Jak Rockefeller zasponsorował „rewolucję seksualną”. „Inwestycja”, która stworzyła kryzys dzietności.
Filip Adamus https://pch24.pl/jak-rockefeller-zasponsorowal-rewolucje-seksualna-inwestycja-ktora-stworzyla-kryzys-dzietnosci/

Uwagi o kryzysie demograficznym nie należą do rzadkości. Co i rusz można przeczytać o zmartwieniu, jaki rodzi ten problem, malujący na horyzoncie perspektywę gospodarczej stagnacji, nieciągłości instytucji i wyludnienia. „Eksperci” chwytają się za głowy. Rządy uchwalają kolejne programy ekonomicznego wsparcia rodzin – bez zauważalnego skutku. Wciąż bowiem upadek dzietności traktuje się w oderwaniu od jego przyczyn. A przecież… od dekad najbardziej wpływowe ośrodki grzmią o „zagrożeniu przeludnieniem” i potrzebie „kontroli urodzeń”. W parze z tą retoryką poszły realne działania wielkiego kapitału. „Demograficzna zima” to w dużej mierze zaplanowana inwestycja, skonstruowana metodami tak faktów dokonanych, jak i medialnej propagandy. Jej najskuteczniejszym narzędziem okazał się program rewolucji seksualnej. Nie bez powodu na publikacje, które legły u podstaw rewolucji seksualnej, łożyli najbardziej wpływowi z amerykańskich „plutokratów”…
Pod skrzydłami Rockefellera
To Alfred Kinsey – samozwańczy „badacz seksualności” odpowiedzialny za wydanie głośnych prac z lat 40- tych i 5o -tych, zasłynął jako centralna figura „rewolucji obyczajowej: Jego wpływ, manipulacje i zbrodnie omawialiśmy już w osobnym artykule.
Pytanie, czy tytuł ojca upadku obyczajów należy mu się sprawiedliwie. Choć bowiem to na wybrakowane i stronnicze „dane” Kinseya powołują się zwolennicy wyzwolonej seksualności – to równie istotną rolę w promocji erotycznej emancypacji zdaje się odgrywać ktoś jeszcze. Chodzi o bogacza, który badania Kinseya nie tylko sfinansował, ale także zapewnił im wydawniczy sukces. Wreszcie zaś – roztoczył nad pseudo-naukowcem swoisty płaszcz ochronny, ignorując doniesienia o jego błędach i rażących zaniedbaniach warsztatu… Słowem, John Davison Rockefeller.
Nie brak poszlak potwierdzających, iż recepcję na niespotykaną skalę oraz bezprecedensowy sukces księgarski Kinsey zawdzięczał powiązaniom i świadomej kampanii marketingowej swojego chlebodawcy. „Ogromne zainteresowanie opinii publicznej pierwsza książką Kinseya podobno zaskoczyło autorów i wydawcę. To jednak budzi wątpliwości, zważywszy na ogromny wysiłek włożony w jej promocję, wliczając starania mediów powiązanych z Rockefellerem, aby robić ogromny szum wokół książki i jej kulturowo destrukcyjnego przekazu. Kinsey oraz jego sponsorzy wprawili w ruch szeroko zakrojoną kampanię reklamową. Poza reklamami w prasie niespotykanie wielką liczbę darmowych egzemplarzy rozdano w całym kraju, przede wszystkim kierując je do przedstawicieli zawodów medycznych”, wspominała dr Judith Reisman, ekspert do spraw działalności Alfreda Kinseya. Wiedzą na temat jego zbrodni profesor nauk społecznych służyła choćby amerykańskim instytucjom federalnym.
„Allen Wallis, były przewodniczący American Statistical Association, wspomina: Tak, ta książka była promowana na ogromną skalę, a oni przybierali świętoszkowatą minę, mówiąc: my w ogóle jej nie promujemy, to tyko opinia publiczna jest w naturalny sposób zainteresowana tematem”, dodała.
