Jak żyć, gdy teściowa rozdaje majątek a brat męża dostaje więcej

polregion.pl 2 tygodni temu

Wczoraj teściowa zebrała całą rodzinę, aby ogłosić, komu co przypadnie w udziale.

Doskonale wiem, iż mogę zostać osądzona, ale serce mi się kraje, gdy patrzę na mojego męża. Wczoraj wieczorem jego matka — Janina Pawłowska — postanowiła urządzić rodzinne zebranie. Przyjechali wszyscy: dzieci, wnuki, synowe. Wydawało się, iż będzie zwykłe popołudnie przy herbacie. Ale nie. Zebrała nas, aby ogłosić… kto i co otrzyma po jej śmierci. Tak, dokładnie tak. Rozdzieliła majątek zawczasu, by, jak powiedziała, „później nie było kłótni”. Jednak po tej rozmowie pokój w rodzinie raczej nie przetrwa.

Gdy Janina Pawłowska oznajmiła: „Mieszkanie w centrum Warszawy dostanie mój młodszy syn, Tadeusz”, ręce mojego męża, Marka, niemal zadrżały. Potem dodała: „Starszemu, Markowi, pozostawiam domek letniskowy w Zakopanem. Alicja (czyli ja) otrzyma rodzinne biżuterie i zastawę po babci. Reszcie — kto akcje, kto mikrofalówkę, kto stary zegar po dziadku”. Wszyscy przy stole wymienili się spojrzeniami. Delikatnie mówiąc — byli zaskoczeni. A ja poczułam, jak w środku wszystko się ściska z powodu tej niesprawiedliwości.

Gdy goście zaczęli się rozchodzić, Marek, mimo zakłopotania, podszedł do matki. Zapytał spokojnie, bez wyrzutu:
— Mamo, dlaczego podjęłaś taką decyzję? Nie sprzeciwiam się, to twój wybór. Ale można było przecież inaczej. Wytłumacz mi — dlaczego?

I oto, co usłyszał. Okazało się, iż gdy był młody, rodzice inwestowali głównie w niego. Mieli nadzieję, iż zostanie prawnikiem, będzie żył i pracował za granicą. Dumę z niego mieli, pomogli zorganizować wystawne wesele. Wnukiem też się zajmowali, gdy byliśmy młodzi. W skrócie, według niej, starszy syn już dostał swoją część troski i wsparcia.

Za to Tadeusza, młodszego, zawsze nieco zaniedbywali. Raz praca, raz sprawy, raz starszy brat z problemami… I tak wyrósł na zagubionego. Studiów nie skończył, kariery sportowej nie zrobił, ożenił się z pierwszą lepszą. Teraz mieszka z żoną i dzieckiem u jej rodziców. On zajmuje się maluchem, ona pracuje i zarabia więcej. Na własne mieszkanie nie mają szans, kredyt to dla nich abstrakcja. Janina stwierdziła: „Jest słaby, bo go wcześniej nie wsparliśmy. Chcę, żeby miał przynajmniej ten dach nad głową”.

Ale tu właśnie leży problem — my z Markiem nie żyjemy na koszt rodziców. Wzięliśmy kredyt, kupiliśmy własne mieszkanie, pracujemy. Staraliśmy się sami. Dlaczego teraz wychodzi na to, iż zostaliśmy ukarani za własną zaradność?

Rozumiem, iż takie decyzje to sprawa osobista. Mimo wszystko, jest mi przykro. Do głębi duszy. Nie za siebie, ale za Marka. Milczy, nie narzeka, ale widzę, iż go to zabolało. Nie wiem też, jak teraz rozmawiać z Janiną Pawłowską. Po takim „podziale” choćby nie mam ochoty na kontakt. Bo gdy rodziców już nie będzie, pozostaną tylko wspomnienia. A one mogą być piękne… ale i gorzkie.

Morał jest taki: czasem dobre intencje pozostawiają po sobie bolesne ślady, a sprawiedliwość w oczach jednych bywa krzywdą dla drugich.

Idź do oryginalnego materiału