Pasywny biznes, który przynosi co miesiąc dochody bez żadnego wysiłku, to marzenie każdego z nas. Czy to w ogóle możliwe?
Co tu zrobić, żeby się nie narobić, a zarobić? Dochód pasywny to czerpanie zysków z czegoś, co nie wymaga od nas aktywnej, regularnej pracy. Może być sposobem na zarabianie albo na budowanie zapasu oszczędności czy zabezpieczeniem na emeryturę. Na hasło „dochód pasywny” pierwszym, co nam przychodzi do głowy, jest prawdopodobnie wynajem nieruchomości. Albo dywidenda z akcji jakiejś firmy. Ale czy są inne sposoby na osiągniecie dochodu pasywnego? Czy są pomysły biznesowe, które pozwalają na zyski bez dużego nakładu pracy?
Inwestor mile widziany
Właściciele marki Veni Vidi od lat są związani z branżą optyczną. Postanowili jednak, iż ich salony optyczne będą różnić się od tych, które działają na rynku. W jaki sposób? – Przede wszystkim zapewniamy klientom kompleksową opiekę i pod tym kątem solidnie szkolimy obsługę sklepów – podkreśla Przemysław Bolek, współwłaściciel marki Veni Vidi. – W naszych salonach badania przeprowadzają okuliści lub optometryści z ukończonymi specjalistycznymi studiami, a nie osoby po kursach. Mamy też bardzo szeroką ofertę produktową. Przy czym nie sięgamy po marki modowe, jak Gucci czy Prada. Skupiamy się na specjalistycznych markach zajmujących się wyłącznie produkcją oprawek. Są do produkty z górnej półki, ponieważ pozycjonujemy nasze sklepy jako salony premium.
Pierwszy salon Veni Vidi powstał w 2022 roku w Tarnowie. Dziś działa też jedna placówka franczyzowa, w Mielcu. – Od początku założyliśmy, iż kolejne salony chcemy otwierać we franczyzie – mówi Przemysław Bolek.
Franczyza marki Veni Vidi przeznaczona jest zarówno dla osób, które mają doświadczenie w branży i chcą osobiście prowadzić salony, jak i dla tych, którzy chcą być wyłącznie inwestorami. W tym drugim przypadku to centrala bierze na siebie całkowite zarządzanie placówką. – Możemy zająć się uruchomieniem biznesu już od etapu znalezienia i przygotowania lokalu – informuje Przemysław Bolek.
W modelu inwestorskim franczyzodawca rekrutuje też zespół pracowników i na bieżąco pilnuje biznesu. Zarządza nim pod względem kadrowym, finansowym, marketingowym, pilnuje dostaw i rozliczeń. Franczyzobiorca co miesiąc natomiast otrzymuje raport z działalności salonu. – W tym właśnie modelu prowadzimy nasz pierwszy salon franczyzowy – dodaje Przemysław Bolek.
Strategia rozwojowa
Franczyzobiorca Veni Vidi, który zdecyduje się na model inwestorski, w każdej chwili może poprosić o interesujące go informacje i dane, może też mieć pełny dostęp do wszystkich systemów. – To dobre rozwiązanie dla osób, które mają już np. inne biznesy lub po prostu nie chcą się angażować osobiście w prowadzenie salonu – dodaje Przemysław Bolek. – Tę ofertę kierujemy także do zagranicznych inwestorów, np. z Ukrainy, którzy mają odpowiednie fundusze i szukają pomysłu na inwestycję.
Marka Veni Vidi nastawia się na rozwój w miastach liczących od 60 tys. mieszkańców. – Największe miasta są też najtrudniejszymi rynkami, ze względu na dużą konkurencję i roszczeniowość klientów – uważa Przemysław Bolek. – Natomiast jest wiele miast w przedziale 60-100 tys. mieszkańców, w których może i jest dużo salonów optycznych, ale nie z półki premium. A klienci szukają takiej właśnie oferty.
Strategia rozwoju marki zakłada, iż minimalna odległość między salonami powinna wynosić 50 km. Na miasto stutysięczne wystarczy jeden salon.