Zdaniem ekspertów, Kinsey spotykał się z dziennikarzami, by omawiać warunki pisania o jego badaniach, gdy się już ukażą, na długo przed publikacją przełomowych „raportów”. Już 2 lutego 1946 roku przedstawiciele dziennika „Harper” skarżyli się Fundacji Rockefellera, iż na liście mediów dysponujących opracowaniem „naukowców” znajduje się już mnóstwo innych tytułów… A to wszystko na rok przed tym, jak ujrzały światło dzienne pierwsze spośród raportów finansowanych przez syna twórcy Standard Oil. Kinsey ustalić miał choćby z dziennikarzami odwiedzającymi jego ośrodek w Bloomington, iż żaden artykuł nie zostanie opublikowany przed listopadem 1947 roku. Zdaniem katolickiego pisarza i wykładowcy Erica Michaela Jonesa, zagwarantował również sobie i zespołowi wgląd w publikacje.
Do rozgłosu wokół premiery prac mających zadać cios tradycyjnej moralności seksualnej przyczyniło się zatem usieciowienie Fundacji Rockefellera w świecie mediów. To zaplecze zbudowano jeszcze w latach wojennych, kiedy John Davison Rockefeller III spotykał się z dziennikarzami, tworząc lobby naciskające na przystąpienie USA do II wojny światowej. Nawiasem mówiąc, jednocześnie sam sprzedawał Hitlerowi strategiczne zasoby ropy niezbędne do prowadzenia konfliktu. Tak zadzierzgnięte powiązania z ludźmi mediów oznaczały dostęp Fundacji do wpływowych postaci w czołowych amerykańskich redakcjach. Koneksje skwapliwie wykorzystano w kampanii przeciwko obyczajom.
Inwestycja w kryzys demograficzny
Te zakrojone na szeroką skalę działania marketingowe – zgoła nietypowe jak na promocję naukowej literatury – odbyły się mimo metodologicznych braków, nieścisłości i zbrodni, jakich podczas badań dopuścił się zespół Kinseya. Sami pracownicy Fundacji Rockefellera donosili przełożonym w zachowanych raportach o niedociągnięciach i… nieszczególnym przejęciu Kinseya faktem, iż jego praca odbiega od wymagań warsztatu uczonego. Nic z tego nie sprawiło jednak, by wsparcie dla przedsięwzięcia wstrzymano… Dlaczego te wątpliwości „uszły uwadze” Johna Davisona Rockefellera, a jego znajomości i fundusze tak szerokim strumieniem płynęły do dewianta skrywającego się pod maską bezstronnego naukowca?
Odpowiedź na to pytanie podsuwa szersze przyjrzenie się zaangażowaniu miliardera w projekty eugeniki i seksualnej emancypacji. Samemu Kinseyowi przekazał on na przestrzeni lat aż 400 tysięcy dolarów. Nie szczędził również pieniędzy dla założycielki Planned Parenthood Margaret Sanger, propagującej aborcję i antykoncepcję. Fortuna JDR posłużyła też do rozpropagowania reformy prawnej w ramach projektu model penal code. Zakładał on m.in. wykreślenie z prawodawstwa ustaw strzegących małżeństwa i obyczajności. Z kasy Rockefellera finansowano również wystąpienia na katolickim Uniwersytecie Notre Dame pseudo-duszpasterzy, promujących liberalizację podejścia Kościoła katolickiego do ograniczania płodności.
Rockefeller nie tylko angażował swoje środki w przedsięwzięcie „seksualnej emancypacji”. Osobiście widział się z Pawłem VI na prywatnej audiencji, przekonując, by Ojciec Święty zaakceptował antykoncepcję. To samo przesłanie amerykański bogacz powtarzał w liście, jaki zaadresował do papieża. Namawiał tam, by zamiast potępiać używanie antykoncepcji, pozostawić tę sprawę indywidualnej ocenie wiernych. „Nie ma dziś większego problemu stojącego przed ludzkością” niż „zbyt duża” dzietność – alarmował John David Rockefeller III.
