— Cóż to ma być?! — wybuchnęła z irytacją Kinga, stojąc na środku salonu.
Jej głos drżał ze złości. Rozejrzała się po pokoju, jakby szukając odpowiedzi wśród mebli lub ścian.
— Znowu?! Trzeci raz w tym miesiącu! Ile można?!
Na kanapie, rozciągnięty na poduszkach, siedział Marek. W jednej ręce trzymał telefon, w drugiej – pilot od telewizora. Powoli przeniósł wzrok na żonę, ale jego oczy pozostały obojętne, jak zawsze, gdy chodziło o jego matkę.
— Co “znowu”? — zapytał, mrużąc oczy. — Nie rób od razu scen. Dopiero co wróciłem, chcę odpocząć.
— Scen? — Kinga zrobiła krok do przodu, jej głos stał się wyższy. — Ty to nazywasz sceną? Pięć tysięcy złotych! Po prostu! Bez wyjaśnień, bez pytań! choćby nie spytałeś, na co je potrzebuje! Po prostu przelewasz!
Marek odłożył telefon, cicho wzdychając. Na jego twarzy malowało się raczej zmęczenie niż zdziwienie.
— No i co? To moja mama. Potrzebuje pomocy – pomogłem. O co chodzi?
Kinga podeszła bliżej, policzki jej pałały.
— Problem w tym, iż oszczędzamy na dom letniskowy! Uzgodniliśmy to! Każda złotówka – na nasz wspólny projekt! A ty co miesiąc wyrzucasz pieniądze w błoto! Raz leki, potem remont, teraz te “niespodziewane wydatki”! Może potrzebuje nowego telefona?
Marek znów westchnął, przecierając nasadę nosa.
— Jest starsza, Kinga. Trudno jej samodzielnie radzić. Czasem łatwiej pomóc, niż tłumaczyć.
— Starsza? Ma dopiero sześćdziesiąt pięć! Biega więcej niż ty! Teatr, kluby, wycieczki! A my? Mamy rezygnować z marzeń przez jej kaprysy?
— Kinga! — głos Marka po raz pierwszy zabrzmiał ostro. — Nie mów tak o mojej mamie. Ona mnie wychowała.
— Ciebie, Marku, nie mnie. I tak, jestem jej wdzięczna. Ale to nie znaczy, iż może ciągle żądać pieniędzy! Żyjemy z jednej pensji. Moje zlecenia są niestabilne. Przecież wiesz!
I wiedział. Po zamknięciu agencji reklamowej, gdzie Kinga pracowała jako dyrektor kreatywny, przeszła na freelancera. Praca była, ale dochody niepewne. Ich budżet był kruchy jak lód. Każda zbędna wydana złotówka – jak uderzenie młotkiem.
Marzyli o domku za miastem. Ta myśl towarzyszyła im od trzech lat – drewniany domek, taras opleciony różami, grill z przyjaciółmi, wieczory przy ognisku. Ale gdy tylko kwota zbliżała się do wymarzonej, zawsze coś się działo: remont u teściowej, leczenie zębów, nowe tapety… I znów byli w punkcie wyjścia.
— Wiesz co? Jestem zmęczona — cicho powiedziała Kinga, patrząc przez okno. — Zmęczona byciem na drugim planie. Zmęczona tym, iż oszczędzamy na sobie, a twoja mama żyje pełną garścią.
Marek podszedł, ale nie przytulił jej.
— Jest chora, Kinga. Potrzebuje wsparcia.
— Na co? Na kupowanie kolejnych rzeczy? Sprawdziłeś choć raz, na co idą te pieniądze? Lata nad morze, chodzi do restauracji, a my od dziesięciu lat nie byliśmy na wakacjach!
— Przestań — twardo powiedział Marek, choć ton znów stał się obojętny. — Nie chcę o tym rozmawiać.
— Oczywiście, iż nie! — Kinga odwróciła się gwałtownie. — Nie chcesz, gdy chodzi o twoją matkę. Dla ciebie to świętość, a ja jestem wredna, która jej życzy źle. Ale ja nie chcę źle! Chcę sprawiedliwości! I naszego domku!
Marek zamilkł. Jego ramiona się spięły, wzrok utkwił w podłodze. Kinga znała ten wyraz twarzy. Nie zamierzał dyskutować. Po prostu będzie milczał, jak zawsze. I za godzinę wyjdzie, udając, iż nic się nie stało.
— Dobra… — mruknął. — Idę spać.
I wyszedł, zostawiając ją samą w środku pokoju.
Kinga stała przy oknie, patrząc na ciemne niebo. Gwiazdy mrugały zimno i obojętnie. Wiedziała: dopóki Marek sam nie podejmie decyzji, nic się nie zmieni. Zbyt przywykł być synem, by stać się mężem. I zbyt kochał matkę, by usłyszeć żonę.
***
Poranek przyniósł nie tylko kawę i poranny jogging, ale też ciężką mgłę zmęczenia. Kinga wybiegła na zewnątrz, mając nadzieję, iż ruch oczyści jej głowę. Czasem biegała, by zapomnieć, innym razem – by zrozumieć. Dziś – to drugie.
Gdy wróciła, Marek już szykował się do pracy. Jego twarz była nieco złagodzona, ale nie do końca.
— Słuchaj, Kinga — zaczął, poprawiając krawat. — Porozmawiam z mamą. Obiecuję.
Kinga zatrzymała się, wpatrując się w niego.
— O czym dokładnie? O tym, by przestała wydawać nasze pieniądze? Wiesz, iż to bez sensu. Ona potrafi się usprawiedliwić lepiej niż polityk.
— Spróbuję — wciąż unikał jej wzroku. — Może tym razem to naprawdę coś ważnego. Po prostu nie spytałem.
— Jasne. Zawsze to coś ważnego. Zwłaszcza jeżeli chodzi o jej zachcianki — Kinga westchnęła, czując narastające znudzenie.
— Dobra, muszę lecieć. Pogadamy wieczorem — gwałtownie pocałował ją w czoło i wyszedł.
Kinga została sama. W mieszkaniu zawisła ciężka, duszna cisza.
***
Poznali się na imprezie u wspólnego znajomego. Wtedy wszystko było inaczej. Marek był czuły, pewny siebie, trochę romantyczny. Kinga pełna energii, pomysłów i wiary w miłość. Uzupełniali się jak dzień i noc.
Z Krystyną Stanisławową poznała się jeszcze przed ślubem. Kobieta okazała się stanowcza, ale inteligentna, z bystrym spojrzeniem i głosem, który potrafił przycisnąć samą intonacją.
— Mam nadzieję, iż uczynisz mojego syna szczęśliwym — powiedziała wtedy, uważającDopiero gdy Marek zobaczył, jak Krystyna Stanisławowa próbuje zawłaszczyć ich wymarzony domek, wreszcie zrozumiał, iż czas stanąć po stronie żony i wspólnej przyszłości.