Na salon optyczny potrzebny jest lokal o powierzchni ok. 100 mkw. Powinien być utrzymany w standardzie określonym przez sieć, czyli np. musi się w nim znaleźć gablota w kształcie okularów czy wielkie skrzydła z okularów przeciwsłonecznych, ułożone na ścianie z okularów przeciwsłonecznych, zaprojektowane specjalnie dla Veni Vidi. Koszt inwestycji to, według danych franczyzodawcy, 400-500 tys. zł. Na meble należy przeznaczyć ok. 100 tys. zł, podobną kwotę na niezbędny sprzęt, natomiast zatowarowanie to wydatek rzędu 200-300 tys. zł. Można skorzystać z leasingu, co obniży koszty inwestycji na wejściu. Jednorazowa opłata za przystąpienie do sieci wynosi 35 tys. zł netto.
Próg rentowności
Przygotowanie salonu do otwarcia trwa mniej więcej trzy miesiące. W tym czasie franczyzodawca organizuje też szkolenia dla franczyzobiorcy i jego pracowników. o ile franczyzobiorca decyduje się samemu nadzorować prace, otrzymuje od centrali spis potrzebnych w salonie sprzętów i rekomendowanych dostawców, choć nie musi z tych rekomendacji korzystać. Centrala pomaga także skompletować pierwsze zatowarowanie, dobierając marki i produkty do lokalnego rynku.
– Przed otwarciem przygotowujemy też każdy rynek do pojawienia się naszego salonu – informuje Przemysław Bolek. – Prowadzimy kampanie marketingowe, aby zaistnieć w świadomości klientów.
Centrala prowadzi stronę internetową marki, Instagram i Tik Tok. Natomiast lokalnie prowadzone są profile na Facebooku.
Miesięczna opłata na rzecz centrali we franczyzie Veni Vidi wynosi 5 proc. od obrotu, po przekroczeniu 50 tys. zł tegoż obrotu. Poniżej tego progu opłata wynosi 2 tys. zł. – Ale obrót miesięczny na poziomie poniżej 50 tys. zł oznacza, iż salon jest nierentowny – zaznacza Przemysław Bolek.
Jak twierdzi franczyzodawca, salon powinien zacząć na siebie zarabiać po trzech miesiącach działalności. Zwrotu z inwestycji należy się spodziewać mniej więcej po dwóch latach.
W nazwie Veni Vidi brakuje (znanego z powiedzenia Juliusza Cezara) trzeciego członu: Vici. – Chcemy stworzyć fundację, która będzie pomagała zwierzętom i będzie się nazywała właśnie Vici – zdradza Przemysław Bolek. – Będzie utrzymywana z opłat franczyzowych.
Zwierzęta to jeszcze jeden wyróżnik marki. Do wszystkich salonów klienci będę mogli przyjść z psami. A w tych już działających można na co dzień zastać psy, należące do ich właścicieli.
Biznes, który zrobi się sam
Ewa Kupczyk od 2012 roku jest przedsiębiorcą. Najpierw prowadziła firmę zajmującą się robieniem badań społecznych, później założyła biuro rachunkowe, które prowadzi do dziś. – Szukałam kolejnego pomysłu, kolejnego biznesu, który byłby dodatkowym źródłem dochodu, ale też takiego, który w zasadzie robiłby się sam – nie ukrywa Ewa Kupczyk. – I wtedy, adekwatnie sam, pojawił się Fit+. Poznałam Marcina Dobrowolskiego, który akurat wprowadzał markę na polski rynek. Opowiadał, czym się zajmuje, i wzbudził moje zainteresowanie. Później spotkaliśmy się już na płaszczyźnie biznesowej.
Marka Fit+ rozwija sieć w pełni zautomatyzowanych i bezobsługowych siłowni. W całej Europie ma ok. 250 klubów), w Polsce na koniec tego roku chce ich mieć 15-20. – To jest typowo pasywny biznes. Zapisy do klubu realizowane są przez stronę internetową lub aplikację. Członek klubu musi dodać do aplikacji swoją kartę kredytową, bo w ten sposób będą pobierane płatności za abonament. Do siłowni wchodzi się, skanując aplikację. jeżeli członkostwo jest nieopłacone, to system nie wpuści nas do środka – wyjaśnia Marcin Dobrowolski, prezes East Fitness Company, spółki odpowiedzialnej za rozwój sieci Fit+ w Polsce.
W środku też wszystko jest zautomatyzowane: oświetlenie, sprzęt, klimatyzacja itd. Wszystko jest monitorowane. Sprzątaniem zajmuje się firma zewnętrzna.
