„Czy zamierzasz na zawsze zostać darmozjadem?” – jak teściowa doprowadziła synową do łez
Czasami cudza prawda może być jak najostrzejszy nóż wbity w plecy właśnie wtedy, gdy jesteś o krok od spokoju. Tak stało się z moją przyjaciółką Kingą, która odważyła się odejść z nienawistnej pracy, mając nadzieję, iż wreszcie trochę pożyje dla siebie. Zamiast wsparcia od rodziny męża – dostała tylko osąd, pretensje i etykietę leniwej, która przylgnęła jak smoła.
Kinga pracowała w rejestracji przychodni w Poznaniu. Niskie wynagrodzenie, krzyki pacjentów, brak światła i powietrza – wracała do domu wykończona, jakby przejechała ją walec. Jej mąż, Marek, od dawna mówił, iż nie chce widzieć żony w takim stanie. Sam pracował na stanowisku kierowniczym w firmie transportowej we Wrocławiu, utrzymywał dom, spłacał kredyty i marzył o wakacjach.
Gdy Kinga w końcu postanowiła zrezygnować, Marek tylko ją przytulił i powiedział: „Potrzebuję cię żywej i szczęśliwej, a nie na skraju wyczerpania”. Umówili się, iż odpocznie, przemyśli, co chce robić, a potem może znajdzie coś dla siebie. Nikt nie planował latami wylegiwać się w szlafroku przed telewizorem. Po prostu chciała złapać oddech.
Ale w tę sielankę jak grom wpadła teściowa. Bożena Nowak, kobieta o donośnym głosie i wyostrzonym poczuciu sprawiedliwości, dowiedziawszy się, iż synowa „siedzi w domu”, urządziła awanturę już w progu.
– Co, planujesz karierę kanapowca? – rzuciła zjadliwie przy pierwszej okazji. – Mój syn cię utrzymuje, wszystkiego ci dostarcza, a ty choćby do żłobka jako niania nie pójdziesz? Albo na kasę? Chcesz do końca życia być ciężarem?
Kinga tej nocy nie wytrzymała – płakała wniebogłosy. Marek próbował ją pocieszyć, gładził po włosach, zapewniał, iż wszystko w porządku. Ale… matce nie powiedział ani słowa. Nie stanął po stronie żony. A ona czekała. I to milczenie zabolało ją bardziej niż cokolwiek innego.
Bożena nie dała za wygraną. Kilka dni później zadzwoniła do znajomej w sieci sklepów i próbowała załatwić Kingę na kasę – bez jej wiedzy. Potem przesłała adres i termin rozmowy. A gdy Kinga spytała, skąd te nagłe inicjatywy, tylko prychnęła: – Dość siedzenia. Dom to nie praca.
Kinga starała się wyjaśnić, iż nie próżnuje – zajmuje się domem, przegląda oferty, tylko nie chce wpaść w nową rutynę, która ją zabija. Ale teściowa nie słuchała. Miała swoją prawdę: kobieta bez pensji to darmozjad.
I wielu się z tym zgadza. Mówią: „Przecież teściowa ma rację”. Kinga rzeczywiście zwolniła się, nie mając nowej pracy. Marek utrzymuje ich sam. Nie ma żadnej poduszki finansowej. Gdyby coś się stało – zostanie z niczym.
Ale rodzi się pytanie: dlaczego obca kobieta – choćby jeżeli to matka męża – wtrąca się w rodzinę, w której nikt jej o to nie prosi? Gdzie mąż jest zadowolony, dzieci szczęśliwe, a decyzja była wspólna?
Dlaczego Marek milczy? Dlaczego nie powie wprost: „Mamo, dość. To nasz dom i nas to satysfakcjonuje”?
Kinga zaczyna już myśleć, iż może faktycznie źle zrobiła, odchodząc? Może trzeba było trwać, byle tylko nie słyszeć takich słów? A może stała się po prostu łatwym celem dla teściowej, która szuka sposobu, by udowodnić swoją wartość, skoro nikt inny tego nie uznaje?
Ale prawda jest taka, iż kobieta nie musi udowadniać swojej przydatności. Ani obrączką, ani paskiem wynagrodzenia. Liczy się, by jej wybór szanowali ci, którzy są blisko. I by ukochany mężczyzna potrafiał być nie tylko cichym pocieszeniem, ale też głosem w jej obronie.
Bo czasem milczenie boli bardziej niż każda tyrada.
(Takie to już życie – łatwiej oceniać, niż zrozumieć.)