Jedyna Miłość

newsempire24.com 3 dni temu

DZIENNIK: JUREK-JEDNODUCHY

Jurek co weekend majstrował przy swoim motocyklu w garażu pod blokiem. Otaczała go gromadka chłopców, którzy przysiadali na piętach obok „żelaznego rumaka” jak wróbelki, uważnie obserwując, jak gospodarz czyści silnik, dokręca śrubki albo poleruje niklowane części miękką szmatką.

— No, ale będzie szalał! — powtarzali chłopcy zachwyceni. — Jurku, a nas zabierzesz na przejażdżkę?

— Nie mogę was wozić, jeszcze jesteście za mali, a motocykl to poważna sprawa, to nie rower…

Chłopcy wzdychali, wtedy Jurek ustępował:

— No, może tylko kilka kółek po osiedlu…

„Wróbelki” cieszyły się, a potem uciekały na boisko, zabierając ze sobą piłkę. Jurek wracał do domu, mył się, a matka gderała:

— Kiedy w końcu znajdziesz dziewczynę? U Kowalskich już drugi syn się ożenił, a obaj są młodsi od ciebie. O czym ty w ogóle myślisz? To nie wiek, żeby tylko grzebać w garażu w tych żelastwach…

„Żelastwem” nazywała też stary samochód dziadka, który jej ojciec oddał Jurkowi, gdy chłopak wrócił z wojska. Jurek doprowadził auto do porządku, uruchomił je i przemalował, aż lśniło jak nowe.

— Mój „Maluch” teraz wygląda jak świeżo wyprodukowany. Włożyłem w niego tyle pracy, żeby dziadek się ucieszył. W takim stanie chętnie by go ktoś kupił. Ale teraz sam już nie chcę go sprzedawać, szkoda… — tłumaczył Jurek.

— Wszystko pięknie, ale już szósty rok minął, jak wróciłeś z wojska, a dziewczyny jak nie było, tak nie ma. Martwię się, iż zostaniesz ze swoim żelastwem, a szczęście jest w rodzinie, synku… — wzdychała Elżbieta.

— Gdzie ja niby znajdę dziewczynę? Na dyskoteki nie chodzę, bo nie lubię tańczyć, w kinie ciemno, nikogo nie widać — śmiał się Jurek.

— No właśnie, i o czym z tobą porządna dziewczyna będzie rozmawiać? — machnęła ręką matka. — To moje niedopatrzenie, przyznaję. Książek nie czytałeś nigdy więcej niż do szkoty wymagało, teatru w naszym mieście nie ma, a do muzeum cię nie zapędzisz. W głowie tylko samochody, motocykle i cała ta technika.

— Ale przecież w tym zawodzie pracuję, w warsztacie, mamo — odpowiadał Jurek. — Uwierz mi, moje ręce są potrzebne.

— Tak, tylko iż się nie domyjesz, mój złoty. Wszystkie ręczniki poplamione, już choćby ciemne wieszam, żeby nie było widać. I która dziewczyna będzie z tobą o samochodach gadać? — uśmiechnęła się matka.

— A taka, która pokocha — Jurek patrzył na swoje dłonie.

— Najpierw poszedłbyś do muzeum, żeby trochę podnieść swój poziom kulturalny, synu.

— I co tam będę robił? Sam? Nie ma mowy — stanowczo odmawiał.

— Dlaczego sam? Przecież twoja siostrzenica Kasia ma wakacje, zabierz ją. Twoja siostra będzie zadowolona — nalegała matka. — Przejdziecie się po mieście, zjecie lody w kawiarni, i już będzie kulturalna wyprawa.

— Więc to zwiad w sprawie panien? — zaśmiał się Jurek, domyślając się planu matki.

Minęło kilka dni i przy kolacji matka oznajmiła:

— Jutro sobota. Kasia do nas przyjdzie.

— No i? — nie zrozumiał Jurek. — Niech przyjdzie.

— Obiecałam jej, iż pójdziecie do muzeum — przypomniała matka. — Cieszy się i czeka. Przyjdzie wystrojona.

— Aaaa… — przypomniał sobie Jurek. — Więc jednak muzeum? No dobrze, pójdziemy, skoro obiecałaś.

Pogoda była piękna. Najpierw Jurek z dziesięcioletnią Kasią wstąpili do kawiarni na lody, a potem, już z obowiązku — do muzeum.

Kupili bilety, a kasjerka powiedziała:

— Śpieszcie się, grupa już się zebrała, wycieczka właśnie się zaczęła, dogonicie ich w pierwszej sali!

Jurek z siostrzenicą dołączyli do dużej grupy. Kasia przecisnęła się do przodu, żeby lepiej słyszeć przewodniczkę, a Jurek, przeciwnie, chował się za plecami innych, jakoś się wstydził.

Ale doskonale widział dziewczynę-przewodniczkę i starał się nie przegapić ani jednego jej słowa, bo gdy tylko ją zobaczył — drobną jak figurka porcelanowa, w białej sukience, z przezroczystymi koralikami i niebieskimi jak chabry oczami — oniemiał.

W grupie było sporo dzieci, więc przewodniczka często zwracała się do nich, zadając pytania i zagadki. Trzymała w ręku wskaźnik. Jej smukłe palce przypominały łapkę mądrego, magicznego ptaka, który obejmuje gałązkę.

Jurek nie mógł oderwać wzroku od tych niebieskich oczu i wąskiej talii, jakby był zaczarowany.

Gdy wycieczka dobiegła końca, dziewczyna pożegnała się z grupą i zniknęła w korytarzu muzeum. Jurek z Kasią wyszli na zewnątrz, gdzie od razu powitał ich żar — miasto rozgrzane słońcem.

— A tam było tak przyjemnie chłodno — westchnęła Kasia. — Tylko iż wstydziłam się pytać…

— Nic straconego, jeszcze tu wrócimy i wszystko dokładnie wyjaśnimy — uśmiechnął się Jurek, oglądając się na muzeum, żeby zapamiętać godziny otwarcia. — Może choćby jutro!

— Jutro? — zdziwiła się dziewczynka.

— No tak, po co zwlekać? Póki pytania świeże w pamięci — Jurek klepnął Kasię po ramieniu i w doskonałych humorach wrócili do domu.

Matka zdziwiła się, iż syn i siostrzenica znów wybierają się do muzeum, ale nic nie powiedziała. Następnego dnia Jurek od progu spAle już następnego ranka Jurek stał przed kasą muzeum i pytał nerwowo: “Czy ta przewodniczka z wczoraj, Ludmiła, dziś pracuje?” – na co kasjerka tylko pokręciła głową i uśmiechnęła się życzliwie, widząc jego rozczarowanie, ale on postanowił, iż będzie tu przychodził tak długo, aż znów ją spotka.

Idź do oryginalnego materiału