Wzmianka o tym antynatalistycznym lobbingu znalazła się w encyklice Humanae Vitae. Już u samego początku dokumentu przeczytać możemy taką uwagę: „wielu ludzi wyraża obawę, ażeby ludność świata nie powiększała się szybciej, aniżeli pozwalają na to stojące do dyspozycji zasoby, i żeby z tego powodu nie zwiększyły się trudności wielu rodzin i narodów, będących na drodze rozwoju”. Mimo to ostatecznie do akceptacji sztucznej antykoncepcji Paweł VI nie dał się przekonać.
Libido Dominandi
To gorące zaangażowanie amerykańskiego miliardera w promocję antykoncepcji i seksualny liberalizm wyjaśnia, zdaniem katolickiego pisarza i wykładowcy Erica Michaela Jonesa, chęć zatrzymania przyrostu naturalnego w obawie przed utratą uprzywilejowanego położenia.
„John D. Rockefeller III poświęcił swoje życie sprawie eugenicznej kontroli populacji i administrował środkami rodziny oraz własnymi przez Population Council z dokładnością mikromenadżera przez 40 lat”, zaznaczył pisarz w obszernej książce „Libido Dominandi”.
Sednem tego przedsięwzięcia – jak widać skutecznie fundującego kryzys demograficzny – była w przekonaniu autora „etniczna wojna” z wrogami starej, protestanckiej z rodowodu a liberalnej pod względem poglądów, elity finansowej USA. W drugiej połowie XX wieku „plutokracja”, jak określał ją Jones, zdawała sobie sprawę, iż stoi u progu zmian społecznych, które powiedzą jej dominacji: „sprawdzam”. „Rozumieli, iż w demokracji władza polityczna to funkcja siły demograficznej – czystych liczb – a włączywszy się w antykoncepcyjny i eugeniczny ruch rozumieli, iż byli po straconej stronie równania”, diagnozował Jones.
Zdaniem pisarza, to amerykańscy katolicy zagrażali pozycji właścicieli fortun. To właśnie ta, z reguły dystansowana w życiu politycznym grupa stała za urodzeniowym boomem w powojennych Stanach Zjednoczonych, a wskaźniki urodzeń już dekady wcześniej wychylały się na jej korzyść. W przeciwieństwie do ludności protestanckiej i liberalnej klasy wyższej – wierni Kościoła mieli wiele dzieci, omijając niemoralne sposoby „kontroli urodzeń”. Pewna dominacja demograficzna katolików w kolejnych dekadach musiała oznaczać awans społeczny rodzin nie powiązanych ze starą elitą – konkurencję dla utwierdzonych już fortun.
Wyzwolenie „od pasa w dół”
W opinii Jonesa, światło na cele sponsorów eugeniki i seksualnego wyzwolenia rzuca charakter „filantropii”, jaką amerykańskie fundacje i instytucje prowadzą w biednych krajach Afryki. Na liście zjawisk, które zwalczać ma zachodni pieniądz, nieodmiennie figuruje „przeludnienie” i zbyt duża liczba dzieci. Projekty „humanitarne” poszerzają więc dostęp do „praw reprodukcyjnych”, antykoncepcji… Tymczasem według autora „Libido Dominandi”, dokumenty amerykańskiego wojska potwierdzają, iż inicjatorzy tej polityki wiedzą doskonale: to w ich interesie, a nie państw Czarnego Lądu, jest ograniczanie populacji.
„Populacja jest ekonomicznym predyktorem bogactwa i militarnym predyktorem siły. choćby rozwinięte technologicznie armie potrzebują populacji dużych rozmiarów. Ekspansja zachodu, która rozpoczęła się wraz z odkryciem Nowego Świata przez Kolumba, była poprzedzona przez wzrost demograficzny bez precedensu, bez którego ekspansja kolonialna nie byłaby możliwa”, podkreślał E. Michael Jones.
Lekcja płynąca z tego porównania jest jasna. Ludne i rozwijające się kraje zdolne są do zanegowania panującego politycznego i finansowego status quo. Czy w obliczu wzrastającej potęgi najludniejszych na świecie Chin i Indii i prób odwrócenia skutków antyrodzinnej polityki przez te kraje można jeszcze powątpiewać o słuszności tej zasady?
