest to bardziej skomplikowane, niż mi się wydawało.
Jacek: Myślę, iż to jeszcze nie jest ten etap, żeby myśleć o dziecku.
Oliwer: Obaj stwierdziliśmy, iż kiedy przyjdzie odpowiedni moment, już będziemy mieli nasz wymarzony dom, osiądziemy tam, gdzie chcemy osiąść, bo jednak dalej się odszukujemy zawodowo i też mieszkaniowo, więc myślę, iż kiedy przyjdzie ten odpowiedni moment, to czemu nie. Wtedy pewnie podejmiemy tę konwersację już bardziej na poważnie.


Jednym ze znaków naszych czasów – zwłaszcza wśród par LGBTQ+ – są otwarte związki, czyli relacje, w których obie osoby wyrażają zgodę na kontakty intymne z innymi, traktowane często jako forma rozrywki czy eksploracji. Jak wy się na to zapatrujecie?
Oliwer: Każdy związek jest inny. Każdy partner też oczekuje czegoś innego od swojego partnera. U nas jest tak, iż jest nam dobrze razem. Ani ja, ani Jacek tego nie potrzebujemy trzeciej osoby, otwartego związku, więc nie mamy. Jest wiele par, w których to działa i funkcjonuje. Nie lubię zaglądać innym do łóżka, albo mówić jak powinni żyć i w jaki sposób wszystko powinno funkcjonować. o ile coś dla kogoś działa, to super.
Jacek: Jakiś czas temu skomentowałem post pewnego psychologa, który żartobliwie przedstawiał otwarte związki jako świetną zabawę – mówił na przykład, iż najlepiej otwierać relację na wakacjach, bo wtedy "nikt nic nie wie" i można robić, co się chce. To interesująca perspektywa, ale rzeczywistość bywa bardziej złożona. Mamy znajomych, którzy funkcjonują w otwartych związkach – niektórzy od dawna, inni próbowali takiej formy i dziś są w relacjach monogamicznych. To pokazuje, iż wszystko zależy od konkretnych osób i ich wspólnych ustaleń. Wydaje mi się, iż w obecnej narracji bardzo często mówi się o otwieraniu związku w kontekście ekscytacji i wolności, a zdecydowanie rzadziej – o trudnościach, jakie mogą się z tym wiązać. A przecież otwarty związek to nie tylko "fun", ale też sporo wyzwań: emocjonalnych, komunikacyjnych, dotyczących granic i zaufania. Mam wrażenie, iż o tych aspektach mówi się za mało, a szkoda – bo decyzja o otwarciu relacji powinna być naprawdę dobrze przemyślana i oparta na wzajemnym szacunku.


Oliwer: Śmieszne jest to, iż wszyscy skupiają się na społeczności LGBTQ+, a słyszeliśmy dużo historii, a propos tego, iż wśród par heteroseksualnych to też jest coraz częściej spotykane. Jest coraz więcej otwartych związków, więc wydaje mi się, iż w ogóle, o ile chodzi o seksualność nas jako ludzi to wszystko po prostu ewoluuje, idzie do przodu. Nie tylko w tych społecznościach naszych, które są kojarzone głównie przez seksualność. Wszyscy bardziej wracamy do lat 70. Wiesz, flower people - ludzie mniej boją się otwarcie rozmawiać o tym, czego doświadczają w łóżku.
W kontekście coraz większej otwartości, również mentalnej, chciałbym zapytać o coś, co dziś robi furorę w mediach społecznościowych – czyli o platformy, na których pojawiają się odwązne, rozbierane zdjęcia. Czy odważylibyście się założyć własne konto? I czy taka decyzja nie kolidowałaby z waszym życiem zawodowym? Na przykład w przypadku Oliwera, który pracuje w telewizji?
Oliwer: choćby nie myślałem o tym, nie jestem typem osoby, która założyłaby takie konto. Przed Jackiem oczywiście się rozbieram, ale... Wiesz co, wydaje mi się, iż to jest taki one-way ticket. Gdy już zakładasz konto na takim portalu, to wiele osób może tego nie zrozumieć, a ty jednak musisz się z tym liczyć.


Jacek: Szczerze mówiąc – to choćby nie o to chodzi. Po prostu to zupełnie nie leży w mojej naturze. Ja się w takim formacie nie odnajduję i zwyczajnie nie czuję potrzeby dzielenia się sobą w ten sposób. Nie jestem typem ekshibicjonisty – i nie chodzi tylko o fizyczność, ale o cały styl bycia i podejście do prywatności. Mam wrażenie, iż takie konto może się wydawać fajne i kuszące, zwłaszcza na początku, ale z czasem bywa pułapką. Żeby utrzymać zainteresowanie, trzeba dawać z siebie coraz więcej – i łatwo wpaść w błędne koło. Znam osoby, które to robią – część świetnie się w tym odnajduje, ale inni mówią wprost, iż coraz trudniej się wyróżnić i utrzymać uwagę. Dla mnie to po prostu nie jest droga, która mnie pociąga – nie z lęku przed utratą pracy, ale dlatego, iż to nie jestem ja.
Ale pracowałeś w modelingu – to chyba jednak wymagało pewnego ekshibicjonizmu, prawda?
Jacek: Pewnie, w jakimś stopniu tak. Ale w modelingu nikt nie kazał mi nagrywać się pod prysznicem czy w intymnych sytuacjach. Nie biegałem bez spodenek z telefonem w ręce, nie dostawałem też wiadomości z pytaniami, co mam w spodniach. To była po prostu moja praca – rola modela polega na tym, żeby zaprezentować konkretną rzecz, ubranie, kampanię. Aplikacja, o której mówimy, to zupełnie inna przestrzeń. Może mieć łagodniejszą formę, ale bardzo często przechodzi w coś dużo bardziej dosłownego, momentami wręcz ekstremalnego. I wtedy już naprawdę pokazuje się… wszystko. Więc to jednak zupełnie inny rodzaj "pokazywania się", nieporównywalny z modelingiem.


Oliwer: Młodzi ludzie muszą też liczyć się z tym, iż za tym mogą iść konsekwencje, bo wiadomo, łatwo jest pójść na szybki zarobek. Kto nie chce zarabiać dużo pieniędzy? Tylko, żeby robić to oczywiście z głową, jak wszystko.
A jakie są wasze zawodowe marzenia i plany na najbliższy czas?
Jacek: w tej chwili pracujemy nad kolejną częścią naszego komiksu, która ukaże się już w czerwcu. To będzie dodatek, ale całkiem obszerny – mamy nadzieję, iż spodoba się czytelnikom. Poza tym tworzymy własny program, nad którym pracujemy już od jakiegoś czasu. To dla nas duży i bardzo ekscytujący projekt. A u mnie dzieje się jeszcze coś związanego z modą – to spora produkcja telewizyjna, ale na razie nie mogę zdradzić szczegółów. W każdym razie – dzieje się i mam nadzieję, iż już niedługo będę mógł powiedzieć więcej!


Oliwer: Ja korzystam z mojej pracy w "Dzień dobry TVN" i tego wszystkiego, co mogę po prostu wchłonąć. Będę teraz, jak najwięcej pracować. Może uda mi się zacząć już coś prowadzić. Trochę więcej materiałów. Więc widzę przed sobą szeroką ścieżkę rozwoju w "Dzień dobry TVN" za co jestem bardzo wdzięczny.
Idź do oryginalnego materiału