**Dziennik Tomasza**
Dzisiaj postanowiłem w końcu znaleźć kobietę, która nie będzie mnie nic kosztować. Ale chyba przeliczyłem się w swoich oczekiwaniach…
Rozumie pan, próbowałem już tyle razy znaleźć kobietę w tych aplikacjach randkowych, ale to zabiera mnóstwo czasu i energii Trzeba do nich pisać, starać się je zainteresować, wkuwać głupie teksty z Machiny, udawać erudytę Gdyby dało się to wszystko pominąć, byłbym panu nieskończenie wdzięczny! powiedziałem. Można w ogóle sprawić, żeby to ona mnie wybrała, bez gadania, bez tych wszystkich wysiłków?
Można! wzruszyło ramionami stworzenie z szarego, gryzącego dymu. Dzisiaj spełniam życzenia. W końcu to pan mnie przywołał.
Dobrze. W takim razie dorzućmy jeszcze, iż nie zamierzam na nią wydawać ani grosza. Ani złotówki. Żadnych kaw w Starbucksie, żadnych drożdżówek na mój koszt, które i tak pewnie się nie zwrócą. Żebym nie musiał wkładać koszuli, wciągać brzucha, udawać kogoś lepszego Żeby od razu zabrała mnie do siebie. Da się?
Szara istota wyczarowała notatnik i długopis. Z miną kelnera skrupulatnie zapisała zamówienie i skinęła głową.
Mówię przecież wszystko, co pan zechce. Coś jeszcze?
No żeby niczego nie wymagała materialnie. Bo pan wie, nasze kobiety tylko czekają na iPhonea, diamenty, futra Ja wprawdzie nigdy nie dawałem, ale koledzy opowiadali. Tylko bezinteresowna miłość, żadnego wyrachowania, tak jak te Europejki czy Filipinki. Tam kobiety spokojnie pracują, a faceci siedzą w domu i nikt im słowa nie powie. U nas od razu: przydupasy. Bez tego, proszę.
Zrobione! westchnęło stworzenie. Ale pan, Tomaszu, dziwnie się ogranicza. Jakby nie demona wezwał, tylko agencję matrymonialną. Takich kobiet i bez magii jest pełno, a pan ma wyjątkowe możliwości. Dlaczego ich nie wykorzysta?
No dobrze. Żeby jeszcze była gospodarna! liczyłem na palcach. Sprzątała, gotowała pyszne obiady, żeby nie przyszło jej do głowy wymagać ode mnie jakiejś babskiej roboty to raz. Żeby nigdy nie marudziła, tylko zawsze była czuła i szczęśliwa na mój widok to dwa. I żeby nie chciała dzieci to trzy. Wszyscy wiedzą, iż dzieci to kobiece fanaberie. Mnie to nie interesuje. Chyba tyle.
Skromnie istota pokręciła głową. Nie powinienem doradzać, ale może doda pan coś o wyglądzie? Takie kobiety, jak pan opisał, znajdzie pan i bez magii. Tylko będą brzydkie i starsze. A panu chyba marzy się studentka?
Tak, studentka! podskoczyłem z radości, iż nie zapomniałem o najważniejszym. Wysoką, piękną, szczupłą, z delikatną jak brzoskwinia skórą. Ale przy tym dobrą, wrażliwą, z wielkim sercem. Bo współczesne dziewczyny to już nie to, co kiedyś
Oczywiście! odparło stworzenie. I przez chwilę wydało mi się, iż uśmiecha się złowrogo. Choć jak może się uśmiechać dym? Ale to nie miało znaczenia. niedługo spotkam tę jedyną. A raczej ona mnie znajdzie, zabierze do domu, i
Zamknąłem oczy, rozkoszując się wizją. A obudziłem się nagle w śniegu, na jakimś obskurnym śmietniku. Obok leżała osłonka od parówki i rybia ość. Bok bolał nie do zniesienia. Wszystko wokół wydawało się ogromne i obce. Tylko dźwięk kobiecego śmiechu, dzwoniący jak dzwoneczek po podwórku, wciąż brzmiał uroczo.
Natalia, patrz, jaki słodki kotek! Biedaczek, pewnie psy go pogryzły! Zabiorę go do domu! Będę się nim opiekować, głaskać, karmić!
Za dobra jesteś, Kasia! odpowiedział drugi, bardziej szorstki głos. Znalazła zwierzę i od razu do domu. A po co ci to? A jak zacznie wiosną darć ryja? Albo kotki chcieć robić
Nie zacznie, zawiozę go do weterynarza. Chodź tu, maluszku
Kobiece dłonie mocno przycisnęły mnie do piersi. Chciałem krzyczeć, ale z moich ust wydobywało się żałosne miauczenie