– adekwatnie wszelkie sprawy można załatwić mailowo. Czasem klienci chcą zawiesić albo zmienić abonament. W razie ewentualnej usterki sprzętu wystarczy napisać do ekipy serwisowej, która sama wejdzie do siłowni i dokona naprawy – mówi Marcin Dobrowolski. – Ale mamy sprzęty bardzo dobrej jakości, które pracują w siłowniach mających po kilka tysięcy członków. W Polsce zwykle w klubach ćwiczy po kilkaset osób, więc urządzenia nie są eksploatowane na miarę swoich możliwości. jeżeli właściciel chce, może bywać w siłowni, ale naprawdę wystarczy raz czy dwa razy w miesiącu. Teraz wyręczamy też naszych franczyzobiorców choćby w marketingu. Prowadzimy go przez dziewięć miesięcy: trzy miesiące przed otwarciem i pół roku po.
Pięć minut dziennie
Ewa Kupczyk wypytała o szczegóły, rozpisała biznesplan i zdecydowała, iż chce wejść w ten koncept. Wiosną 2023 roku podpisała umowę franczyzową i zaczęła szukać lokalu. Poszukiwania trwały kilka miesięcy, ale w końcu się udało. – Niestety, nie dopatrzyłam, iż lokal jest objęty ochroną konserwatora zabytków i na początku były pewne trudności – nie ukrywa franczyzobiorczyni Fit+. – Np. z podłączeniem internetu, co w naszych siłowniach jest absolutnie konieczne. Ale się udało i w październiku 2023 roku otworzyliśmy klub.
Siłownia Ewy Kupczyk mieści się w Kole. Taka lokalizacja jest zgodna ze strategią sieci, która chce się rozwijać w miastach liczących maksymalnie 25-30 tys. mieszkańców. – Na takich rynkach nie ma konkurencji dużych sieciówek, mniejsze jest więc ryzyko niepowodzenia biznesu. Poza tym chcemy dopingować mieszkańców małych miast do treningu – mówi Ewa Kupczyk.
W chwili otwarcia do jej klubu – dzięki wcześniejszej reklamie – zapisanych było kilkanaście osób. Dziś siłownia ma ok. 150 członków. Średnio więc przybywało po 20 osób miesięcznie. Ale franczyzobiorczyni zastrzega, iż bywają różne miesiące, np. grudzień był praktycznie martwy, za to po 1 stycznia członków zaczęło przybywać lawinowo. – Prowadzę przez cały czas biuro rachunkowe, wiem, co się dzieje na rynku. Zwykle potrzeba 2-3 lat na rozkręcenie firmy. A moja siłownia zaczęła zarabiać już po pół roku – podkreśla Ewa Kupczyk. – Do tego nie muszę martwić się o pracowników.
Ale czy to rzeczywiście jest biznes, który robi się sam? – Zdecydowanie – mówi Ewa Kupczyk. – Najbardziej czasochłonny jest etap przygotowywania inwestycji. Później już staje się biznesem pasywnym. Teraz poświęcam mu średnio pięć minut dziennie. Pojawiam się dodatkowo na promocjach, dniach otwartych czy spotkaniach z przyszłymi klientami. Uważam, iż siłownia może być dla kogoś biznesem zarówno dodatkowym, jak i głównym, bo można się z niej utrzymać, kiedy już się rozkręci. Ja mam w głowie myśl o otwarciu kolejnego klubu, jak tylko ten rozwinie się na tyle, iż będzie można odłożyć z zysków.
Inwestycja w siłownie Fit+ to koszt rzędu 125 tys. euro netto, obejmujący wszelkie opłaty oraz wyposażenie. Franczyzobiorca musi dysponować własnymi środkami w wysokości minimum 150 tys. zł, resztę można skredytować lub wyleasingować. Dodatkowo partnerzy muszą pokryć koszty przystosowania lokalu. Miesięczne opłaty franczyzowe to 5 proc. o od obrotu.
– Jedna siłownia, po roku czy dwóch działalności, może generować 20-50 tys. zł czystego zysku. jeżeli mamy trzy siłownie, to mówimy już o zyskach rzędu 60-150 tys. zł miesięcznie – zapewnia Marcin Dobrowolski. – Dla naszych franczyzobiorców siłownie są na razie dodatkowym źródłem zysków, ale myślą o tym, aby otwierać kolejne i w miarę ich rozwoju zrezygnować ze swoich dotychczasowych głównych biznesów i czerpać z klubów pasywny dochód.
