Dzisiaj w moim dzienniku
Jak to zachorował? W jakim jest stanie? wykrzyknęła teściowa.
Śpi. Nic poważnego, lekka gorączka, zima się zaczęła.
To nie zwykła zima! To przez twoją pracę, przynosisz do domu zarazki z tej kasy! Ile razy mam ci powtarzać zmień pracę!
Katarzyna drzemała, gdy nagle usłyszała głośny dźwięk ktoś otworzył drzwi wejściowe! Przetarła oczy i spojrzała na budzik dopiero ósma rano!
Marcin, kochanie, to ty? zapytała zdziwiona, nasłuchując odgłosów w mieszkaniu.
Nie było odpowiedzi. Tylko szelast otwieranych drzwi łazienki i cisza.
Katarzyna narzuciła szlafrok i pobiegła boso.
Gdy otworzyła drzwi, zamarła.
Jej Marcin stał przed lustrem, wyciągając język i przyglądając mu się z przesadną uwagą.
Kasia, czy to prawda, iż jak ktoś jest chory, to ma biały język? zapytał.
Ty co, naprawdę źle się czujesz? ziewnęła.
Chyba tak westchnął, dotykając czoła. Potrzebuję termometru. Gdzie go mamy? Muszę się położyć. Z pracy mnie odesłali. Może trzeba wezwać lekarza?
Katarzyna podała termometr. 37,2. No tak, zima, Marcin się rozchorował. Lekarka przyszła po godzinie, wypisała zwolnienie.
Zadzwoniła do matki:
Mogłabyś odebrać Tadzia z przedszkola? Nie może wracać do domu Marcin jest chory.
Mama aż się ucieszyła uwielbiała wnuka, mieszkała sama, a Tadek był dla niej radością.
A co z Marcinem? Coś poważnego?
Nie, zwykłe przeziębienie. Lekarka była, przepisała leki, będzie odpoczywał.
A ty jak się czujesz? zaniepokoiła się.
Wszystko w porządku! Mam drugą zmianę w sklepie, poproszę teściową, żeby wieczorem zajrzała. No i tak cały tydzień. Dobrze, dziękuję, mamo.
Co teraz? Trzeba ugotować lekką zupę na kurczaku, ale najpierw biec do sklepu po marchewkę i ziemniaki, a potem do apteki.
W aptece kupiła, co trzeba. W południe obudziła męża.
Marcin, wstawaj, zjesz zupę potrząsnęła nim delikatnie.
Zaspany usiadł na łóżku.
Coś mi niedobrze Możesz przynieść zupę do łóżka? Nie dam rady iść do kuchni.
Naprawdę tak źle? Dobrze, przyniosę. Później zmierzysz temperaturę
Po zupie znów 37,2. Dała mu tabletki. Marcin odwrócił się do ściany i zasnął. Dzięki Bogu. Nie może teraz zachorować jemu płacą za zwolnienie, ale w jej sklepie to trudne. A w domu kredyty, nie może sobie pozwolić na chorobę.
Zadzwoniła do teściowej:
Ireno, Marcin jest chory. jeżeli możesz, zajrzyj do niego wieczorem. Wieczorami w sklepie jest tłok, nie będę mogła do niego dzwonić.
Jak to zachorował?! wykrzyknęła.
Śpi. Nic poważnego, tylko gorączka, zima
To nie zima! To przez twoją pracę! Ile razy mam ci mówić zmień to!
Ireno, ja jestem zdrowa! Sami mówiliście, iż Marcin w dzieciństwie często chorował. Mrozy przyszły, to nie moja wina
Przerwała rozmowę, by uniknąć dramatyzowania. Irena potrafiła z igły widły zrobić, pewnie za chwilę będzie na miejscu. Niech przyjdzie, Katarzyna i tak musi iść do pracy.
I rzeczywiście teściowa przybiegła z ziołami dla syna, bo na pewno pomogą. Wzdychała, przewracając oczami, gdy zmieniała mu koszulkę:
Jak możesz pozwolić, żeby leżał w przepoconej? Jeszcze bardziej się rozchoruje!
Ireno, spał, co miałam zrobić?
Katarzyna poszła do pracy. Po kilku godzinach poczuła osłabienie. No i po niej. Ale nie może się przyznać, musi wytrzymać do końca zmiany. Wieczorem zmierzyła temperaturę wyższą niż Marcin. Chciała się poskarżyć, ale on był zajęty sobą.
Jakoś mnie trzęsie i boli. Mama dała mi herbatę z malinami, trochę pomogło, ale teraz znowu gorzej. Co wziąć?
Wiesz, mnie też coś bierze
No to weź coś mruknął, znów wpatrując się w język. Ciągle biały.
Nie może zachorować. I nie ma się przed kim żalić: mama zaraz by dzwoniła co pięć minut z radami, teściowa by ją obwiniała, a mąż i tak żyje w swoim świecie.
Postanowiła żadnych skarg, po cichu brać leki i pracować. Kredyty same się nie spłacą.
Cały tydzień Marcin rozkoszował się swoją ciężką chorobą, jakby nikt na świecie nie cierpiał bardziej choćby gdy termometr pokazywał 37, jęczał, iż umiera.
Teściowa przychodziła codziennie z ziołami. Katarzyna starała się jej unikać sama wyglądała marnie.
Mąż niczego nie zauważał spał, gapił się w telewizor albo telefon. Wracając do domu, mierzyła temperaturę. Dopiero czwartego dnia była w normie.
Osłabienie zostało, ale jakoś przetrwała. Marcin leżał znacznie dłużej, wymagając ciągłej opieki jedzenie do łóżka, zmierzenie temperatury, podanie picia.
Teściowa twierdziła, iż w dzieciństwie często chorował, ale w pięcioletnim małżeństwie to pierwszy raz i było to nie do zniesienia!
Najmniejsza niedyspozycja była dla niego dramatem.
W końcu wrócił do zdrowia. Tadka przyprowadzono do domu. Jutro Marcin idzie do pracy.
Wieczorem przy herbacie opowiadał:
W dzieciństwie jakoś łatwiej się chorowało, a teraz to był koszmar, choćby nie wiesz!
Czym się tak męczyłeś? Zwykłe przeziębienie.
No tak, mówisz, bo byłaś zdrowa!
A byłam! Też to przechodziłam, tylko nie zauważyłeś.
Marcin nieufnie na nią spojrzał, po czym uśmiechnął się chytrze:
Żartujesz, co? No dobra, chodźmy spać.
Katarzyna westchnęła tak, nie zauważył
No trudno.
Jak w tym dowcipie kobieta, która rodziła, może tylko *mniej więcej* zrozumieć, co czuje mężczyzna z temperaturą 37













