A skoro już mowa o tych, którzy plują na tych, dzięki którym zarobili pieniądze i zbudowali jakiś autorytet - James Cameron stwierdził ostatnio, iż "testosteron jest trucizną, którą trzeba powoli wyrzucać ze swojego organizmu".
Oczywiście testosteron absolutnie nie przeszkadzał mu gdy kręcił adresowany do mężczyzn gore horror klasy D Pirania II: Latający Zabójcy, za pomocą którego zarobił pieniądze na adresowanego do mężczyzn Terminatora, którym zbudował na tyle wysoką pozycję w Hollywood, iż powierzono mu reżyserowanie kontynuacji adresowanej do mężczyzn serii Obcy. Następnie pracował nad Otchłanią, gdzie pokazał się jako toksyczny, chorobliwy perfekcjonista, a plan zdjęciowy do tego filmu był według osób biorących udział w produkcji istną torturą i patologią. Potem był Terminator 2, również buzujący testosteronem i Prawdziwe Kłamstwa. Oba z męsko-męskim symbolem męskości, Arnoldem Schwarzeneggerem. Arnold z kolei na ekranie zabijał ludzi jakby to były karaluchy, poza planem jarał cygara, jeździł Hummerem, wstrzykiwał w dupsko sterydy aż uszami ciekło. I zrobił karierę dzięki obrzydzonemu (własną) męskością Cameronowi.
Dopiero w roku 1997, kiedy reżyser miał 43 lata, poziom testosteronu spadł mu na tyle, iż był w stanie stworzyć film bardziej uniwersalny, który wpisał się w kanon jako klasyczny wyciskacz babskich łez - Titanic.
|"Wielu rzeczy, które robiłem wcześniej, nie zrobiłbym - pod względem kariery i po prostu ryzyka, które podejmujesz jako dziki, zatruty testosteronem młody człowiek."|Nie ma nic złego w autorefleksji i rozumieniu własnych ograniczeń. Ludzie się starzeją, w pewnym wieku nie możemy już robić rzeczy, które bezrefleksyjnie zrobilibyśmy ledwie kilka lat wcześniej. Dopiero gdy James dobił sędziwego wieku lat 68 i testosteron w ogóle nie jest obecny w jego systemie, po zarobieniu miliardów dolarów, wyćpaniu co było do wyćpienia i wyruchaniu co było do zruchania, nagle uświadomił sobie: mężczyźni i ich hormony są toksyczni. Dziwnie zbiegło się to w czasie z momentem, w którym plucie na mężczyzn stało się modne. Nie tak modne jak kino akcji w latach 80-tych i 90-tych, ale jednak, trzeba być na czasie i charać na tych, którzy uczynili nazwisko Cameron multimilionową marką. I tak, kontekst czasowy jest w tej wypowiedzi bardzo istotny, bo reżyser nie rozlicza się wyłącznie sam ze sobą, ale wpisuje w szerszą narrację antymęską.
Ciężko jest nie zauważyć, iż mężczyźni zostali zmarginalizowani w kulturze masowej. w tej chwili najczęściej przedstawiani są jako ludzie źli, głupi, albo zwyczajnie niekompetentni. W ciągu 40 lat przeszliśmy od męstwa nieosiągalnego, którego uosobieniem był napompowany sterydami Schwarzenegger, do obrzydzenia męskością. Gorzką ironią jest, iż klamrą spinającą oba te trendy jest osoba Camerona, który najpierw zbudował jedną z najważniejszych ikon maskulinizmu, a potem - gdy osiągnął już wszystko - twierdzi, iż jego własny sukces był efektem "zatrucia testosteronem".
Jeśli mnie zapytacie - wolę być zatrutym testosteronem miliarderem niż pogubioną we własnym życiu chłopczynką, jaką chciałyby ze mnie zrobić współczesne media i pewien ruch na "fy".