Wścieka się, iż jego była wychodzi za mąż. A ja jestem jego obecną żoną. Jak powinnam na to zareagować?
Czasem życie serwuje nam dramat, przed którym choćby najlepszy scenarzysta by uciekł. Mój mąż, Krzysztof, wrócił do domu z wykrzywioną twarzą, cisnął klucze na półkę i w milczeniu zaczął się rozbierać. To zupełnie do niego nie pasowało — przecież wracał od córki, a zwykle wtedy promieniał radością. Nie zdążyłam choćby zapytać, jak poszło spotkanie, gdy wybuchnął, jakby pękła w nim tama:
— Elżbieto, ty tego nie pojmujesz! Przyszedłem po Małgosię do przedszkola wcześniej, chciałem zrobić niespodziankę. Wchodzę, a ją za rękę prowadzi jakiś facet! Krew mi w żyłach zamarzła. Myślałem, iż to jakiś porywacz! Podbiegłem, zaczynam się tłumaczyć, a to… to nowy chłopak Oli!
Nazywam się Elżbieta i od dawna wiedziałam: jego była żona, Alicja, była raną, która nigdy nie zabliźniła się do końca. Żyjemy razem prawie sześć lat, mamy syna, Bartka. Ale Alicja cały czas była między nami — jak cień. Krzysztof do ostatniej chwili nie potrafił wybrać: raz leciał do niej na noc, gdy miała gorączkę, raz kupował kwiaty na urodziny „od Małgosi”, ale podpisywał je od siebie. A ile razy się kłóciliśmy, bo za bardzo ingerował w jej życie…
A teraz — ona wychodzi za mąż. W końcu. Powinno mu być wszystko jedno. Zamiast tego wścieka się, miota i wyrywa włosy z głowy.
— Wyobrażasz sobie, on mi oświadczył, iż to poważna relacja! Ślub, mówi, już niedługo. Ten Marek też po rozwodzie, ma syna, i sobie wymyślił, iż Ola będzie dla niego dobrą żoną i matką dla jego chłopca.
— No i co? Może będzie. Nie cieszysz się? — zapytałam cicho, choć ledwo powstrzymywałam uśmiech.
— Cieszę się? Ty serio? A jeżeli okaże się taki jak wszyscy? Ożeni się, a potem znajdzie inną? I Małgosia będzie to widzieć? Ona pozostało dzieckiem! — rzucał się po mieszkaniu.
Przyszła mi do głowy myśl: a może Marek jest o wiele lepszy niż Krzysztof? Spokojny, dojrzały, opiekuńczy. Zajrzałam na profil Alicji w mediach — zdjęcia z Markiem. Uśmiechy, rodzina, dzieci, grille na działce. Sprawdziłam jego konto — wszystko otwarte, przejrzyste: fotografie z synem, z pracy, z podróży. Żadnych dziewczyn w obcisłych sukienkach, żadnych dwuznacznych statusów. Zwykły, porządny facet.
Powiedziałam Krzysztofowi, iż źle się czuję i pójdę wcześniej spać. W rzeczywistości położyłam Bartka, a sama usiadłam w sypialni, zostawiając drzwi uchylone. Bo wiedziałam: zadzwoni do Alicji. I tak się stało.
— Alu, co to ma w ogóle znaczyć? To na poważnie? — usłyszałam jego głos z kuchni.
Cisza. Potem znowu Krzysztof:
— Nie chcę, żebyś miała męża… Pomyśl o mnie!
Zamarłam. On nie martwił się tylko o córkę. Był zazdrosny. Nie o mnie — o nią. O swoją byłą. O tę, którą porzucił dla „nowego życia”, ale nigdy tak naprawdę nie uwolnił.
Leżałam w łóżku, wpatrując się w sufit, i czułam, jak wszystko we mnie się rozpada. Ja jestem jego żoną. Matką jego syna. Tą, z którą żyje, planuje przyszłość, dzieli codzienność. A on dzwoni do innej kobiety, błaga, by nie wychodziła za mąż, bo… jemu jest przykro.
Powiesz: zazdrości — znaczy kocha? Ale kogo?
I teraz nie wiem, co robić. Udawać, iż nic nie słyszałam? A może zapytać wprost: kogo nosisz w sercu — mnie czy Alę? I kim adekwatnie dla ciebie jestem, skoro nie potrafisz puścić tej, która odeszła?
Krzysztof położył się obok, objął mnie, jakby nic się nie stało. A ja leżałam jak obca. Bo zrozumiałam — nie jestem u niego sama. choćby jeżeli fizycznie tak. W głębi… wciąż mieszka tam ktoś inny. I to nie ja.
Powiedzcie, to miłość? Czy strach przed utratą kontroli nad kobietą, którą zdradził? Dlaczego mężczyźni tak boleśnie przeżywają, gdy ich była znajduje szczęście? Dlaczego ich korci myśl, iż ktoś inny może stać się dla niej tym, kim oni nie potrafili?
I najważniejsze — jak z tym żyć tej, która teraz jest przy jego boku?…