Personalizacja i naprawa ubrań to dziś coś więcej niż chwilowy trend - to manifest stylu i świadomego podejścia do mody. Postanowiłam sprawdzić, jak smakuje upcykling w praktyce, i… wciągnęło mnie po uszy. Z igłą w jednej, a nitką w drugiej ręce ruszyłam na kreatywny front. Ku mojemu zaskoczeniu, nie była to żadna walka, a czysta przyjemność.
REKLAMA
Zobacz wideo Wiktoria Trojan i Daniel Olender: By handlować ciuchami z lumpeksów, wystarczy zainwestować grosze
Jak działa upcykling odzieży? Dowiedziałam się tego na ciekawych warsztatach
Odpady tekstylne to coraz większy problem naszej planety. Według Europejskiej Agencji Środowiska rocznie wyrzucamy ich w Europie choćby kilka milionów ton. Część trafia na wysypiska, część do spalarni, a część... zalega w naszych szafach. W teorii ubrania "do oddania" powinny dostać drugą szansę, ale w praktyce często lądują w pierwszym lepszym kontenerze, nie zawsze tym adekwatnym. Wielu z nas wciąż nie wie, gdzie wyrzucać zniszczone tkaniny, jak je segregować, a już tym bardziej - jak je uratować.
Na warsztaty zabrałam więc swoją starą, nieco wypłowiałą kamizelkę jeansową. Trochę z obowiązku, trochę z ciekawości. "Może da się coś z niej jeszcze wycisnąć" - pomyślałam, szykując się na warsztaty z INTU Circularity (marką zajmującą się cyrkularną modą i kreatywną naprawą ubrań). Jeszcze nie wiedziałam, iż wieczorem zacznę mówić o niej per "moja mała reinkarnacja", choć wiem, brzmi trochę górnolotnie.
Warsztaty z INTU Fot. Archiwum prywatne
Jak się gwałtownie okazało, przerabianie ubrań brzmi super do momentu, gdy masz przewlec czerwoną nić przez dziurkę igły, która złośliwie nie chce współpracować. Nikt nie oczekiwał jednak cudów, bo każda z nas kiedyś zaczynała tę przygodę. Dowiedziałam się, iż haft nie musi być idealny, plama może zniknąć pod aplikacją, a dziura w kieszeni to świetny pretekst do przetestowania kontrastowej nici. Takich detali nie znajdziesz w sieciówkach. I choć mój pierwszy ścieg przypominał raczej linię życia na EKG, to byłam dumna, bo zrobiłam go po swojemu, nieperfekcyjnie, ale szczerze.
Warsztaty z INTU Fot. Archiwum prywatne
Czy warto przerabiać ubrania? Zdecydowanie tak
Wybrałam prosty biały haftowany kawałek materiału i czerwony kordonek. W końcu jestem bardziej team klasyka niż eksplozja koloru. Doszyłam go na starej naszywce, trochę z obawą, iż wszystko się rozpruje przy pierwszym praniu, ale... prezentuje się dobrze. A może choćby więcej niż dobrze, bo wygląda "mojo".
Z każdą minutą stawałam się coraz bardziej wciągnięta. Przyszyłam choćby czarną falbankę u dołu katany. I nagle okazało się, iż robienie czegoś samodzielnie ma sens - nie tylko ekologiczny, ale i emocjonalny. Przestałam się wstydzić, iż mam dwie lewe ręce, bo okazało się, iż one też potrafią operować igłą i zrobić coś z niczego.
Warsztaty z INTU Archiwum prywatne
Pod koniec warsztatu moja kamizelka zaczęła wyglądać naprawdę nieźle. Choć do ideału jej jeszcze daleko, to stała się wspomnieniem, doświadczeniem i śladem chwili. A ja? Zaskoczona sobą. Odkryłam, iż szycie wcale nie jest takie straszne. choćby powiedziałabym… przyjemne. Czy poleciłabym przerabianie ubrań innym? Zdecydowanie. To przeżycie, którego próżno szukać podczas przeglądania wieszaków z ciuchami.
Czy przerobiłaś kiedyś stare ubranie, zamiast kupować nowe? Zapraszamy do udziału w sondzie oraz do komentowania.
Dziękujemy za przeczytanie naszego artykułu.
Zachęcamy do zaobserwowania nas w Wiadomościach Google.