Konopie z automatu
Produkty z konopi siewnej, zawierającej do 0,34 proc. THC, są w Polsce legalne od kilku lat. W sklepach można kupić susz, artykuły spożywcze z zwartością konopi, kosmetyki, sprzęt do waporyzacji itd. I nie tylko w sklepach. Marka Trawomat od 2020 roku ustawia na terenie Polski automaty vendingowe z produktami konopnymi. W tej chwili jest ich około stu. – Ale można u nas kupić też automaty z przeznaczeniem do sprzedaży innych produktów – informuje Marcel Kwiatkowski, dyrektor operacyjny Trawomat na Polskę.
Automaty vendingowe dają możliwość sprzedaży różnego asortymentu. Najpopularniejszy to oczywiście napoje i drobne artykuły spożywcze, przekąski. Ale w automatach sprzedaje się też akcesoria telefoniczne, e-papierosy, choćby kwiaty czy znicze. – Sporo automatów stoi np. na samoobsługowych myjniach samochodowych, są w nich dostępne środki czystości, ściereczki – dodaje Marcel Kwiatkowski. – Teraz sprzedajemy maszyny jednej z instytucji kościelnych. W sumie sprzedaliśmy ok. 500 automatów. W większości jednak z przeznaczeniem do dystrybucji produktów z konopi.
Jak zauważa nasz rozmówca, jeżeli automaty sprzedają łatwo psujące się produkty, to wymagają częstszej obsługi. Trzeba sprawdzać daty ważności, wymieniać asortyment, czyścić maszyny. Ale o ile wstawimy do maszyny produkty z długim terminem przydatności, takie, które się nie zepsują, to nie napracujemy się dużo, a możemy liczyć na zyski. Tak jest właśnie w przypadku produktów konopnych, na których, co warto dodać, jest wysoka marża. – Jako firma mamy wiele kontaktów handlowych z Włochami. A tam produkty konopne były sprzedawane głównie za pośrednictwem vendingu – mówi Marcel Kwiatkowski. – Jak tylko dowiedzieliśmy się, iż Polska też legalizuje konopie siewne, postanowiliśmy przetestować maszyny na naszym rynku. Okazało się, iż to dobry pomysł.
Vending zamiast sklepu
Jaka jest przewaga vendingu nad stacjonarnym sklepem? Inwestycja w sklep i jego utrzymanie są po prostu dużo droższe. Choć z drugiej strony, przychody z automatu będą niższe niż ze sklepu. – Dlatego w vendingu liczy się efekt skali i dobra lokalizacja – podkreśla Marcel Kwiatkowski. Dobra, czyli o dużym natężeniu ruchu pieszego, przy ruchliwych ulicach, w okolicach dyskotek, w imprezowych częściach miast. Ale atrakcyjne są też lokalizacje wakacyjno-turystyczne, w pasie nadmorskim czy w górach. W tych ostatnich miejscach można potraktować ten biznes typowo sezonowo i wydzierżawić automat. – W tym roku mamy 80 takich sezonowych lokalizacji – mówi Marcel Kwiatkowski. – Jednak automaty przeznaczone na wynajem bardzo gwałtownie się rozchodzą. Zwykle w maju już nie są dostępne. jeżeli więc ktoś chciałby otworzyć taki biznes w przyszłym sezonie, to musi odpowiednio wcześniej to zaplanować.
Każdy właściciel (czy dzierżawca) automatu może wstawić do niego dowolnie dobrany asortyment. Trawomat we własnych maszynach sprzedaje głównie susz konopny. Inni operatorzy sprzedają również kosmetyki, akcesoria (bletki-bibułki do suszu, zapalniczki), czasem żywność konopna, shoty. Zwykle automat pomieści między 500 a 700 produktów. Firma udostępnia osobom, kupującym czy dzierżawiącym od niej maszyny, kontakty do hurtowni, z których mogą skorzystać.
Większość automatów vendingowych firma sprowadza z Włoch. – Są też chińskie, może tańsze, ale często trzeba do nich samemu napisać oprogramowanie – dodaje Marcel Kwiatkowski. – W naszych wszystko jest w pakiecie, są proste w obsłudze, jest łatwy dostęp do części zamiennych.