„Ideologia kontroli populacji jest zwyczajnie połączniem faktu, że: ludzie wytwarzają bogactwo i siłę militarną z faktem, iż zamożni mają mniejsze rodziny. Klasy wyższe przeszły na darwinizm i jednocześnie przestały mieć duże rodziny. W związku z tym zaczęły obawiać się czegoś, co nazywano zróżnicowaną płodnością. Oznaczało to, iż najlepsi ludzie (tzn. z ich klasy społecznej) ograniczali rozmiary swoich rodzin, reszta świata, szczególnie rasy południowe, nie. Jako dobrzy darwiniści rozumieli, iż populacje z większym wskaźnikiem dzietności zajmą miejsce populacji z niższym wskaźnikiem dzietności. Z tej niepokojącej konkluzji narodziła się kontrola populacji”, tłumaczył Jones.
Liberalizm seksualny, oparty na pseudo-naukowych „zdobyczach” Kinseya, to klucz do sukcesu tego programu. Żaden inny program nie miał bowiem takiej anty-demograficznej skuteczności. W rzeczywistości, jak konkludował Jones, choć obyczajowa emancypacja na transparentach postępowców przybiera postać wyzwolenia – to w gruncie rzeczy jest ona narzędziem kontroli. Pozwala powstrzymać wzrost aspiracji finansowych, potencjału ekonomicznego i politycznego – jakie pną się do góry wraz z demograficznym wzrostem. Boleśnie niska liczba urodzeń, coraz bardziej przelotny charakter relacji rodzinnych, wreszcie powszechna pogoń za związkami „bez zobowiązań” gwarantują elitom utrzymanie się „w siodle”. „Wolność” erotyczna i rozgrzanie dyskusji publicznej zagadnieniami emancypacji dewiantów oznaczają dla wielkich portfeli brak konkurencji.
Seksualne pragnienia szczególnie nadają się do wykorzystania w tym charakterze. Powodem jest ich przemożna siła. Są one w stanie skutecznie odwrócić wzrok od skupienia na dążeniu do wzbogacenia się i poprawie pozycji społecznej. To właśnie sedno „Libido dominandi” – politycznego panowania przez wykorzystanie namiętności. Te z łatwością są w stanie uśpić rozsądne i niepożądane przez elitę aspiracje społeczeństwa… Jednocześnie przekonanego, iż zmierza ku wyzwoleniu i powiększaniu własnego samostanowienia.
Napięcie pomiędzy politycznymi i finansowymi aspiracjami, a programem seksualnej emancypacji ukazuje spór o ocenę rewolucji obyczajowej na lewicy. W polskiej publicystyce najwydatniej zwraca na niego uwagę dwóch bardzo rozpoznawalnych autorów. Rafał Woś i Marcin Giełzak zdecydowanie utożsamiają się z lewicą, ale wobec rewolucji obyczajowej zachowują dystans. Ich zdaniem, hasła tolerancji i emancypacji LGBT wyparły całkowicie myślenie kategoriami interesu „warstw niższych”. Państwo wyzwalające seksualnie zastąpiło więc lewicowy program władzy opiekuńczej, a agenda erotycznej tolerancji wyparła przejęcie interesem biedniejszych warstw społecznych. To zaledwie jeden z dowodów skuteczności „inwestycji Rockefellera”.
Dzięki niej elity finansowe nie muszą niepokoić się wzrostem populacji i dążącą „do swego” konkurencją. Program wolności „od pasa w dół”, który zdominował na dobre debatę publiczną, zastąpił zabiegi o realne doczesne dobra, stabilność finansową i polityczne wpływy. Taką wolność „władcy świata” i „filantropi” mogą z łatwością wodzić nas za nos. Wsparcie „pieniądza” dla tej agendy jest powszechne… i zgoła nie zaskakujące. Amazon oraz inne wielkie przedsiębiorstwa z pasją oddadzą się zabiegom o sprawiedliwe traktowanie pracowników, jeżeli przejawia się ono tęczowymi symbolami i szkoleniami z inkluzywności – zmniejszając przy tym ilość wniosków o podwyżkę zapracowanych ojców dużych rodzin.
Filip Adamus