«Jak żyć, gdy teściowa rozdziela majątek, a większość przypadła bratu męża?»

twojacena.pl 2 tygodni temu

Wczoraj teściowa zebrała całą rodzinę, żeby ogłosić, komu co przypadnie w udziale. Rozdysponowała majątek za życia, żeby – jak mówi – „potem nie było kłótni”. Tylko czy po takiej rozmowie spokój w rodzinie w ogóle jest możliwy?

Wiem, iż ktoś mógłby mnie ocenić, ale serce mi się kraje, kiedy patrzę na mojego męża. Wczoraj wieczorem jego matka, Janina Stanisławowska, zwołała rodzinne zebranie. Zjawiły się dzieci, wnuki, synowe. Wyglądało na zwykłą herbatkę z ciastem, aż tu nagle – bum! Postanowiła obwieścić… kto co odziedziczy po jej śmierci. Tak, na poważnie. Rozdała wszystko z góry.

Kiedy Janina Stanisławowska oznajmiła: „Mieszkanie w centrum Warszawy dostanie młodszy – Wojtek”, ręce mojego męża, Bartosza, drgnęły. A potem dodała: „Starszemu synowi, Bartoszowi, zostawiam domek letniskowy w Zakopanem. A jego żona, Kinga – czyli ja – dostanie rodzinne srebra i zastawę po babci. Reszcie rozdysponowałam coś tam – akcje, mikrofalówkę, stary zegar po dziadku”. Wszyscy przy stole wymienili się. spojrzeniami. Delikatnie mówiąc – byli w szoku. A ja poczułam, jak coś wewnątrz mnie się ścisnęło. Z niesprawiedliwości.

Gdy goście zaczęli się rozchodzić, Bartosz, mimo oszołomienia, podszedł do matki. Zapytał spokojnie, bez wyrzutu:
– Mamo, dlaczego tak to rozdzieliłaś? To twoje prawo, ale… można było inaczej. Wytłumacz mi.

I wtedy powiedziała. Okazało się, iż w młodości rodzice inwestowali głównie w Bartosza. Wierzyli, iż zostanie dyplomatą, będzie pracował za granicą. Pomogli mu urządzić wystawne wesele, zajmowali się wnukiem, gdy byliśmy młodzi. Więc, według niej, starszy syn już dostał swoją porcję wsparcia i troski.

A Wojtek? Młodszy zawsze był „tym drugim”. Nauka poszła w las, kariery nie zrobił, ożenił się z pierwszą lepszą. Teraz mieszka z żoną i dzieckiem u jej rodziców. On zajmuje się malcem, ona zarabia więcej. O własnym mieszkaniu choćby nie marzą, kredyt to dla nich abstrakcja. Janina Stanisławowska powiedziała: „Zawiniłam, bo go nie wspierałam. Niech chociaż będzie miał gdzie mieszkać”.

Tylko iż my z Bartoszem nigdy nie żyliśmy na garnuszku rodziców. Wzięliśmy kredyt, kupiliśmy mieszkanie, pracujemy. Staraliśmy się sami. A teraz wychodzi na to, iż zostaliśmy „nagrodzeni” za samodzielność?

Rozumiem, iż takie decyzje to czyjaś prywatna sprawa. Ale boli. Do żywego. Nie za siebie – za Bartosza. Milczy, nie narzeka, ale ja widzę, iż to go uraziło. I nie wiem, jak teraz mamy rozmawiać z Janiną Stanisławowską. Po takiej „loterii” nie mam ochoty choćby na zwykłą pogawędkę. Bo kiedy rodziców już nie będzie, zostaną tylko wspomnienia. A one mogą być ciepłe… albo gorzkie.

Idź do oryginalnego materiału