Każdy automat może zostać przystosowany do potrzeb klienta. Można w nim zamontować czytnik kart, wrzutnik monet, czytnik banknotów. – My rekomendujemy czytnik kart, bo dzięki temu biznes jest bardziej bezobsługowy. Nie trzeba wyjmować gotówki, dbać o to, aby w automacie były drobne do wydawania – radzi Marcel Kwiatkowski.
Automaty różnią się wielkością i pojemnością. Standardowy ma podstawę metr na metr oraz 2,1 m wysokości. – Takie też są najbardziej optymalne – uważa Marcel Kwiatkowski. – W przypadku większych trudniej znaleźć odpowiednie miejsce, aby je ustawić. Z kolei mniejsze są lżejsze, łatwiej je przewrócić.
Maszyny do zarabiania?
Według firmy, większość automatów vendingowych nie wymaga praktycznie żadnej obsługi. Dzięki podglądowi online i monitoringowi można sprawdzić każdy zakup. Oczywiście, trzeba uzupełniać produkty. Ale i w tym zakresie można zdalnie śledzić stan zatowarowania i np. ustawić sobie alerty SMS-owe, z informacją, gdy czegoś zaczyna brakować. – Większość właścicieli uzupełnia zatowarowanie co dwa tygodnie lub choćby raz w miesiącu – informuje Marcel Kwiatkowski.
Nie trzeba żadnych zezwoleń, aby sprzedawać produkty konopne. jeżeli chcemy wydzierżawić automat, to miesięczny czynsz wynosi od 680 zł. Koszt zakupu nowej maszyny to od 23 tys. zł, plus dodatkowe koszty montażu systemów płatności (np. nowy czytnik kart kosztuje ok. 1,8 tys. zł). Za używany automat zapłacimy ok. 12 tys. zł.
Koszt zatowarowania maszyny to 3-10 tys. zł, w zależności od wybranych produktów i poziomu zapełnienia automatu. – W nowej lokalizacji zwykle mamy zatowarowanie na poziomie 30 proc., aby sprawdzić, co się dobrze sprzedaje – mówi Marcel Kwiatkowski.
Według niego, miesięczny koszt utrzymania maszyny to 100-150 zł, plus ewentualny czynsz najmu powierzchni. Zużycie prądu jest niewielkie, rzędu 30-40 zł na miesiąc. Zyski zależą od lokalizacji. – My zakładamy miesięczny przychód na poziomie od 2 tys. zł, ale są lokalizacje, w których sięga on choćby 23 tys. zł – podkreśla dyrektor operacyjny Trawomat.
I dodaje, iż jeżeli jakaś lokalizacja przez trzy miesiące nie przynosi oczekiwanych przychodów, to najlepiej ją zmienić. o ile kwartał nie wystarczył na rozkręcenie biznesu w danym miejscu, to nie ma co oczekiwać, iż później będzie lepiej. – Większość osób na start kupuje 1-2 maszyny, a później dokupuje kolejne – informuje Marcel Kwiatkowski. – jeżeli chcielibyśmy traktować vending jako nasze główne źródło dochodu, to zakładając sprzedaż produktów konopnych, potrzebowalibyśmy 10-20 automatów. Mamy operatorów, dla których jest to główny biznes. Ale też takich, którzy mieli akurat własną, ciekawą lokalizację i postawili tam automat, aby mieć z niego dodatkowe pieniądze.
Nowoczesny salon fryzjerski
Koncept Haircut Express chce swoim franczyzobiorcom jak najbardziej ułatwić i usprawnić zarządzanie biznesem. Ta międzynarodowa sieć salonów fryzjerskich swój pierwszy salon własny otworzyła w 2014 roku (działa do tej pory). Dzisiaj ma ich 150 w pięciu krajach, z czego 35 w Polsce (w tym 10 franczyzowych). Koncept ma własny model prowadzenia salonu fryzjerskiego. Po pierwsze, klienci nie muszą umawiać się wcześniej na wizyty. Mogą przyjść w dowolnym dniu i o dowolnej porze. Franczyzodawca zapewnia, iż nie powoduje to wcale długich kolejek, bo liczba fryzjerów w salonach jest dostosowana do poziomu zainteresowania klientów. Rzadko trzeba czekać dłużej niż 10-15 minut. – Dzięki temu nie trzeba zatrudniać dodatkowego pracownika – administratora – podkreśla Andrii Kostiuk, odpowiedzialny za rozwój systemu franczyzowego Haircut Express w Polsce. – Salony oszczędzają też 25-30 proc., które musiałyby zapłacić pośrednikowi, gdyby klienci robili przez niego rezerwacje. Z naszym systemem CRM nie jesteśmy zależni od pośredników. Mocno stawiamy na technologię. W salonach są samoobsługowe terminale, pozwalające klientom na płatności gotówką lub kartą. Wirtualny administrator odnotowuje też, który fryzjer wykonywał usługę.
Dodatkowo salony są monitorowane. Franczyzodawca zapewnia, iż wszystkim można zarządzać zdalnie. – Trzeba czasami spotkać się z pracownikami, ale sądzę, iż takie spotkanie raz w miesiącu wystarczy. Oczywiście, zdarzają się sytuacje wyjątkowe, np. odejście pracownika i konieczność zatrudnienia nowego, ale to nie dzieje się często – zapewnia Andrii Kostiuk.
Kilka dni w miesiącu
Co więc należy do obowiązków franczyzobiorcy Haircut Express? Po pierwsze, na etapie przygotowań, musi znaleźć lokal, w którym otworzy salon. Pomaga mu w tym centrala. Trzeba też poświęcić czas na przygotowanie placówki do otwarcia, co zajmuje średnio 1,5-2 miesiące. Franczyzobiorca powinien zatrudnić personel, komunikować się z zespołem, przez cały czas trwania umowy zajmować się rozliczaniem pensji, ewidencją urlopów. Powinien prowadzić lokalny marketing (ogólnopolskim zajmuje się centrala), pilnować poziomu jakości usług, rozliczać podatki (może korzystać z usług zewnętrznej księgowej), pilnować stanu zatowarowania. Według naszego rozmówcy, na początku zarządzaniu salonem franczyzobiorca musi poświęcić jakieś 7-8 dni w miesiącu, po kilka godzin dziennie. – Po roku, gdy nabierze wprawy, wystarczą już 2-3 dni w miesiącu – zapewnia Andrii Kostiuk.
– Co istotne, jeżeli prowadzimy kilka salonów, wcale nie wymaga to od nas poświęcenia większej ilości czasu w zarządzanie. Wręcz przeciwnie, pozwala to na większą optymalizację, bo np. możemy przesuwać pracowników z jednego salonu do drugiego, w miarę potrzeby.
Dlatego franczyzobiorcy Haircut Express zwykle mają więcej niż jeden salon.
Dla kogo jest franczyza Haircut Express? – Naszym docelowym partnerem jest przedsiębiorca, który szuka możliwości rozwoju, którego obecny biznes ogranicza albo zabiera mu zbyt dużo czasu – wyjaśnia Andrii Kostiuk. – Wśród naszych franczyzobiorców najwięcej jest przedsiębiorców z doświadczeniem w biznesie, choć niekoniecznie w branży beauty. Są też top menedżerowie z dużych firm, specjaliści z branży IT.
Franczyzodawca mówi, iż najchętniej stawia na kandydatów doświadczonych biznesowo. Ale pracownicy korporacji, którzy chcą założyć własny biznes, także są mile widziani. – Wśród partnerów mamy również osoby, które traktują naszą franczyzę jako drugi, dodatkowy biznes, zapewniający im dywersyfikację dochodów – dodaje Andrii Kostiuk. – Uważam, iż nasza franczyza jest dużo wygodniejszym rozwiązaniem niż np. inwestowanie w nieruchomości. Zapewnia zdecydowanie szybszą stopę zwrotu, bo zwrot z inwestycji następuje średnio po 12-18 miesiącach prowadzenia działalności. Mamy franczyzobiorców, którzy prowadzą choćby po 10 salonów. I takich, którzy na początku traktowali Haircut Express jako biznes dodatkowy, a teraz jest to dla nich już główna działalność.
Fajnie jest mieć źródło dochodu pasywnego, ale trzeba pamiętać o jednym. Czy to na mieszkanie, czy na akcje, czy na otwarcie siłowni, które później taki dochód nam przyniosą, musimy mieć środki. Czyli najpierw jednak trzeba trochę popracować i zgromadzić oszczędności, aby później móc zainwestować w coś, co pozwoli nam osiągnąć finansową wolność.